Rozdział 1.

284 14 8
                                    

Rayna przeżywała właśnie kolejną noc, podczas której upragniony sen nie chciał jej nawiedzić. Stawało się to męczące oraz odciskało na jej organizmie piętno, które objawiało się w postaci wiecznie podkrążonych i przekrwionych oczu, patrzących smętnie na każdą mijaną na ulicy osobę. Była uważana za wrak człowieka, koleżanki z uczelni snuły domysły na temat jej stanu, czasami czyniły to otwarcie, podsuwając jej tabletki z żelazem i wmawiając anemię, a niektóre szeptały przeróżne wersje między sobą.Rayna nauczyła się ignorować ciekawskie spojrzenia i szepty za jej plecami. Może pomagało jej to, że w dzień ledwo kontaktowała i zostawała za to wiele razy ganiona przez swojego pracodawcę. Pracowała w pubie jako kelnerka i barmanka. Odwiedzających nie było na tyle dużo, aby wykonywać jedno zajęcie i dostawać pełne wynagrodzenie, jak to określił jej szef na pierwszym spotkaniu. Pachniało tam stęchlizną, a jedynymi klientami byli mężczyźni po czterdziestce, chętni do oglądnięcia meczu na małym telewizorze przy odpowiedniej ilości piwa.Przebywała tam w godzinach wieczornych w dni powszednie, a w weekendy bywała tam dziesięć godzin. Wiedziała, że to i tak za dużo jak na tak małe wynagrodzenie, ale nie mogła pozwolić sobie na marudzenie, ponieważ jej sytuacja była krytyczna. Z wielkim trudem wynajmowała ciasną kawalerkę na poddaszu starej kamienicy. Dorosłość przygniotła ją całym swoim ciężarem i boleśnie uciskała, cały czas o sobie przypominając.
Przemyła twarz zimną wodą, rezygnując z nadziei na sen i otworzyła okno wychodzące na dach, ponieważ w mieszkaniu panowała niesamowita duchota, spowodowana brakiem klimatyzacji. Jedynym wybawieniem był mały, przenośny wiatrak, który i tak dawał nikłą ulgę. Włączyła go i po chwili ciszę przerwała praca silniczka, który przy każdym obrocie wydawał z siebie nieokreślone dźwięki. Nie mogła sobie pozwolić na luksusy, a jej rodzice nie pochwalali jej wyjazdu do Sydney. Zawsze marzyła o wielkim mieście, nieograniczonej liczbie możliwości i szczęściu, jakiego zaznałaby w takim miejscu. Jednak rzeczywistość, a marzenia nie przecięły się pod takim kątem jakim sobie wyobrażała. W takiej sytuacji nie mogła liczyć na wsparcie nikogo poza własną osobą.Wystawiła twarz ku źródłu orzeźwiającego powietrza, dochodzącego z zewnątrz. Na szczęście noc była nieco chłodniejsza niż dzisiejszy dzień, co było miłą odmianą. Zza okna dochodziły dźwięki ruchu ulicznego, ponieważ w takich miastach jak to, życie zaczyna się po zmierzchu. Podobną rzecz słyszała o Nowym Yorku, ale nie miała możliwości tego sprawdzić. Ostatecznie wybrała obrzeża Sydney, wyprowadzając się z rodzinnego Bristolu w Wielkiej Brytanii. Zmiana kontynentu była dla niej rzeczą ekscytującą, ale jednocześnie przyprawiającą ją o obawę. Jednak ciekawość zwyciężyła i tak oto znalazła się tutaj, w największym mieście Australii.Jednak nie mogła wyrzec się swojego pochodzenia.  Posiadała akcent, po którym ludzie poznawali, że jest nietutejsza. Jej rudoblond włosy sięgały do pasa i od lat nie widziały nożyczek, ponieważ były ogromnym atutem Rayny i dziewczyna stanowczo odmawiała chociażby przycięcia końcówek. Mimo wszystko były one grube i błyszczące, dzięki odpowiedniej pielęgnacji.Jednak jak każda kobieta, miała swoje mniejsze i większe kompleksy. To pomniejszych należał kolor oczu i rzęs, które były jasne i okalały jej szare oczy z prawie niewidocznymi, żółtymi plamkami na tęczówce. Rayna uważała ich barwę za nijaką i z ukrywaną zazdrością patrzyła na swoje koleżanki, posiadaczki pięknych, niebieskich albo piwnych oczu.Większym problemem była jej porcelanowa karnacja. Skóra na nadgarstkach była tak delikatna, że widać było przez nią siateczkę żył. Ślady zmęczenia mocno odbijały się na jej twarzy, nadając jej wygląd trupa, jak zwykła mawiać.Wskazówki zegara poruszały się do przodu i wskazywały coraz to późniejszą godzinę. Niemoc ogarnęła Raynę, która postanowiła zaczerpnąć świeżego powietrza, nie zważając uwagi na późną porę, a raczej wczesny ranek, ponieważ było już po trzeciej.Szybko przebrała się w znoszone, ale ulubione jeansy oraz na cienką bluzeczkę na ramiączkach zarzuciła bluzę z kapturem. Na nogi wsunęła trampki, które kupiła w sklepie typu second-hand i chwyciła klucze wiszące na smyczy przy drzwiach.Gdy opuściła budynek kamienicy zaczerpnęła zachłannie orzeźwiającego powietrza. Była wczesna wiosna, ale ona była ubrana tak, jak chodziła w środek lata w Wielkiej Brytanii. Kolejną rzeczą, do której musiała się przystosować była diametralna zmiana klimatu - tutaj w miesiącach zimy w Europie jest tak ciepło, że można dostać białej gorączki.Nogi prowadziły ją w nieokreślonym kierunku, nie chciała pójść w stronę zgiełku ulicznego, tylko postanowiła odwiedzić jej ulubiony park, który znajdował się przy wieży zegarowej, w spokojnej okolicy. Takich miejsc, gdzie można było się wyciszyć i wsłuchać w szum drzew, było stosunkowo niewiele.Na ulicach mijała pojedynczych przechodniów, a niektórzy z nich byli beztroskimi, młodymi ludźmi wracającymi z imprezy. Rayna przypomniała sobie czas, gdy była podobna do nich, czas, w którym liczyło się wszystko i nic, a uznanie czegoś za niemożliwe było co najmniej śmieszne. Teraz, gdy była już dwudziestodwuletnią kobietą, a nie nastolatką, zaczęło jej tego braknąć. Zamarzyła o wolności i adrenalinie, jaką czuła, gdy wymykała się z domu na nocną imprezę do koleżanki.Spuściła głowę, pogrążając się we własnych myślach i podążała przed siebie. Wszystko jest ulotne, życie to jedno wielkie przemijanie, które przelatuje nam między palcami.Do celu zostało jej tylko paręnaście metrów, właśnie przechadzała się pod wieżą zegarową, gdy nagle jakiś głos w głowie dziewczyny nakazał jej podnieść wzrok i spojrzeć na wielką tarczę zegara. Nie było w tym nic dziwnego, więc z ciekawości przeniosła spojrzenie na wielkie wskazówki, chcąc przy okazji zobaczyć ile czasu pozostało do świtu. Jednak, gdy to zrobiła, serce stanęło jej w piersi, po czym zaczęło walić z taką siłą, jakby miało połamać wszystkie żebra. Kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt metrów nad ziemią, przy tarczy zegara stała dziewczyna. Opierała się plecami o mur wieży, ale Raynie zadawało się, jakby zaraz miała zrobić coś głupiego. W końcu kto normalny stoi na wieży zegarowej w środku nocy?Krzyknęła parę słów w jej stronę, mocno zadzierając głowę. Gardło miała ściśnięte ze strachu, chociaż to nie ona była