Rozdział 27

1.8K 108 22
                                    

Nuriye

Słońce świeciło jasno odbijając się od białego puchu pokrywającego wszystko dookoła. Rośliny pogrążone we śnie przypominały o zimowej aurze, która panowała w pełni. Zbliżał się grudzień, co przypominało o rychłym nadejściu nowego roku. Gałęzie pokryte szronem i mróz szczypiący w policzki nie był spełnieniem moich marzeń. Z utęsknieniem wyczekiwałam nastania ciepłych miesięcy, zapachu kwitnących kwiatów, delikatnego, letniego wiatru. Nie wiem, czy mój zły nastrój wynikał z niechęci do tej pory roku, czy ze zdenerwowania ostatnimi wydarzeniami. Szybkim krokiem przemierzałam ogród, chcąc jak najprędzej opuścić seraj. Wymknęłam się z pałacu, aby na spokojnie poukładać myśli krążące po mojej głowie. Chodziło o Nurbanu. Byłam niesamowicie wściekła, nie sądziłam, że mam do czynienia z takim nieudacznikiem. Dostała proste zadanie do wykonania, miała pozbyć się tej dziewczyny, a nawet tego nie była w stanie zrobić. Rozwścieczona kopnęłam pobliski kamień, który poturlał się przed siebie zatrzymując pod czyimiś nogami. Tego mi jeszcze brakowało pomyślałam z irytacją podnosząc wzrok i zdejmując kaptur granatowej peleryny.

- Co tu robisz, hatun? - Ciemnowłosy zmarszczył brwi przypatrując się mi w skupieniu.

- Nie twoja sprawa - warknęłam idąc na przód i chcąc go ominąć, ale złapał mnie za nadgarstek zatrzymując w pół kroku.

- Wiesz z kim rozmawiasz? - syknął mi do ucha, na co miałam ochotę się roześmiać.

- Gdybyś ty wiedział kogo masz przed sobą, nigdy nie zachowałbyś się w ten sposób - odparłam patrząc przenikliwie w jego ciemne tęczówki. - A teraz, dobrze ci radzę, zejdź mi z drogi.

- Jestem Yahya bey, a ty, jako zwykła nałożnica za taką zniewagę powinnaś zostać ukarana. Lepiej dla ciebie jak wrócisz do haremu i nie będziesz rzucała się w oczy - mruknął.

Cofnęłam się wyrywając rękę z uścisku i zlustrowałam go spojrzeniem. Ubrany był w ciemnobrązowy płaszcz i tego samego koloru turban. Rysy twarzy podkreślał lekki zarost, a nieliczne zmarszczki dodawały mu poważniejszego wyrazu. Skłamałabym mówiąc, że budził odrazę, gdyż było wręcz przeciwnie. Był przystojny i nawet w moim typie. Nigdy nie byłam zakochana, w ogóle uważałam, że coś takiego jak miłość nie istnieje. Wychodziłam z założenia, że między dwojgiem ludzi przeciwnej płci naturalnie powstaje pewna chemia, która z czasem przeradza się w przyzwyczajenie i tak funkcjonuje związek. Słuchając o zakochaniu od pierwszego wejrzenia chciało mi się śmiać, a wszelkie miłosne wiersze i poematy były dla mnie niezłą komedią. Analizując jego imię coś zaczęło świtać mi w pamięci. Przed przybyciem do mojego dawnego domu zebrałam dużo cennych informacji o mojej rodzinie, a także o osobach z nią związanych.

- Yahya - zaczęłam w zamyśleniu. - Sługa księcia Mustafy, poeta, niegdyś zakochany w sułtance Mihrimah. - Uśmiechnęłam się triumfalnie zauważając zmieszanie na jego twarzy. - A ty co wiesz o mnie?

- Kto przekazał ci te informacje? Kim jesteś? - zapytał podejrzliwie, a ja pokręciłam głową z rozbawieniem.

- Znam was wszystkich lepiej niż myślicie. Nazwali mnie Nuriye, ale to nieistotne, to tylko nazwa, bez znaczenia - stwierdziłam zbliżając się do bruneta, co widocznie go krępowało, a mnie wręcz przeciwnie, bawiło. - Jeszcze się zobaczymy, Yahya. Może pokażesz mi wtedy swoje wiersze - szepnęłam mijając go, ale znów nie pozwolił mi się oddalić.

- Mów komu służysz, albo własnoręcznie odbiorę ci życie. - Po tonie jego głosu można było wywnioskować, że nie żartuje.

- Nie służę nikomu, sama potrafię sobie poradzić. A teraz puść mnie wreszcie - powiedziałam rozdrażniona i niemal biegiem ruszyłam w kierunku bramy prowadzącej na zewnątrz.

Tysiąc Łez ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz