8. Odwaga Gryffindora

3K 301 33
                                    

Stałam, wpatrując się tępo w płomienie, a w mojej głowie kołatało jedno pytanie. Jak? Jak mamy wybrać między sobą czyje życie jest najmniej wartościowe? Czy istniała w ogóle odpowiedź na takie pytanie?

— Hermiona?

Słysząc swoje imię odwróciłam się ze łzami w oczach. Ginny patrzyła na mnie pytająco, najwyraźniej słysząc słowa Snape'a. Miałam kompletną pustkę w głowie.

— Ktoś z nas... — zaczął słabo George, rozglądając się po pozostałych. — Musi zostać?

— Nie — powiedziałam szybko, jednak bardziej przypominało to jęk. Odchrząknęłam i powtórzyłam: — Nie. Musi być inne wyjście.

— Snape powiedział, że nie starczy eliksiru dla wszystkich — szepnęła przerażona Ginny, zdając sobie powoli sprawę z otaczającej ją rzeczywistości.

Złapałam ją szybko za ramiona i popatrzyłam w jej oczy. Słabe światło pochodni rozświetliło jej zapuchnięte powieki i żal ścisnął mi serce, ale wiedziałam, że lepszym wyjściem było udawanie silnej niż załamanie.

— Snape się myli, a my wszyscy przejdziemy na druga stronę, tylko... — Zawahałam się, nie wiedząc co powiedzieć. W oczach Ginny widziałam, że mi nie wierzy.

— Więc co? — warknął Ron. — Ktoś z nas po prostu tu zostanie? I umrze w ciemnej, pieprzonej jaskini?

— Ron, nikt nie umrze... — zaczęłam, ale Ginny niespodziewanie mi przerwała:

— Parvati już umarła.

Popatrzyłam na nią z błaganiem, aby się nie poddawała, ale widocznie było już za późno. Rozejrzałam się powoli po pozostałych — Fred i George marszczyli brwi i zerkali na siebie niepewnie, Luna opierała się o jakiś występ skalny i wpatrywała się niewidomym wzrokiem z sklepienie, a Ron i Ginny patrzyli na mnie oskarżycielsko. Tylko Neville wpatrywał się w ciemny korytarz.

— Ja zostanę — wyszeptał, jakby czując na sobie moje spojrzenie. Wszyscy popatrzyli na niego z szokiem, a ja aż otwarłam usta, czując jak łzy pojawiają się pod moimi powiekami.

— Neville, nikt z nas nie musi zostawać, wystarczy...

— Hermiona, sama wiesz, że to kłamstwo — powiedział spokojnie, odwracając głowę w moją stronę. — Ja... I tak nie poradziłbym sobie na zewnątrz. Skoro śmierciożercy przejęli szkołę, to zrobią to z resztą świata. Nie ma tam miejsca dla kogoś takiego jak ja.

— Dla kogoś ta... Neville, posłuchaj mnie — przerwałam mu dobitnie, ścierając łzy z policzka. Podeszłam do niego i zadarłam głowę do góry, aby popatrzeć mu prosto w oczy, ale on odsunął się o krok. —Jesteś odważny, inteligentny i lojalny. A co najważniejsze, masz nas, a my cię nie zostawimy.

— Nie macie wyboru — odparł, uśmiechając się poddańczo. On już zdecydował, a ja właśnie zdałam sobie sprawę, że nie przekonam go. Nie wierzył mi, ale prawdę mówiąc... Ja sama sobie nie wierzyłam. Słowa po prostu same się ze mnie wylewały. Nie chciałam dopuścić do kolejnej tragedii. — Hermiona, w porządku.

— Neville... — wyszeptała niespodziewanie Luna i podeszła do chłopaka, wtulając się w jego klatkę piersiową. Przyglądałam się im z mieszaniną zaskoczenia i wzruszenia, a kiedy Neville ucałował jej czoło i uśmiechnął się do niej czule, poczułam uścisk w żołądku.

Nagle usłyszałam zza płomieni znajomy krzyk i odwróciłam się w jego stronę.

— Granger! Nie mamy całego dnia!

Stałam jak zaklęta, wpatrując się w płomienie, syczące z każdym małym wybuchem. Łzy ciekły po moich policzkach, które piekły z rozpalenia. Pierwszy raz w życiu czułam się tak bardzo bezradna. Popatrzyłam na Neville'a, który uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. Poczułam uścisk na ramieniu i głos Rona, abyśmy szli. Jak to mogło przyjść mu tak łatwo?

