Episode VI

198 22 5
                                    

Służba u Jabby była koszmarna. Jeżeli to w ogóle można nazwać służbą. Owszem, Lando był strażnikiem, ale ja... Ja byłam jego prywatną niewolnicą. Ten wielki oślizgły gad trzymał mnie na łańcuchu i kazał siedzieć w metalowym bikini! Mam tego dość.

- Pst... Lando... - szeptałam. Mam gdzieś to, że mamy czekać na Luke'a i Leię, którzy mają nam pomóc, chcę się stąd wyrwać! Ten gad śmierdzi! - Lando...

- Tak? - chyba spał, albo po prostu jego głos wydał mi się zaspany.

- Ucieknijmy stąd... Błagam! - starałam się mówić jak najciszej ale złość buzowała we mnie okropnie.

- Susan... Mówię Ci to co noc, kontaktowałem się ze Skywalkerem, będą za kilka dni...

- Ja tu dłużej nie wytrzymam! Nawet nie wiesz jak on śmierdzi! Agrh!

Lando powoli podszedł do mnie i mnie objął pomimo łańcuchów.

- Spokojnie... Wytrzymasz te parę dni...

- Mhm...

Lando z powrotem odszedł na swoje miejsce, a ja skuliłam się na twardej posadzce. Tu się przecież nie da spać! Zabierzcie mnie stąd!

Spojrzałam na Hana. A bardziej na jego "odlew". Mam nadzieję, że nic mu nie będzie jak już go stamtąd wyciągniemy...

Nagle poczułam zaciskające się na mojej szyi łańcuchy. O nie! Znowu ta przerośnięta jaszczurka ciągnie mnie przez sen... On mnie kiedyś udusi!

~

Po tak długim czasie spędzonym tutaj, straciłam rachubę czasu. Po kilku dniach, a może miesiącach, od tamtej nocy, nic się nie zmieniło. Dalej tkwiłam tu przywiązana łańcuchami, a biedny Lando codziennie próbował skontaktować się z Lukiem i Leią. Niestety, nikt nie odpowiadał. Mam tylko nadzieję, że nic im się nie stało...

Nastąpiła kolejna okropna noc, po kolejnym okropnym dniu. Jednak ta noc nie była taka sama. Kiedy wszyscy już głęboko spali, a wielki gad obok mnie chrapaniem nie dawał mi zasnąć, zobaczyłam jakąś postać skradającą się ku zamrożonemu Hanowi. Chwila... Lando mówił coś o jakimś ratunku, który miał nastąpić dzisiaj? Nie przypominam sobie...

Postać powoli przybliżała się, co chwila rozglądając się wokół. W końcu doszła do Hana i kliknęła guzik, który odpowiadał za rozmrażanie. Już po chwili zobaczyłam Hana wypadającego z karbonitu, prosto w ramiona postaci. Zaczęli rozmawiać, jednak do mnie nie dolatywało żadne słowo. Po chwili tajemnicza postać zdjęła hełm. To Leia! Czyli jednak ratunek! Chciałam krzyczeć, jednak nie pozwalała mi na to oślizgła łapa Jabby, którą trzymał na moich ustach... Fu! Niestety księżniczka nie wiedziała, że wszyscy ich obserwują...

- Hohohohoho... - śmiech Jabby przeszył ciszę.

Wszyscy powoli wyłonili się tak, żeby wszystko dokładnie widzieć. Leia spojrzała na mnie a jej oczy się rozszerzyły. Odpowiedziałam jej smutnym spojrzeniem.

- Znam ten śmiech aż za dobrze... - wychrypiał Han. - Jabba, już leciałem Ci spłacić dług, ale coś mnie zatrzymało...

- Za późno Solo.

- Jabba opamiętaj się, zapłacę Ci podwójnie. Potrójnie!

- Nie ma opcji, Solo. A Ciebie koleżanko wezmę do siebie.

Aż się oblizał. Fu! Pewnie już by się do niej dobrał.

~

No i Leia podzieliła mój los. Również w metalowym bikini, przywiązana łańcuchami, przy drugim boku Jabby. Przynajmniej teraz nie jestem sama.

