Rozdział 2 Medalion

1.5K 85 6
                                    

Powieki powoli odsłoniły zielone oczy. Harry niechętnie podniósł się z łóżka. Jego pierwsza myśl: Jest późno. Była dopiero ósma, ale przy regularnym budzeniu jeszcze przed świtem wydawało mu się to podejrzane. Jego wzrok przyciągnął kawałek pergaminu leżący na podłodze.

/Mam nadzieję, że ci się spodoba. Bella i Severus zjawią się o ósmej wieczorem. Lepiej spakuj wszystkie swoje rzeczy do tego czasu.

Tom/

Z niewiadomego powodu chłopak uśmiechnął się czytając tę krótką notkę. Przebrał się i zszedł na dół z nadzieją na zdobycie czegoś do jedzenia. Zatrzymał się w drzwiach do kuchni na widok ciotki stojącej przed kuchenką i robiącą śniadanie. Jego wuj i kuzyn siedzieli już przy stole. Skulił się w sobie oczekując na wykład o spóźnieniu się.

Zamiast tego Petunia podeszła do niego i usadziła obok Dudley'a z łagodnym uśmiechem na ustach.

-Już się baliśmy, że prześpisz śniadanie. Musiałabym wtedy zrobić ci coś osobno.

Kobieta roześmiała się ciepło i powróciła do przygotowania śniadania. Potter czuł się jak ryba wyjęta z wody, to zamykał, to otwierał usta. Przestał dopiero gdy kuzyn szturchnął go pomiędzy żebra. No, wszystko wraca do normy. Zmienił zdanie gdy chłopak się odezwał.

-Harry, zachowuj się! Rozumiem, że jeszcze się nie obudziłeś, ale weź się ogarnij.

Petunia podsunęła mu talerz pełen jajecznicy z pomidorami. Niepewnie spojrzał na wujostwo, ale nie wydawali się żartować, a newet jeśli tak robili, to no cóż... Harry miał zamiar się chociaż najeść. W natychmiastowym tempie pochłonął śniadanie powodując dwukrotne powiększenie się oczu Petunii.

-Jeszcze? -skinął głową przełykając resztkę jajecznicy.

-Boże, dziecko, zachowujesz się jakby cię nie karmili. -stwierdził wuj Harry'ego znad gazety.

-Vernon! -kobieta uderzyła męża ścierką w ramię.- Harry rośnie i potrzebuje dużo jedzenia, a ty nie będziesz się go czepiał!

Gryfon uznał, że albo to wszystko tylko mu się śni, i taki sen mu się podoba, albo jego wujostwo zwariowało. Albo... albo to magia. Ostrożnie wyciągnął spod bluzki wisiorek. Kamień błyszczał teraz lekkim światłem, a w momencie gdy ciotka położyła przed nim talerz pełen kolejnej porcji zajaśniał jeszcze mocniej. Zdawało mu się, że nikt poza nim tego nie zauważył więc z powrotem schował go pod koszulkę i zabrał się za jedzenie. Nie był pewnien kiedy ostatnio jadł. O ile sobie dobrze przypominał, to jakieś dwa dni wcześniej udało mu się zwinąć kromkę, czy dwie zczerstwego chleba.

Gdy skończył wyciągnął wisiorek na wierzch, by zobaczyć jego reakcję i zaoferował się, że pozmywa naczynia. Światło dochodzące z kryształu zwiększyło się zauważalnie, a ciotka odmówiła, twierdząc, że to jej zadanie i pogoniła go z kuchni. Chciał pójść do swojego pokoju i spakować się na wieczór, ale jego kuzyn stanął mu na drodze.

-Co będziesz robić?

-Co...? Och, zamierzałem... zamierzałem się pouczyć.

-Dobra, jakby co to ja będę tutaj.

Czarodziej szybko wbiegł po schodach na górę, wpadł do pokoju, zamknął drzwi i oparł się o nie. Powoli zjechał na podłogę i ściągnął naszyjnik z szyi by lepiej mu się przyjrzeć. Dobra, to jest dziwne. Coś ty im zrobił? I dlaczego, do diabła Voldemort mi ciebie przysłał? Zamknął oczy zaciskając mocno palce na zawieszce. Srebrne sploty węża wbijały mu się w ręce, ale nie zauważał tego. Czuł tylko dziwne, niezidentyfikowane ciepło wypływające z zielonego kamienia. Przymknął oczy, odchylił głowę i odetchnął głęboko. Do zwiększonej temperatury dołączyło też dziwne drżenie, mrowienie rozchodzące się po całej ręce. Miał wrażenie, że powinno mu się to wydać dziwne, zupełnie jak zachowanie wujostwa i wszechogarniający go spokój. Myślała tak jednak chyba tylko mniej niż jedna dziesiąta jego mózgu. Pozostała część doszła do wniosku, że jest to bardzo miłe uczucie i z pewnością niegroźne.

Chwilę później otworzył oczy i założył naszyjnik na szyję chowając isiorek pod ubranie. Spojrzał na zegarek. CO?! Jakim cudem już jest dwunasta?! Przecież to nie ma sensu! Zamknąłem oczy tylko na kilka minut! Nie zasnąłem przecież! Wstał i rozejrzał się po pokoju, który pozostał bez zmian.

Wyciągnął spod łóżka kufer i otworzył go. Następnie wyciągnął z szafy wszystkie swoje ubrania, wrzucił do środka i zamknął go. No i tyle z mojego pakowania. Pomyślał po czym opadł na łóżko. Szybkim ruchem zdjął z szyi łańcuszek i podsunął pod oczy. Czym ty jesteś? Kamień rozbłysnął odrobinę jaśniejszym światłem, przynajmniej tak wydawało się Harry'emu. Oparł się o ścianę i przyjrzał mu się. Dokładnie.

Kilka minut później wodził delikatnie palcami wzdłuż splotów węża z lekko przymkniętymi oczami. Kryształ naprzemian rozbłyskał światłem i gasnął. Wujostwo zawołało go na obiad, ale powiedział, że nie jest głodny. Zamiast tego cały dzień spędził badając fakturę wisiorka. Mógłby z pamięci powiedzieć, gdzie kończy, a gdzie zaczyna się wąż. Ile oczek [A/N:chodzi mi o te kółka w łańcuszku, wydaje mi się, że inna nazwa to właśnie oczka, albo pierścienie. Nie bijcie jak źle.] ma łańcuszek. W którym miejscu kamień ma rysę, albo wgłębienie.

Półprzytomnie spojrzał za okno chowając wisiorek w dłoni. Zbliżał się wieczór. Gdy otworzył dłoń zobaczył na niej czerwone śladu pozostawione przez srebrnego węża. Zamrugał kilkakrotnie i powoli dotknął ich opuszkami palców drugiej ręki. Z jednej z ran popłynęło kilka kropli krwi. Co do...? Pokręcił gwałtownie głową z mocno zamkniętymi oczami. Gdy je otworzył nie pamiętał już co się stało. Spojrzał na dłoń, w której trzymał wisiorek. Ostrożnie założył go na szyję i schował pod ubranie. Uśmiechnął się czując przyjemne ciepło wydobywające się z kamienia.

Zamroczony spojrzał na własną dłoń. Po ranach nie było najmniejszego śladu, tak jak i po krwi. Pokręcił szybko głową próbując odegnać dziwne myśli i zszedł na dół do kuchni z zamiarem zjedzenia kolacji. Ostatnia wieczerza. Pomyślał, ale większa jego część kazała tej myśli się wynosić. Gdyby chciał mnie zabic, to by to po prostu zrobił, nie ma powodu do obaw.

Z tą myślą rozbrziewającą w głowie zabrał się za smarowanie kromki chleba masłem. Nawet nie zwrócił uwagi na zauważalnie większą temperaturę kamienia, uśmiechnął się jedynie łagodnie spoglądając w okno. Zdecydowanie nie mógł się doczekać wieczoru. Wgryzł się w kanapkę z masłem i sałatą cały czas patrząc w wieczorne niebo. Drugą dłonią delikatnie przesuwał po wisiorku. Przez materiał ubrania wyczuwał jego delikatne teraz, ciepło.

Ruszył na górę, do swojego pokoju i po raz kolejny opadł na łóżko. Zamrugał kilkakrotnie próbując przypomnieć sobie co robił cały dzień, ale umysł miał zasnuty mgłą. Uznał, że skoro nie pamięta, to z pewnością nie było to nic ważnego. Przymknął na chwilę oczy próbując uspokoić myśli.

[A/N:Dobra, 1008 słów, jak to też mi usunie to coś Wattpadowi zrobię. Albo mojej klawiaturze, bo ją mam bliżej. I nie Harry, wcale to, że cały dzień uciekł ci z pamięci nie jest podejrzane. Wiem, że to ja to pisałam i wiem dlaczego napisałam akurat to, ale to nie znaczy, że Harry nie jest idiotą. No bo, poważnie? Nie połączył tych faktów? Swoją drogą, mało prawdopodobne, bo mało, ale zapytać można. Nie ma ktoś może zdjecia, albo czegoś pierwszego rozdziału? Znając moje szczęście to nawet i magią bym tego nie odratowała. A niech ich wszystkich Hades strzeli, do spółki z Merlinem. Oceflot, masz mi pomóc to naprawić, albo wyślę do ciebie czytelników! Kontakt internetowy z moją betą padł. Dobrze, że chociaż w realu się możemy spotkać. Miłej nocy/dnia/poranka/wieczoru życzę tym którzy dotrwali do końca i jeszcze raz przepraszam, za ten motyw z pierwszym rozdziałem.]

Magiczny KontraktOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz