Episode IV

219 25 0
                                    

Susan! Susan...Mała, daj mi rękę... Córeczko...

Ocknęłam się zlana potem.

- Susan! Co się stało? Nic Ci nie jest? - Leia pytała pochylając się nade mną.

- N-nie... Po prostu zemdlałam idąc... - odpowiedziałam słabym głosem.

- Hm, wydaję mi się to bardzo dziwne. Przecież jesteś świetna w pilotowaniu statków, więc to niemożliwe byś się źle czuła od zwykłych turbulencji... To przez coś inn-

- Muszę porozmawiać z Lukiem. Zabierz mnie do Luke'a proszę! - przerwałam jej, krzycząc na tyle głośno na ile pozwalał mi mój słaby głos.

- Spokojnie... Niedługo go zobaczysz... Powinniśmy się spotkać z nim za kilka dni, jednak teraz lecimy do jakiegoś znajomego Hana, pomogą nam naprawić hipernapęd, który uległ awarii przy locie przez pole asteroid.

Westchnęłam. Kilka dni to za długo! Muszę z nim koniecznie porozmawiać o tym co się dzieje w mojej głowie... On to powinien zrozumieć, w końcu miał sporo do czynienia z Mocą...

- Chyba powinnaś odpocząć, chodź jak się położysz to lepiej Ci to zrobi. - Leia pomogła wstać mi z podłogi.

- Nie... Nie potrzebuję odpoczynku, już mi lepiej, mam tylko nadzieję, że ból się nie nasili...

- Jesteś pewna, że nie chcesz odpocząć? Przed nami jeszcze przynajmniej godzina drogi...

- Jestem pewna. - odpowiedziałam i poszłam do kokpitu.

Usiadłam obok zdziwionego Hana.

- Młoda nic Ci nie jest? Dam sobie tu radę sam, idź odpocząć...

- Nie, nic mi nie jest wszystko jest w porządku, wolę tu zostać z Tobą, tak na wszelki wypadek jakbym była potrzebna.

- Skoro tak chcesz...

Lecieliśmy w milczeniu. Po jakimś czasie dołączyła do nas Leia.

- Daleko jeszcze? - zapytała.

- Nie, Wasza Kultowość, powinniśmy dolecieć za chwilę. - Han odwrócił się do księżniczki, oddając całkowicie stery w moje ręce.

- Han, mógłbyś przestać mnie tak nazywać?

Han nie odpowiedział, po prostu uśmiechnął się krzywo.

- Zaraz lądujemy. Dziwne, tak po prostu pozwolili nam wylądować... - powiedziałam. Mam co do tego wątpliwości...

- W końcu Lando Calrissian, czyli facet, który jest tu szefem, jest moim przyjacielem. Dlaczego miałby nie pozwolić staremu druhowi wylądować w swoim mieście? - Han zdziwił się słysząc moje słowa.

Wylądowaliśmy. Wyszliśmy z Sokoła i zobaczyliśmy małą grupkę ludzi idącą nam na powitanie.

~

Miałam co do tego złe przeczucia i się nie myliłam. Niecałą godzinę później siedziałam już w celi.

- Przeklęty Lando! A myślałem, że mogę mu ufać! - Han krzyczał ze złością.

- Spokojnie, jakoś sobie poradzimy... - odpowiedziałam ze spokojem.

- Ciekawe jak... Może nasz wspaniały pomysłodawca Han podsunie nam jakiś pomysł? - Leia też nie była zachwycona naszą sytuacją.

Miałam dosyć tych ich kłótni. Na szczęście nie musiałam ich już dłużej słuchać bo przyszli po nas szturmowcy. Na szczęście? Chyba wolę słuchać Hana i Lei jak się kłócą niż umrzeć...

Szturmowcy zaprowadzili nas do dziwnego pomieszczenia. Nie wiedziałam o co im może chodzić, po co prowadzą nas do jakiegoś pomieszczenia z dziwnymi urządzeniami? Może to jakaś sala tortur, albo coś w tym rodzaju...

~

Po kilku chwilach otrzymałam odpowiedz na moje pytanie. Karbonit. Chcieli zamrozić Hana w karbonicie. Mieli "wypróbować" urządzenie, bo kolejnym celem miał być Luke...

Co to za przyjaciel z tego Lando, który zdradził nas i oddał Hana w ręce Imperium?!

Szturmowcy trzymali nas, więc nie mogliśmy podejść do Hana. Razem z Leią i Chewbaccą patrzyliśmy na niego przerażeni. Co my bez niego zrobimy?!

Po chwili Han zaczął zjeżdżać w dół. Spojrzał na nas ostatni raz, z jego ust wyczytałam słowa "Wszystko będzie dobrze...", a chwilę później rozległ się przeraźliwy krzyk. Ten krzyk będzie mnie nawiedzał w snach...

~

Szturmowcy pchali nas przez korytarze. Wookie niósł na plecach zniszczonego C3-PO, który nawet w częściach nie przestawał gadać ani na chwilę. Nagle rozległ się krzyk Lei.

- Nie! To pułapka! Uciekaj!

Spojrzałam w tamtą stronę. Luke. Popatrzyłam mu prosto w oczy, jednak szturmowcy popchnęli nas dalej nie dając nam się zatrzymać. Nagle Lando, który szedł przed nami, odwrócił się z pistoletem w ręku, a jego ludzie, którzy wyszli z jednego z pomieszczeń, otoczyli szturmowców. Ci nie chcieli wszczynać walki, bo było ich bardzo mało, więc nas puścili. Lando powiedział żebyśmy szli za nim, więc tak zrobiliśmy pomimo obaw.

- Czemu mielibyśmy Ci ufać? - zapytała Leia.

- Bo chcę Wam pomóc. Szybko, może uda nam się jeszcze odbić Hana!

Po ominięciu kilku przeszkód, wbiegliśmy na pas startowy, z którego zaraz miał startować statek, którym przewozili mężczyznę. Pomimo naszych strzałów, statek zdążył odlecieć zanim zdążyliśmy zrobić coś więcej.

- O nie... - powiedziała cicho Leia.

- Spokojnie, uratujemy go. Jakoś... - starałam się ją pocieszyć.

Dostaliśmy się do hangaru, aby uciec Sokołem Millenium.

- A co z Lukiem? Musimy mu pomóc! - krzyknęłam zmartwiona.

- Nie wiemy gdzie jest, poza tym musimy uciec najszybciej jak się da. - słowa mężczyzny sprawiły, że zaczęłam się martwić jeszcze bardziej.

- Spokojnie, chyba da sobie radę... - tym razem to Leia starała się mnie pocieszyć.

- Mam nadzieję, że masz rację... - powiedziałam wchodząc na pokład Sokoła.

Och Luke...

A Star War To HeavenWhere stories live. Discover now