Rozdział 14

2K 135 28
                                    

Godzinę później, pałacyk myśliwski księcia Bayezida na obrzeżach Konstantynopola

Kiedy dotarliśmy na miejsce i oddaliśmy konie pod opiekę stajennych podszedł do nas jeden z zaufanych ludzi Bayezida.

- Seh... - zaczął, jednak książę skarcił go surowym spojrzeniem i pociągnął na bok, gdzie przez chwilę szeptali coś do siebie zawzięcie.

Podeszłam wolno do blondynki, która rozglądała się z ciekawością. Ja również, ponieważ tak jak ona byłam tu pierwszy raz w życiu. Budynek naprawdę robił wrażenie. Nie był duży, ale to sprawiało, że był prawie całkowicie ukryty w lesie. To dawało poczucie, że znalazło się w zamku jak z bajki na jakiejś zaczarowanej polanie.

Ciaśniej otuliłam się peleryną, bo wiał chłodny, porywisty wiatr. Jesień ogarnęła świat sprawiając, że przyroda zaczynała powoli zapadać w zimowy sen. Na ziemi leżały kolorowe liście, które szeleściły pod nogami. Nie miałam ulubionej pory roku, każda miała swój urok. Wiosnę kochałam za śpiew ptaków, który budzi ludzi o poranku i zapach kwiatów unoszący się w powietrzu. Lato sprawiało, że odżywałam ciesząc się dniami pełnymi słońca. Jesienna aura była idealna do długich spacerów czy przejażdżek konnych. Zima była zdecydowanie najpiękniejsza. Biały puch okrywający wszystko dookoła, zamarznięte jeziora, niesamowita cisza. Natura zmienia się ukazując nam swoje piękno, które powinniśmy dostrzegać i cieszyć się wszystkim, co nam oferuje.

- Nuriye - zaczął książę, który nagle pojawił się obok nas. - To jest Jastrząb. - Wskazał na mężczyznę stojącego obok niego. - Zaprowadzi cię do środka i pokaże gdzie możesz się przebrać.

Jasnowłosa pokiwała głową i oddaliła się wraz z nim. Chwilę się im przyglądałam, ale zaraz przeniosłam wzrok na swojego towarzysza.

- Możesz mi wyjaśnić o co tu chodzi? - zadałam pytanie, które dręczyło mnie od dłuższego czasu.

- Nie chcę żeby wiedziała, że jestem następcą tronu. Wyszliśmy w przebraniu więc musimy się tego trzymać - wytłumaczył myśląc chyba, że to mi wystarczy.

- Po co ją tutaj przyprowadziłeś? - zapytałam patrząc na niego podejrzliwie.

Ciągle miałam w głowie jego rozmarzony wzrok utkwiony w tej dziewczynie. Co miała ona, czego mi brakowało? Dlaczego to nie mogę być ja? Dosyć! miałam ochotę krzyczeć. To wszystko mnie już przerastało. Kiedyś obiecałam sobie, że nigdy się nie zakocham. Głupia, nieodwzajemniona miłość. Ile jeszcze będę cierpieć przez człowieka, który jest mi tak bliski? Rani mnie choć nawet o tym nie wie. I się nie dowie. Jestem zbyt dumna aby przyznać się do uczucia, które pali mnie od środka, zabiera resztki sił i zdrowego rozsądku.

- Potrzebuje schronienia, miałem ją tam zostawić żeby pożarły ją wilki czy zabił mróz, który niebawem nadejdzie? - Rzucił z wyrzutem. - Co się z tobą ostatnio dzieje? - spytał z troską.

Odwróciłam głowę aby uniknąć jego przenikliwego spojrzenia. To było dla mnie zbyt wiele, nie mogłam już znieść emocji, które dosłownie mnie roznosiły.

- Po prostu uważam, że zabieranie do siebie kogoś, kogo widziałeś dziś pierwszy raz nie jest dobrym pomysłem. Co jeśli to jakiś szpieg? - Musiałam jakoś mu odpowiedzieć, choć nie była to do końca prawda.

- Nie martw się, czuję, że ona nie jest zagrożeniem - zapewnił na co skinęłam lekko głową w końcu decydując się spojrzeć w jego tęczówki.

- Ismihan. - Uśmiechnął się lekko. - Ładnie. Pasuje do diebie - stwierdził.

- Czemu tak sądzisz? - zapytałam z zainteresowaniem.

Tysiąc Łez ✔️Where stories live. Discover now