Ross
Kochanie, wyglądasz na zmęczonego - stwierdza Courtney w pewnym momencie.
- Nie, jest spoko, przed przyjściem tutaj przespałem się trochę.
- Widzę właśnie, ile trwało to trochę - zaciska usta w kreskę i przygląda mi się z troską.
To zabawne, że martwi się o mnie z tak błahego powodu. Powinna martwić się o siebie.
Przypomina mi się dzień, w którym poszliśmy do kawiarni. Gdy stanęliśmy pod domem Courtney, pokazała, że jest zmartwiona, nie pierwszy raz zresztą. Powiedziałem jej wtedy, że nie lubię, gdy ludzie martwią się tylko o innych i zapominają o sobie. Śmiała się ze mnie, ale teraz już rozumiem, dlaczego. Nie mógłbym w tej sytuacji nie bać się o nią, a przejmować się tym, że jestem niewyspany. W jakiejkolwiek sytuacji nie mógłbym martwić się wyłącznie o siebie i zapomnieć o pięknookiej. To jednocześnie piękne, śmieszne i być może głupie, że tak często stawiamy potrzeby innych nad swoimi, ale coś w tym jest. Coś, co sprawia, że opieka nad innymi i troska, jaką ich darzymy, przynosi nam szczęście i wewnętrzne ukojenie, sprawia, że lubimy to robić.
- A ty, jesteś wyspana? - pytam.
- Ha. Ha. Ha - ironia w jej głosie sprawia, że mimowolnie się uśmiecham.
- No co?
- Czasami zachowujesz się głupio.
- Potrafię jeszcze głupiej.
- Głupi jesteś.
Śmieję się, a ona zaraz po mnie. Zdaję sobie sprawę, jak bardzo brakowało mi jej śmiechu. Odnoszę wrażenie, jakbym nie słyszał go przez milion lat i dzięki temu „smakuje" jeszcze lepiej.
Pochylam się i całuję ją po raz setny tego dnia. W tym pocałunku zawieram każdy najmniejszy element miłości, którą nią darzę. Courtney otacza moją twarz swoimi dłońmi, nie pozwalając mi się odsunąć.
Ale musi. Niestety.
Do sali wchodzi pielęgniarka.
- Dzisiaj pora odwiedzin dopiero o trzynastej trzydzieści, nie wolno tu panu w tej chwili być - kobieta o popielatych brąz włosach posyła mi srogie spojrzenie szarych oczu. Nie jest wysoka i zdaje się mieć lekką nadwagę.
- Ależ on nie przeszkadza - protestuje Courtney swoim słodkim głosem.
- Proszę wyjść - mówi do mnie zimno pielęgniarka. - Za chwilę będzie tu pani doktor Colin, by ciebie przebadać, Court - tłumaczy jej ciepło.
- Dobrze, Saro.
Podnoszę się z siedzenia i cmokam brunetkę w usta na pożegnanie. Gdy oddalam się od dziewczyny, pielęgniarka automatycznie się do niej przybliża i poprawia poduszkę, uśmiechając się.
- Pa, Ross - słyszę.
Odwracam się w stronę Courtney i uśmiecham się do niej lekko.
- Pa, skarbie.
I wychodzę.
Znowu dzwonię po Hectora. Ten gość musi się dziś czuć niczym mój szofer. Ale co z tego, i tak nigdy go o nic nie proszę, raz mogę zrobić wyjątek. No, może dwa razy.
- No? - warczy.
Zły humor go nie opuścił, jak widać. A przecież był taki miły dla fryzjerki...
- Huntington Hospital, czekam cierpliwie.
- Nie masz przypadkiem nóg?
- Czekam.
DU LÄSER
Replay | R5 fanfiction
FanfictionW kilka dni Ross traci wszystko. Wraz z nim część tego, co znika z jego życia na zawsze, traci również jego rodzeństwo. Młody mężczyzna gubi gdzieś nadzieję na życie bez bólu, lecz wtedy w jego życiu pojawia się osoba, która za wszelką cenę chce czy...