— Neville, nie! — zaczęła płaczliwie Ginny, kiedy bliźniaki odciągali ją w stronę przejścia.

— W porządku, Hermiona — powtórzył chłopak, patrząc mi prosto w oczy. Ścisnął dłoń Luny i kiwnął głową, pospieszając nas bez słów. — Zaopiekuj się nią.

Błękitne oczy Lovegood zaszkliły się łzami, które pociekły po jej bladym policzku, a ja patrząc na nią, bezwiednie skinęłam głową. Złapałam jej rękę i pociągnęłam za sobą, zmuszając dziewczynę do marszu. Przystawiłam jej flakonik pod usta i starając się nie odwracać w stronę Neville'a, podeszłam do płomieni, obserwując jak Luna przechodzi na drugą stronę. Czarne języki lizały jej ciało, które wyraźnie drżało przy każdym kroku, jednak nie wyrządziły jej żadnej krzywdy. Zerknęłam za siebie, nie mogąc wytrzymać i kiedy zobaczyłam łzy w oczach przyjaciela, rzuciłam mu się na szyję.

— Przepraszam, Neville — wyszeptałam w jego ramię, krztusząc się słonymi łzami. — Przepraszam cię. To wszystko... To moja wina. To przeze mnie się tu znaleźliście... Obiecałam, że was stąd wydostanę...

— I wydostaniesz. Po prostu nie wszystkich — przyznał, a mój żołądek ścisnął się jeszcze bardziej. — Hermiona ja i tak jestem ci wdzięczny, że nie muszę ginąć z rąk śmierciożerców. Wiesz, co robią takim słabeuszom jak ja.

Popatrzyłam na niego, marszcząc brwi.

— Jesteś jednym z najodważniejszych ludzi, jakich znam, Neville. Mało kto ma byłby w stanie... Zrobić choć jedną setną tego co ty. Prawdziwy syn Gryffindora — wyszeptałam jedyne, co przyszło mi do głowy. Chłopak uśmiechnął się dumnie, mimo iż w jego oczach wciąż czaiły się łzy. Odsunął mnie od siebie i wskazał głową na płomienie.

—Idź. Wyprowadź ich stąd. Niech chociaż z tego śmierciożercy nie mają satysfakcji.

Miałam wrażenie, że moje nogi wrosły w ziemię. Stały się ciężkie, jakby z ołowiu, a każdy krok stawał się coraz trudniejszy. Cofnęłam się i podeszłam do skalnego występu, na którym leżała fiolka. Na jej dnie została ostatnia, ledwie widoczna dawka eliksiru, który mógł zabrać mnie stąd daleko. Ścisnęłam naczynko, czując jak chłód ogarnia całe moje ciało. Dłonie trzęsły mi się tak samo jak nogi, a łzy nieprzerwanie ciekły po policzkach. Nie potrafiłam tego zatrzymać. Zamknęłam oczy i wylałam na język słony eliksir. Poczułam zimno, jakby krew w moich żyłach zaczęła zamarzać. Język mi zdrętwiał, a z ust zaczęła unosić się para lodowatego powietrza. Popatrzyłam ostatni raz na Neville'a, który jedynie skinął mi głową. Zamknęłam oczy i jednym, pewnym krokiem pokonałam płomienie. Poczułam śmieszne szczypanie w miejscach, gdzie języki dotykały mojej skóry, ale nic poza tym. Żadnych oparzeń.

Kiedy łaskotanie ustało, otworzyłam oczy. Elena wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczyma, a jej usta układały się w szeroki uśmiech. Pogładziłam jej włosy i mocno ją do siebie przycisnęłam, kiedy jej małe ciało wcisnęło się w moje ramiona.

Spojrzałam w górę i zobaczyłam, że Snape wpatruje się w nas ze zmarszczonymi brwiami. Patrząc w jego ledwo widoczne tęczówki nie mogłam powstrzymać się od płaczu. Miał rację. Fałszywa nadzieja jest najgorszą rzeczą, jaką można człowiekowi ofiarować. A ja podarowałam ją Neville'owi i Parvati.

I Uciekinierzy ✔Where stories live. Discover now