w niebezpieczeństwie, tylko bezpiecznie stała na ziemi. Jednak bała się o tamtą dziewczynę, która wyglądała, jakby miała skoczyć. Odkaszlnęła i wrzasnęła ponownie z całych sił. Nie dostała odpowiedzi. Tego było za wiele, jej ręce zaczęły się trząść, gdy wyjęła telefon z pobitą szybką z kieszeni jeansów i zaczęła wybierać numer na policję. Może powinna powiadomić pogotowie, bo w końcu, nie daj Boże, kto wie, czy nie będzie potrzebne. Gdy po drugiej stronie odezwał się głos jakiegoś mężczyzny, zaczęła chaotycznie opowiadać o zaistniałej sytuacji i prosić o pomoc głosem ściśniętym z emocji. Dusiła w sobie szloch, nie potrafiła racjonalnie myśleć, ponieważ nigdy nie była świadkiem podobnej sytuacji. Kazano jej się uspokoić i określić dokładną lokalizację, gdzie mają przyjechać funkcjonariusze.Rayna otwierała usta, aby powiedzieć o najważniejszej informacji, o której z emocji i roztrzęsienia zapomniała powiedzieć, ale w tej samej chwili uniosła głowę i z jej gardła wydostał się przeszywający powietrze krzyk. Dziewczyna rzuciła się w dół z wieży i przez ułamek sekundy, która trwała jak godzina, jakby zawisła w locie, a Rayna mogła zobaczyć jej pusty i otępiały wzrok. Potem rozległo się głuche uderzenie o asfalt, a bezwładne ciało dziewczyny leżało na ulicy niczym zwłoki szmacianej lalki.Stała tam wmurowana w ziemię, a telefon wypadł z jej ręki, tym samym przerywając połączenie. Dwa metry przed nią leżała martwa dziewczyna, która była zwrócona twarzą do ziemi, więc Rayna nie mogła zobaczyć nic, poza długimi blond włosami, które rozsypały się wokół jej ciała. Nie wiedziała co robić, nie mogła się poruszyć, chociaż umysł podpowiadał jej, aby rzuciła się w kierunku blondynki. Jednak strach, nie bez powodu był zwany paraliżującym. Upadła na kolana, ponieważ nogi stały się jak z waty, niczym u kukły, a wszystkie mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa. Kierowana nagłym impulsem, zaczęła się czołgać w kierunku zwłok. Drżała z powodu spazmów, które wstrząsały jej ciałem. Nie widziała wiele przez zasłonę łez, ale dzielnie brnęła do przodu.Gdy znalazła się przy dziewczynie, drżącymi rękoma obróciła ją na plecy. Może było to lekkomyślne, głupie i nie powinna tego robić, ale czuła jakąś potrzebę, aby upewnić się czy aby naprawdę nie żyje. Pomimo, że jej nie znała, chciała, aby jakimś cudem przeżyła ten skok. Gdy poczuła bezwład podczas obrotu, wzdrygnęła się. Po chwili mogła ujrzeć twarz blondynki, która była szara i podrapana. Jej szare oczy były otwarte, pełne przerażenia i jakby zastygłe w pewnym punkcie nad nią. Usta pozostawały lekko rozchylone, całe sine i pogryzione do krwi. Była strasznie blada, ale jedna rzecz przeraziła Raynę bardziej od zwłok dziewczyny. Był to fakt, że wyglądały identycznie.

~~*~~

Więc jesteśmy! To moje pierwsze opowiadanie, które opublikowałam na Wattpadzie, wcześniej działałam na terenach Bloggera. Więc, jak się podoba? Miałam długą przerwę w pisaniu, a ta oto powyższa historyjka powstała w półgodziny, pod wpływem chwili. Jestem otwarta na wasze opinie, więc jeśli coś wam się nie podoba, śmiało piszcie.

EDIT: Opowiadanie będzie miało swoją kontynuację, możecie oczekiwać kolejnych części!

Dwie TwarzeWhere stories live. Discover now