Rozdział 3

4.5K 514 36
                                    

Mediolan jest cudownym miastem. Uwielbiam ciepło, a tam zwykle jest piękna pogoda. W zimie niemal nigdy temperatura nie spada poniżej zera. Mimo dziwnego uczucia, które towarzyszyło mi w drodze do nowego miasta, byłam dobrej myśli. Zostawiałam za sobą przeszłość i udawałam, że to, co wydarzyło się pomiędzy mną a Ryanem tuż przed wyjazdem, tak naprawdę nie miało miejsca. Za zaoszczędzone pieniądze wynajęłam mieszkanie i jeśli dobrze pójdzie, dostanę posadę w lokalnej gazecie. Rozmowę o pracę miałam ustaloną, pozostało tylko zrobić dobre wrażenie.

Mediolan powitał mnie temperaturą poniżej zera, morderstwem i spotkaniem ojca, którego nie widziałam od pięciu lat. To nie było zgodne z moim planem. Jednak wiedziałam, że nie mogę wrócić. Obiecałam sobie, że dopnę swego pomimo wszystko.

Mieszkanie, które wynajęłam, było jednym z pięciu w kamienicy zbudowanej na planie pięciokąta. Dwa duże mieszkania, Dominica i Amandy, oraz trzy małe, moje, ojca i Irwina, tworzyły coś na kształt zespołu skupiającego się wokół ogrodu, który już mi się nie podobał. Od zdarzenia, mającego miejsce drugiego dnia po moim przyjeździe, ani razu nie spojrzałam przez okno. Minął już tydzień, a wciąż wydawało mi się, jakbym dopiero przed chwilą miała przed oczami niewinną twarz zanurzoną w szkarłatnej wodzie. By odgonić straszne obrazy pojawiające się w wyobraźni, w całości skupiłam się na zbliżającej się rozmowie o pracę.

W końcu nadszedł ten dzień. Promienie styczniowego słońca rozświetlały zmarznięte miasto. Już dawno nie było tu tak niskich temperatur. Założyłam białą koszulę, czarną spódnicę i najlepszy płaszcz, jaki miałam. Długie ciemnoblond włosy elegancko upięłam, zrobiłam delikatny makijaż i wyszłam z mojego ciasnego mieszkania na orzeźwiające powietrze.

- Marina? - Zdążyłam zrobić tylko kilka kroków, kiedy usłyszałam, że ktoś wypowiada moje imię. Odwróciłam się i z zaskoczeniem spostrzegłam zbliżającego się do mnie chłopaka w okularach. A więc jednak nie wstydził się zagadać. Czarne włosy opadały mu na czoło, niemal zasłaniając oczy. Potrząsnął głową i dmuchnął, jakby chciał je ułożyć na bok, ale niesforne kosmyki powróciły do tej samej pozycji.

- Cześć. Irwin, tak? - Uśmiechnęłam się, a on, widocznie speszony, popatrzył w dół.

- Dokąd się wybierasz? Wyszedłem pobiegać, ale pomyślałem, że może... skoro idziemy w tę samą stronę... - bąknął do swoich butów.

- Wiesz, gdzie jest redakcja czasopisma Mediolański styl? - spytałam. - Za godzinę mam tam rozmowę o pracę. 

Nagle się ożywił, spojrzał mi w oczy i przez chwilę pomyślałam, że to zupełnie inna osoba niż chłopak, z którym się przed chwilą przywitałam. Poprawił ręką włosy, które i tak po paru sekundach opadły mu na wielkie okulary i odpowiedział, że poza studiami informatycznymi dorabia sobie, zajmując się składem właśnie w tej gazecie. Zaproponował, że zaprowadzi mnie do redakcji, choć dziś nie pracuje. Przez całą drogę rozmawialiśmy. Irwin okazał się miłym chłopakiem, choć nieco ekscentrycznym. Nie lubił słodyczy z wyjątkiem galaretek, sportu z wyjątkiem biegania i swojego ciasnego mieszkania z wyjątkiem kuchni. Wstydził się nieznajomych, ale kiedy już kogoś poznał, rozkręcał się i potrafił gadać godzinami.

- A czym ty się interesujesz? - spytał, gdy skończył wymieniać owoce, które uwielbia. A wymienił chyba wszystkie istniejące na świecie.

- Cóż, ja lubię słodycze i sport. Ale nie mogę powiedzieć, że szczególnie przypadło mi do gustu nowe mieszkanie. - Rzuciłam mu porozumiewawcze spojrzenie i kontynuowałam: - Uwielbiam pisać artykuły i oglądać filmy. To pozwala mi zapomnieć, że rzeczywistość nie wygląda tak, jakbym tego chciała. - Sama nie wiedziałam, czy mówię o rozstaniu rodziców, dziwnej sytuacji z Ryanem, czy śmierci małego Danny'ego.

- Też lubię zapominać o rzeczywistości. Ale mam na to lepszy sposób. Jeśli nie masz planów, możesz wpaść do mnie dziś wieczorem. Uczcimy pracę, którą na pewno dostaniesz - zaproponował, puścił do mnie oko zza grubych szkieł okularów i wskazał ręką na stary budynek z widniejącym na nim szyldem gazety. - Jesteśmy na miejscu.

