Rozdział 5 Pierwsza Noc... Po raz Kolejny

2K 101 13
                                    

W tym pomieszczeniu ściany miały barwę jasno kremową, podłogę przykrywał, tym razem w mniejszym stopniu, dywan tak ciemno niebieski, że praktycznie czarny. Kusił wyraźną miękkością zachęcając do rozłożenia się na nim. Tam gdzie go nie było można było zobaczyć drewniane deski służące za podłogę. W pomieszczeniu były jeszcze dwa inne drzwi, jedne ciemne, drugie jaśniejsze, prawie białe. Z podobnego drewna jak te drugie była większość mebli w pokoju. Pod ścianami umieszczono regały zapełnione najróżniejszymi książkami, nastolatek uznał, ze później przejrzy tytuły i przerzucił spojrzenie na mebel zajmujący większą część pomieszczenia. Łóżko. Narzuta była o kilka tonów jaśniejsza od zasłon, które z kolei były o kilka tonów jaśniejsze od dywanu. Ponadto było ogromne, gryfon mógłby się założyć, że zmieściłoby się na nim z pięć osób. Wolał nie zastanawiać się dłużej nad powodem takiej wielkości tegoż mebla.

Podszedł bliżej przyglądając się kolumnom zdobionym w jakieś bliżej nieokreślone wzory. Po dokładnych oględzinach dostrzegł węże oplatające filar wyrzeźbione w białym, zapewne brzozowym drewnie. Stworzenia oplatały dokładnie kolumny nie pozostawiając niezajętego miejsca. Nad łóżem rozwieszono duży, błękitny baldachim w odcieniu narzuty. Materiał delikatnie opadał na połowę wysokości kolumn wydłużając się w ich kierunku, a przy nich samych dotykając ziemii. Potter delikatnie musnął miękki materiał. Uznał, ze to jedwab, satyna, albo coś podobnego. Odwrócił spojrzenie od zachwycającego mebla gdy usłyszał cichy, ciepły śmiech. Zobaczywszy, ze w pokoju oprócz niego jest tylko Voldemort uznał, ze coś mu się przywidziało, a ten zachwycający dźwięk był tylko wytworem jego wyobraźni.

-I jak? Znowu "łał"?

-"Łał" nie oddaje tego nawet w połowie. -sapnął wciąż będący w szoku nastolatek.

-To dobrze. Te ciemne drzwi prowadzą na korytarz i wolałbym byś ich nie używał, a przynajmniej nie gdy mnie nie będzie obok.

-Dlaczego? -zapytał gryfon odruchowo, by po chwili przypomniec sobie o tym, że podpisany jeszcze chwilę wcześniej Kontrakt tworzył go praktycznie własnością Riddle'a i pewnie nie miał nawet prawa się odzywać, a co dopiero pytać o cokolwiek.- Znaczy...

-Harry. -Mężczyzna podszedł bliżej do niego, a następnie nie spuszczając z niego spojrzenia błękitnych oczu położył mu dłonie na ramionach.- Nie mam zamiaru korzystać nawet z połowy zawartych tam punktów. Nie musisz się bać.

-Nie? Znaczy... Nie chodzi mi o to, że nie mam, tylko... -urwał gdy palec Riddle w zaskakującym tempie znalazł się na jego ustach. Zszokowany patrzył prosto w błyszczące oczy.

-Chciałem tylko żebyś był bezpieczny, a istnieje pewne zaklęcie ochronne, naprawdę potężne, rzucane przy okazji zawierania Magicznych Kontraktów. Tylko, że Kontrakty te muszą mieć specyficzną formę. Muszą tworzyć z jednej osoby... -urwał szukając odpowiedniejszych słów, poddał się jednak nie znalawszy  żadnych.-... własność tej drugiej. Nie mam zamiaru korzystać z większości praw jakie otrzymałem, rozumiesz? -chłopak powoli skinął głową.- Nie mam takiego zamiaru, ale chcę byś uśwadomił osbie jedno... Jesteś mój, Harry. Tylko i wyłącznie mój. Nie ma żadnych wyjątków, czy ustępstw od tej konkretnej reguły. Będę wyrozumiały w innych sprawach, ale w tej ci nie odpuszczę, rozumiesz?

-Mhm. -tym razem skinięcie było energiczne. Spojrzenie chłopaka automatycznie powędrowało do gigantycznego łoża wywołując łagodny uśmiech na twarzy Riddle'a.- Czyli ty...?

-Słyszałeś co powiedziałem? Nie skrzywdzę cię. Zresztą, jestem cierpliwym człowiekiem. Poczekam aż sam do mnie przyjdziesz.

-C-co?!

Potter cofnął się o kilka kroków tylko po to by zaplątać się w dywan i wylądować tyłkiem na ziemi. Poczerwieniał słysząc śmiech Voldemorta. Tym razem nie mógł zwalić winy na przysłyszenie, dźwięk ten był ciepły i łagodny. Zachłysnął się powietrzem gdy mężczyzna uklęknął na dywanie przed nim i łagodnie dotknął jego ramienia.

Magiczny KontraktOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz