Rozdział 15

207 13 1
                                    

Ross

Tak w ogóle, to zapomniałem jeszcze dodać, że zostawiła swój numer – mówi Hector.

Kiwam głową i odwracam wzrok.

- Przypuszczam, że nie tobie... - dodaje złośliwie.

Uśmiecham się do niego słodko w odpowiedzi.

Łeb pulsuje mi jak cholera. Dlaczego się tak upiłem? Jeszcze nigdy nie miałem kaca. Oprócz Hectora, na imprezach zawsze byłem jedną z niewielu osób, które nie sięgały po alkohol. Ale nie nudziłem się. Zazwyczaj mogłem pośmiać się z tych, którzy doprowadzali się do takiego samego stanu jak ja wczoraj... Szlag. Teraz już rozumiem, co Hector miał na myśli, mówiąc, że zrobiłem z siebie idiotę. Tak czy inaczej, pod koniec imprez razem z Hecem byliśmy odpowiedzialni za to, by odwieźć pijanych znajomych do ich miejsc zamieszkania. Potem musieli się nam oczywiście odwdzięczyć. Tylko wciąż nie do końca pamiętam co mną kierowało, gdy pozwoliłem wlać w siebie takie ilości tego gówna. Przypominam sobie głupkowate uśmiechy Louisa i Ty'a skierowane w moją stronę. No i Courtney. To wtedy wróciło wszystko – gdy ją zobaczyłem.

Jasna cholera. Czy byłem aż takim debilem, żeby pod wpływem impulsu sięgać po piwo, chcąc odepchnąć od siebie złe wspomnienia i emocje? Boże, gdzie ja podziałem rozum? I przypuszczam, że Sanderson też dołączy do mojego koszmaru, gdyż poleciałem na stolik z jedzeniem i narobiłem pewnie niezłego bałaganu. Ach, i pojutrze będę zapewne maskotką na uczelni, ponieważ wątpię, aby ludzie tak po prostu zapomnieli o wybryku „Rossa, który nigdy nie pije".

- Naprawdę wywaliłem się na stolik z żarciem? – pytam, mając nadzieję, że sobie ze mnie żartuje.

- Czy ja cię kiedyś okłamałem?

Prychnąłbym, gdyby nie ból głowy.

- Kurwa.

- Kierwa, kierwa, Rossiczku – żartuje sobie ze mnie.

Zaraz pozbieram się do kupy i mu przywalę.

- Powiedz, że chociaż kwestię z czyszczeniem mnie przez Eaton zmyśliłeś...

- Jej numer też? – sięga na moją półkę nocną i sekundę potem macha mi przed nosem niewielką białą karteczką.

To zamyka mi usta.

Mam nadzieję, że to Hectorowi zostawiła swój numer. Raz, że chyba nie zdołałbym się wytłumaczyć jej z tego, co stało się wczoraj, dwa: nie jestem do końca pewien, czy chcę się z kimkolwiek związywać. Nie mam zamiaru przeżywać po raz kolejny tego, co przeżyłem z Caroline.

- Możesz się z nią umówić, ale najpierw uratuj mi życie.

Patrzy na mnie pytająco.

- Pójdź do kuchni i zrób mi herbatkę z cytrynką.

Chwila ciszy.

Hector głośno wzdycha i mówi:

- Jeśli jeszcze raz upijesz się na imprezie i będę musiał sam odwozić towarzystwo, w tym ciebie, wrzucę cię do studni i już nigdy nie napijesz się mojej słynnej herbatki z cytrynką.

- Idź już – mruczę cicho i z powrotem kładę się na łóżku, wbijając twarz w poduszkę.

Słyszę, że wychodzi z pokoju i zamyka za sobą drzwi.

Najchętniej przeleżałbym całą sobotę.

Zdążam się zdrzemnąć, zanim mój przyjaciel wraca do pokoju i stawia herbatę tam, gdzie wcześniej znajdowała się karteczka z numerem do Courtney. Otwieram oczy i podnoszę się do siadu.

Replay | R5 fanfictionWhere stories live. Discover now