Tu jest okropnie. W dzień występują jakieś okropne istoty, które śpiewają. W nocy muszę wysłuchiwać chrapania tej jaszczurki. Jak tu można żyć!

- Leia! - szeptałam do niej, starając się nie obudzić stwora.

- Hm?

Najwyraźniej też nie mogła spać.

- Kiedy ostatnio kontaktowałaś się z Lukiem?

Widziałam jak uśmiecha się pod nosem. W sumie jeśli pomyślała o nim, o jego pięknej twarzy, oczach, włosach, silnych ramionach... Nie zatracaj się w myślach Susan, przecież on woli ją...

- Kilka dni temu. Rozdzieliliśmy się, ja postanowiłam uratować Hana na własną rękę, a Luke obiecał, że pojawi się za kilka dni. Mam nadzieję, że uda mu się szybciej...

Okazało się, że na młodego Jedi nie musieliśmy czekać zbyt długo. W dzień, koło południa, kiedy codzienna "impreza" się rozkręcała, zobaczyłam zakapturzoną postać wchodzącą do pomieszczenia. Wiedziałam kto to, bo przy wejściu wpuścili go bez problemu, wszystko dzięki jego sztuczkom kontrolującym umysł. Tak bardzo chciałabym być Jedi!

- Witaj o wielki Jabbo. Nazywam się Luke Skywalker, jestem Jedi. Przybywam po moich przyjaciół. - wypowiadając te słowa, popatrzył się na mnie i Leię, a jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, jednak po chwili przybrał poważny wyraz twarzy.

Po przetłumaczeniu jego słów dla Jabby, ten potwór tylko się roześmiał.

- Daję Ci ostatnią szansę, wypuścisz moich przyjaciół, albo zginiesz.

- Hohoho! Nie działają na mnie Twoje sztuczki Jedi... - ten jego głos jest obrzydliwy!

W napięciu patrzyłam co nastąpi później. Będzie walka czy może jednak uda się wynegocjować coś pokojowo?

Pokojowo? Nie oszukuj się Susan, jak może dojść do pokojowych negocjacji, skoro po jednej stronie jest wielka oślizgła jaszczurka, która przewodzi szajką przemytników?

Luke spojrzał w prawo, w stronę Lando. Pokiwali głowami i... No właśnie i co wtedy? Zanim się obejrzałam, Luke już spadł w zapadnie. Za chwilę wszyscy przysunęli się żeby podziwiać walkę młodego Skywalkera z Rancorem. Nie ma co, fajne mają tu rozrywki. Ale w końcu Luke to Jedi, więc da sobie radę. Prawda...?

Zamknęłam oczy. Boże przecież to jest od niego ze sto razy większe, ma ostre pazury i zęby... Spokojnie, Luke to Jedi, na pewno coś wymyśli...

Nie pomyliłam się. Po jakimś czasie Luke poradził sobie z Rancorem. Jabba był bardzo niezadowolony. Przecież zabił mu zabawkę. Chciałam rzucić się Luke'owi na szyję. Tak cholernie za nim tęskniłam.

Jabba postanowił skazać na śmierć Hana i Luke'a. Ale chyba na najgorszą na jaką mógł. Chciał ich wrzucić do jamy Sarlacca. Potwór trawiłby ich latami... Brr!

Luke i Han, razem ze strażą jechali na platformie w stronę Sarlacca. Wszyscy inni przyglądali się temu. R2 jeździł rozwożąc napoje. Nie trwało to długo, już po chwili byli przy nim. Nagle Luke odwrócił się w naszą stronę, mrugnął i zasalutował. Skoczył. JEZUS LUKE!

Szkoda, że nie miałam pojęcia, że taki był plan. Prawie dostałam zawału. Policzę się z nimi później!

---------------------------------------------------------
W tym rozdziale jest dość mało dialogów za co przepraszam, no ale w danej sytuacji ciężko było mi upchnąć tam dialogi! XD + jeśli są tam jakieś błędy to też przepraszam, czasami to przez autokorektę -.-

A Star War To HeavenWhere stories live. Discover now