Rozdział 2

2K 151 35
                                    

„I might never be your knight in shining armour"

Penelope siedziała na trawie przed szkołą ze swoim najlepszym przyjacielem i wtedy świat stawał się piękniejszy. Issac był jej męskim wcieleniem i idealnym alter ego. Żyła bowiem w przekonaniu, że gdyby urodziła się facetem, mając swoje umiejętności sportowe na takim niskim poziomie, byłoby bezpieczniej (i dużo fajniej) być dobrze ubranym gejem, łamiącym serca zakochanym w nim dziewczętom. Issac z kolei sądził, że gdyby był kobietą, byłby wypisz, wymaluj Penelope, może bardziej sukowatą. Issac nie był miłym chłopakiem dla każdego, w środku jego chuderlawego ciała ukrywała się potężna 'sassy queen', która nienawidziła większości ludzi.
Oboje dopełniali się od samego początku i tak miało zostać już do końca ich życia.
Ona potrafiła ostudzić jego ostry charakter, a on zaostrzyć jej temperament, kiedy było to konieczne.

Tego dnia dwójka przyjaciół po okropnym i ostatnim sprawdzianie w tym roku szkolnym siedziała w swoim ulubionym miejscu, delektując się zestawem na wynos z Mc. Uciekli z lekcji wychowania fizycznego, aby zakupić swój ulubiony zestaw.
– Widziałem, jak dzisiaj Styles szczerzył się do ciebie przed lekcjami – powiedział Issac, wsysając frytkę do buzi jak makaron spaghetti.

– Fuj, nie jedz tak frytek – zaśmiała się brunetka, na co chłopak wzruszył ramionami, dalej jedząc frytki w ten dziwny sposób. – W zasadzie to tak, spytał jak się czuję po imprezie.
– OMG! Myślałem, że znowu cię uderzył – wybuchł śmiechem. – I co dalej? Motylki w brzuchu?

– Pytał, czy widzimy się na przerwie obiadowej... Która jest, cholera, teraz. Ops? – popatrzyła wystraszona.

Issac zakrztusił się jedzeniem, o mało co nie wypluwając wszystkiego na swoją przyjaciółkę. Penelope zasłoniła jedynie swoje okulary, mając nadzieję, że uchroni to, co dla niej najważniejsze w tym momencie. Na szczęście nie doszło do tragedii.
– Dziewczyno, podobasz mu się! – wykrzyczał, przez co zarobił od dziewczyny pstryczka w nos.
– Uspokój swoje hormony, idioto! Może do nas dołączyć? – spytała zawstydzona po chwili.
Im szerzej Issac uśmiechał się, tym bardziej Porter czerwieniała na twarzy, bo wiedziała, że przyjaciel nie da jej spokoju. Wymyślił swoją własną teorię, w której jego wewnętrzna bogini, nakazywała mu shippować przyjaciółkę z członkiem drużyny piłkarskiej i tak szybko jej tego nie odpuści.
Dziewczyna, ignorując wywiercające w niej dziurę spojrzenie chłopaka, wystukała szybko wiadomość, gdzie i z kim (choć to było oczywiste) się znajduje.
Oboje czekali na wiadomość od Harry'ego. Z tą różnicą, że Penelope była wystraszona, a Issac podekscytowany i chyba bardziej stresował się odpowiedzią Harry'ego niż sama dziewczyna.
Po kilku minutach Penelope odetchnęła z ulgą, bo Harry nie mógł przyjść. Issac był niezadowolony. Chciał bezkarnie popatrzeć na chłopaka, który być może przyszedł by do nich ze swoim kolegą – Trevorem.

Trevor zyskał miano crusha Issacka, więc jego zainteresowanie piłkarzami wzrosło.

Harry był dobry z matematyki, chemii i fizyki, ale zupełnie nie szły mu przedmioty humanistyczne. Czasem czuł się dziwnie z faktem, że miał matematykę w małym palcu a z angielskim był na bakier.
Czy czasem nie powinno być odwrotnie?
Zamiast iść na przerwę obiadową, zmuszony był udać się do biblioteki, aby przygotować mały esej dla nauczyciela historii, aby zdać rok. Jego matka zabiłaby go własnoręcznie, gdyby nie skończył szkoły przez jakąś historię.
Kupując po drodze kilka batonów z automatu i kubek czarnej kawy, poszedł jak na skazanie w kierunku biblioteki szkolnej. Po głowie chodziła mu Pen, zastanawiał się czy pamiętała, że chciał z nią spędzić przerwę obiadową, lecz z przyczyn oczywistych będzie musiał to przełożyć.
Spotkał po drodze Beth, miał cichą nadzieję, że wystarczy się uśmiechnąć i przejść jak najdalej od dziewczyny. Mylił się, co było oczywiste. Dziewczyna zatrzymała go, zalotnie uśmiechając się w jego kierunku, bawiąc się kosmkiem włosów pomiędzy palcami.
- Hazz, co robisz jutro wieczorem? Może wpadniesz? Mam mega braki z historii...
Harry parsknął śmiechem, wiedział, że mogło być to niegrzeczne z jego strony, ale nie mógł się powstrzymać.
- Beth... jestem zagrożony z historii. Jestem pewny, że moja pomoc się nie przyda.
Kiedy chciał ją wyminąć wysoką, ciemnoblond-włosom dziewczynę i skierować się do biblioteki, ta ponownie mu w tym przeszkodziła.
- Więc może pouczymy się razem? Rodziców jutro nie będzie. – mrugnęła do niego.
Harry będąc lekko już zirytowany, ponownie odmówił dziewczynie, szybko ją wymijając, tłumacząc się, że spieszy się do biblioteki.
Wiedział, że tam za nim nie pójdzie, Bethany nigdy tam nie zajrzała w całej kadencji szkoły, ponieważ zdarzało się jej prosić (lub zmuszać) innych uczniów, do odrabiania jej prac. Miała dość wysoką pozycję w szkole, jeśli można było tak to nazwać. Wykorzystywała więc swoją urodę i popularność, jak tylko mogła, niejednokrotnie przekraczając granice uczciwości.

Perfect | Home |h.s| ✔️Where stories live. Discover now