Zapewniłam, że postaram się przyjść, po czym ruszyłam w stronę niezbyt zachęcających drzwi zupełnie niepociągającego budynku. Nie bez rozczarowania zauważyłam, że środek nie jest ani trochę mniej odpychający. Farba na ścianach prawie całkowicie się złuszczyła, a w niektórych miejscach sufitu brakowało kawałków tynku. O gazecie, w której chciałam pracować, wiedziałam tylko tyle, że jej czytelnicy to głównie kobiety w średnim wieku, które kupowały ją chyba bardziej z przyzwyczajenia niż z zaciekawienia zawartością. Wielkomiejskie damy, gospodynie domowe i znudzone życiem stare panny. Nie oczekiwałam, że na takim stanowisku będę czuła się spełniona, ale od czegoś trzeba było zacząć. 

- Dzień dobry - powitała mnie wysoka, szczupła kobieta koło czterdziestki, gdy przekroczyłam próg pomieszczenia znajdującego się na pierwszym piętrze. Była zbyt mocno umalowana, przez co przypominała klowna. Nie uszło mojej uwadze, że spoglądała na wszystko z wyższością. Odpowiedziałam jej, chociaż chyba nawet mnie nie usłyszała. - Młoda twarz, bardzo dobrze. Potrzebujemy kogoś, kto swoimi artykułami będzie potrafił ożywić nasze pismo. Pojawiło się tu już kilka dziewczyn, ale nie reprezentowały sobą wymaganego poziomu. Zero szyku, elegancji i klasy - dodała, a ja pomyślałam, że nie rozumiem, jak można mówić o szyku w budynku, który powoli się rozsypuje. Co prawda, wnętrze redakcji utrzymane było w lepszym stanie, ale także nie potrafiłabym nazwać tego dobrym smakiem. - Nazywam się Margherita Accardi i jeśli się sprawdzisz, będę twoją szefową - poinformowała mnie, unosząc głowę jeszcze wyżej. Wskazała mi kiczowatą niebieską sofę, a sama zajęła miejsce na żółtym fotelu w czerwone kropki. Założyła nogę na nogę i zaczęła wypytywać mnie o zainteresowania, postukując tipsami o podłokietnik fotela. 

- Interesuję się też wszelkimi przejawami sztuki. Mogę pisać recenzje i relacjonować wydarzenia kulturalne...

- Widziałam przez okno, że przyprowadził cię tu ten dzieciak od składu gazety - przerwała mi nagle, jakby w ogóle nie obchodziła jej moja odpowiedź. - Co cię z nim łączy? Czy mogłabyś wyciągnąć z niego opis morderstwa tego dziecka z ubiegłego tygodnia? Podobno morderca poćwiartował zwłoki i wrzucił do fontanny, a potem zbiegł, zabierając tylko ucho ofiary. Drań nie chce nic zdradzić, a wiem, że to informacja z pierwszej ręki i postawiłaby nasze pismo na nogi. Potrzebujemy bomby!

Dostałam pracę. Wiadomość, że także mieszkam w kamienicy, w której miało miejsce to "pasjonujące, mrożące krew w żyłach zdarzenie", wywołała nieopisaną radość na twarzy pani Accardi i rozciągnęła jej żabie usta w nienaturalnie szerokim uśmiechu. Zmarszczki na podłużnej twarzy stały się jeszcze bardziej widoczne, a w szaroniebieskich oczach dostrzegłam niepokojący błysk. Widocznie wciąż spodziewała się sensacji, chociaż zapewniałam, że rzeczywistość nie wyglądała tak jak powtórzone przez nią plotki.

Nie wiedziałam, że ludzie aż tak zainteresowali się całą sprawą. Zasłoniłam okno w sypialni i nie patrzyłam na ogród, w którym podobno raz po raz pojawiali się ludzie, by fotografować miejsce zbrodni. Nie miałam telewizora, by oglądać wiadomości na ten temat, na laptopie wolałam przeglądać inne strony, a plotek nie słuchałam, bo tylko pogarszały moje samopoczucie. Nie sądziłam, że będę w stanie napisać o tym, czego byłam świadkiem, ale nowa szefowa nie pozwalała mi się wykręcić, kazała mi zacząć pracę w poniedziałek i już zaprosiła mnie na sobotnią imprezę integracyjną. W sobotę, czyli za dwa dni. Wtedy, kiedy pogrzeb chłopca, którego podobno poćwiartowano przed wrzuceniem do fontanny. Chociaż wiedziałam, że to mu nie pomoże, czułam, że moim obowiązkiem jest napisanie prawdy, zdementowanie ohydnych plotek.

Czułam się trochę dziwnie, kiedy wracałam do mieszkania, ale jedno podnosiło mnie na duchu. Miałam pracę. Pracę w Mediolanie. Wszystko powoli zaczynało się układać.

KłamcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz