Rozdział 9

2.8K 372 5
                                    

W sobotni poranek obudziłam się rześka i wypoczęta. Mimo że było wcześnie, słońce znajdowało się już wysoko na niebie i ogrzewało Mediolan swoimi promieniami. Już od dawna na zewnątrz nie było tak ładnie i ciepło. Żałowałam, że w tę piękną pogodę czekał mnie udział w tak przygnębiającym wydarzeniu.

Gotowy? - wystukałam na telefonie i wysłałam wiadomość do Irwina. Nie odpowiedział.

Ubrałam ciemnopopielatą sukienkę sięgającą za kolano i założyłam na nią czarny płaszcz. Przed wyjściem schowałam telefon, portfel i klucze do szarej kopertówki, po czym zamknęłam dom i punkt dziewiąta zapukałam do drzwi mieszkania Irwina.

Otworzył, dopiero gdy zastukałam drugi raz, o wiele mocniej.

- Idziemy na nogach, czy bierzemy taksówkę? Chyba lepiej... - Przerwałam, nagle zdając sobie sprawę, że coś jest nie tak. Nie spodziewałam się dzisiaj takiego widoku. Irwin przez chwilę sprawiał normalne wrażenie, jednak po paru sekundach zauważyłam, że był w całkowitej rozsypce. Nie założył okularów, ale byłam pewna, że nie miał także soczewek. Kolorowe bokserki to jedyne, co założył, mimo że została tylko godzina do pogrzebu, a trzeba było jeszcze pokonać spory kawałek drogi. Nie patrzył mi w oczy. Ciężko stwierdzić, na co konkretnie kierował rozkojarzone spojrzenie. Chwiał się na bosych nogach i przytrzymywał futryny, żeby nie upaść. Poza tym znowu śmierdział alkoholem.

- Co to ma być? Zapomniałeś, że dzisiaj pogrzeb? - oburzyłam się. Dla mnie to było ważne. Nie codziennie ktoś ginie na twoich oczach. Na całe szczęście. - Przecież nie wypiłeś wczoraj aż tyle! - Wciąż nie odpowiadał. Za to oparł głowę o drzwi, a jego ciałem wstrząsnął dziwny spazm. Przez chwilę bałam się, że zwymiotuje. - Przyznaj się, piłeś dzisiaj...

Zwykle byłam opanowana, ale teraz do reszty wyprowadził mnie z równowagi. Miałam ochotę zatrzasnąć drzwi i odejść, ale nie mogłam, bo opierał się o futrynę.

- Nie... - próbował wydukać - ...pójdę tam. Nie spojrzę... Na to nie... To ja go wyciągnąłem...

- Tak, wiem, że to ty wyciągnąłeś go z fontanny, ale już nic nie dało się zrobić, Irwin. - Nagle zrobiło mi się go żal. Przeżył to bardziej niż myślałam. Pewnie dlatego cały czas pił. Chciał wymazać ten obraz z pamięci. Ja też tego chciałam. - To nie twoja wina...

Z trudnością pokiwał głową i zataczając się, wrócił do środka. Nie zatrzymywałam go i nie przekonywałam, by szedł ze mną. I tak się do niczego nie nadawał.

Stałam tak jeszcze kilka sekund, by trochę ochłonąć i ruszyłam samotnie ulicami Mediolanu, skąpanymi w delikatnym styczniowym słońcu. Mieszkałam daleko od centrum miasta, ale nawet tutaj ulice były zachwycające. Stare kamienice, takie jak moja, wyglądały jak zabytki wśród ogromu sklepów skupionych wokół nich. Patrząc na wystawy, uświadomiłam sobie, że nie mam porządnej kreacji na dzisiejszy wieczór. A przecież Margherita kazała dobrze się prezentować.

Właśnie obiecywałam sobie w duchu, że w drodze powrotnej wstąpię do któregoś z tańszych sklepów, by kupić sukienkę, kiedy obok mnie zatrzymało się imponujące czarne auto. Zatrzymałam się, dopiero gdy zobaczyłam, kto opuszcza tylne siedzenie.

Przez chwilę zaparło mi dech. Z lekko uniesionym kącikiem ust na symetrycznej twarzy o wysokich kościach policzkowych, szedł w moją stronę Dominic Brown. Był naprawdę przystojny. Wtedy przypomniałam sobie, że przed nocą, której zginął chłopiec, kiedy myślałam, że widziałam go po raz pierwszy, już kiedyś go zobaczyłam. W naszym mieszkaniu w Bergamo miałyśmy mały telewizor. Musiałam go oglądać w którymś z programów. No jasne. On nie był zwykłym dziennikarzem z gazety. Robił karierę w telewizji.

KłamcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz