#1 Czy ty siebie slyszysz?

1.6K 62 1
                                    

*Wtorek, 6:00*

Byle do piątku. Byle do świąt.

Czas wstawać. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam jeansy z wysokim stanem, zwykłą czarną koszulkę i bomberkę. Z racji, że jest końcówka września, a w Ameryce obecnie pada deszcz - kurtka niezbędna. Kurtkę położyłam na fotelu w pokoju, zabrałam resztę rzeczy i poszłam się szybko umyć i przebrać. Po wykonanej czynności zaczęłam rozczesywać swoje brązowe długie włosy.

Wróciłam do pokoju, spakowałam książki na dziś i zeszłam na śniadanie. Nikogo nie było w domu, norma. Tata ciężko pracuje, a mama? Mama siedzi w Europie, we Francji. Nie widziałam jej już z 10 lat. Tak to jest, kiedy zapomina się o swojej córce, no cóż.

Zrobiłam sobie śniadanie, po czym poszłam umyć zęby i się pomalować. Była już 7:25, więc zebrałam wszystko, ubrałam buty i wyszłam przed dom. Do szkoły jeździłam razem ze Sky, moją przyjaciółką.

Sky to osiemnastoletnia ciemna blondynka, niska jak karzełek. Zawsze uśmiechnięta, szczupła. Znamy się od małego.

Sky podjechała na mój podjazd. Jeździłyśmy razem, ponieważ tak było nam lepiej. Raz ona, raz ja. Wsiadłam do jej Bmw. Obie miałyśmy sentyment do tych samochodów.

- Hey Miriam!- krzyknęła przytulając mnie od razu.

- Hej hej, co się stało, ze dziś się nie spóźniłaś? - zapytałam odwzajemniając przytulasa.

- No wiesz, od kiedy jestem sama, kładę się o normalnej godzinie, nie mam z kim gadać w nocy.- rzekła. Przynajmniej się wysypiam i wyrabiam.

No tak, Sky miała chłopaka, student, prawo i te sprawy. Nie mieli czasu dla siebie, więc jedyny czas to noc. Niestety zaufała mu, on ją zranił. Spotykali się w weekendy, bo w tygodniu był 100 kilometrów od niej. Niby normalny chłopak, lecz odwaliła mu szajba i stało się to co się stało.

- Idziemy dziś na boisko? - zapytałam.

- Dziś nie mogę, muszę brata zawieźć na prześwietlenie. - odpowiedziała.

- To nie ma twoich rodziców?

- Nie, są w Kanadzie na delegacji - powiedziała z uśmiechem.

- To twój mały braciszek poradzić sobie nie może sam? - zapytałam rozbawiona.

- On ledwo chodzić umie a co dopiero sam ze skręconą nogą. - zaśmiała się blondynka.

Co prawda brat Sky, Nash nie był ani mały, ani niedołężny. Był hot 18, dziewczyny za nim szalały. Wiadomo, wysoki, sportsmen, koszykarz, ale ciamajda jakich mało. Bynajmniej ja tak uważałam.

Resztę drogi spędziłyśmy na gadaniu o przecenach, typowe. Gdy byłyśmy pod szkołą, każda z nas poszła w swoim kierunku. Zatrzymałam się przy swojej szafce, by wyjąć niepotrzebne książki z torby. Nagle było słychać piski dziewczyn, oho, goryle idą. Bez odwracania wiedziałam, że zbliża się szkolna drużyna koszykarzy. Rozumiem, przystojni, ale serio? Nie ma w nich nic takiego wow, zwykli chłopacy. Ale wiecie, goryle ganiają na boisku za piłką jak małpy za bananem, to przecież jara co nie. Taaaa.

Nagle dostałam. Klapsa. W TYŁEK. Co jest do cholery. Spojrzałam się za siebie, no nie, dlaczego ty.

- Witaj, Miriam - powiedział z chytrym uśmieszkiem Nash. Ten typ był kurewsko przystojny, ale niestety, nie gustuje w pustakach.

- Czego chcesz - warknęłam. Trudno ci zapamiętać, że masz mnie nie tykać? Nie lubię kiedy ktoś mnie tak traktuje.

- Oj, Miriam, każdy wie, że lecisz na mnie - puścił mi oczko.

Save MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz