two

463 42 3
                                        

Stiles Stilinski nie potrafiłby odpowiedzieć na pytanie, które brzmiałoby tak: "Jak przeżyłeś ostatnie dwa miesiące?". Od kiedy wyjechał Derek Hale dwudziestotrzylatek jedynie egzystował. Wstawał, jadł śniadanie, przytulał koszulkę starszego mężczyzny i wychodził do pracy. Pomaganie zwierzętom nie cieszyło go już tak bardzo. On po prostu stracił chęci do życia, a jego światło szczęścia odeszło bezpowrotnie.

 Z westchnięciem schował swój płaszcz do szafy, która stała w jego klinice weterynaryjnej. Za chwilę zacznie pracę, na którą aktualnie nie miał siły. Jedyne ci chciał, to przytulić się do ukochanego ciała i zapłakać.

 Zastanawiał się wiele razy, gdzie teraz może być Derek. Czemu odszedł i wymyślił naprawdę wiele powodów. Ale żaden z nich nie miał potwierdzenia, a życie w nieświadomości było cholernie bolesne.

 Ponownie wzdycha, otwiera klinikę i sprawdza w swoim laptopie kiedy będzie pierwszy klient. Theo Reaken umówiony jest na dziesiątą, więc Stiles ma jeszcze godzinę. Postanawia posłuchać muzyki i zająć się papierkową robotą. Jednak gdy wybija dziesiąta, a brunet przechodzi do jasnej poczekalni swojej kliniki, zastaje puste pomieszczenie. Jasne kafelki są czyste i nie widać na nich żadnych śladów, czy smug.

Wzrusza ramionami, prosząc w myślach, by owy Theo nie spóźnił się aż za bardzo; Stiles nigdy nie lubił spóźnialskich. Przypomniała mu się pierwsza randka, na którą zabrał go Derek Hale. Mężczyzna spóźnił się, ale wspólny czas spędzili w miłej, dobrej atmosferze. Przypomniał mu się uśmiech mężczyzny i jego zielone, świecące od emocji oczy. Wspomnienie zaatakowało jego duszę, niszcząc ją i w oczach Stilesa pojawiły się łzy.

Wymrugał je,  gdy usłyszał kogoś w poczekalni. Przeszedł do pomieszczenia szybkim krokiem, widząc spóźnionego mężczyznę.

- Theo Reaken?

- To ja - Theo uśmiechnął się i złamane serce Stilesa drgnęło. Popatrzył wprost w szare tęczówki, próbując się w nich nie zakochać i zagryzł swoją dolną wargę. Tak, blondyn był przystojny i miał ładny uśmiech, ale Stiles nie potrzebował kolejnej miłości, która pozostawi po sobie jedynie  łzy. Mimo to Theo miał w sobie coś, czego nie potrafił określić, ale to go przyciągało.

- Czemu się spóźniłeś?

- Korki.

 Stiles nie odpowiada. Patrzy na małego psiaka, którego blondyn trzyma  w rękach. Zamglone tęczówki shih-tzu patrzyły wprost na dwudziestotrzylatka, który szybko zobaczył, co dolega psu.

-To uszkodzenie rogówki.

 Uśmiechnął się do Theo, który odwzajemnił gest i ruszyli razem do głównego pomieszczenia kliniki. Stiles był zarumieniony, a jego dłonie się trzęsły. Na policzkach blondyna także był rumieniec.

 Stiles chciał nie lubić Theo, ale ten, z niewyjaśnionego powodu, przyciągał go, leczył złamane serce jednym uśmiechem i brunet pomyślał, że mógłby patrzeć w szare oczy do końca świata i jeden dzień dłużej. Zawsze miał takie myśli w stosunku do Dereka Hale'a, ale spodobała mu się ta mała zmiana. I może teraz będzie już lepiej, pomyślał, oglądając psiaka.

◇No Way◇  •Sterek•Steo•Onde histórias criam vida. Descubra agora