Rozdział 1

47.4K 1.5K 513
                                    

Stałam na lotnisku w New York'u. Rozglądałam się w prawo i lewo, wierciłam w miejscu przechodząc z nogi na nogę w poszukiwaniu mojego starszego brata Max'a.

Miałam z nim zamieszkać. Wybiła godzina 12:30 a miał być tu punkt 10:00 i już na mnie czekać. Uprzedziłam go przecież kilka dni wcześniej żeby nie zapomniał po mnie przyjechać, ale on oczywiście powiedział i tu zacytuję: "Jakby mógł zapomnieć o swojej malutkiej kochanej Sky" Zawsze dokuczał mi z powodu mojego wzrostu. 166cm to nie jest tak mało... No dobra kogo ja oszukuje jest ale mógłby sobie darować, choćby on.

Nadal go nie ma, idiota. Ale czego się spodziewać po nieodpowiedzialnym 19 latku. Pomimo, że kochałam brata ponad wszystko to naprawdę nie nawidzidze jego dziecinnego i czasami bardzo, ale to bardzo nie odpowiedzialnego zachowania. Na przykład teraz. Stoję tu jak kołek już od paru godzin i nie wiem na co czekam, dzwoniłam do niego chyba z 50 razy! ale oczywiście królewicz ma wyłączony telefon. Nie zadzwonię przecież do taty bo jeśli by się o tym dowiedział kazałby mi wsiadać do najbliższego samolotu i wracać z powrotem do Londynu, a tego bym nie chciała.

Nie mam pojęcia jak zdołaliśmy przekonać tatę, żebym z nim mogła zamieszkać. Warto wspomnieć, że nasz ojciec to człowiek dość sórowy, ale pomimo tego bardzo go kocham i wiem, że się o mnie martwi i chciałby dla mnie jak najlepiej. Jakich argumentów użył mój głupi braciszek? Nie wiem, ale to właśnie on zawsze miał dobre gadane ja od kąd pamiętam stałam z boku i się przyglądałam. Nie ważne.

Jak go tylko spotkam uduszę go własnymi rękoma. No dobra może być z tym trudno bo jest odemnie starszy a co za tym idzie silniejszy i to on zawsze wygrywał wszelkie przepychanki. Ale wymyślę coś co nie wymagało by odemnie, aż tyle siły i zręczności.

-Nie będę dłużej tkwiła tutaj jak kołek-powiedziałam sama do siebie.
Czas wziąć sprawy w swoje ręce. Złapałam za moją ogromną czerwoną walizkę, która była odemnie cięższa dwa razy i z trudem ciągnełam ją za sobą przepychałam się w tłumie ludzi którzy dziwne się patrzyli.

Ale co tu się dziwić. 16 latka przemierzająca samotnie największe lotnisko w NY.

Poza tym nie wyglądam na swój wiek, często biorą mnie za 14 latke. Robiłam wszystko żeby się tak nie działo no ale cóż. Kierowałam się do dużych szklanych drzwi lotniska. Mój plan był taki, że dostanę się do chłopaka na własną rękę, choć tyle, że zapytałam Max'a o adres wcześniej bo nie wiem co teraz bym zrobiła. Wypatrywałam się w rząd żółtych tax'i na zewnątrz. Podeszłam do pierwszej z brzegu i zapukałam w szybke budząc tym samym brodacza który siedział za kierownicą.

Starszy mężczyzna przejął odemnie mój bagaż i włożył go do bagażnika, za co szczerze mu podziękowałam.

Całą drogę przejechaliśmy w milczeniu co mi odpowiadało bo nie lubię rozmawiać z obcymi. Wiem jak to brzmi, ale naprawdę boję się takich kontaktów. Podałam mu adres, sprawdziłam go jeszcze dwa razy czy aby napewno nie przekręciłam jego nazwy bo zaczęliśmy wjeżdżać w dzielnicę z dużymi ładnymi domami. Max wspominał nam ostatnio, że wprowadził się do większego mieszkania, ale żeby odrazu jakaś willa. Choć po nim można się wszystkiego spodziewać. To już wiem gdzie lokuje pieniądze, które skrupulatnie co miesiąc przesyła mu tata. On nigdy nie dorośnie.

Zatrzymaliśmy się pod kremowym domem średniej wielkości. Wręczyłam kierowcy banknot i wyciągnęła swoją walizkę. Zapowiada się ciekawie....

My Brother Best Friend Where stories live. Discover now