Rozdział 12

21K 1.1K 61
                                    

Dziś dwa. Majowy prezent 🌹🌹🌹



****
Już na początku tygodnia zdążyłam pokłucić się z Max'em wiadomo o co, a raczej o kogo.

Poniedziałek. Dzień jak codzień nic nadzwyczajnego, nie wiem dlaczego ludzie się tak czepiają właśnie jego.

Przemierzałam szkolny korytarz po boku z Arianą, która zdawała relacje z piątkowej imprezy. Podobno zebrała się tam większa część szkoły, a zakończyło przyjazdem policji. Jednym słowem Jacob miał przewalone.

Opowiadała też jak przed swoim domem zastała nabuzowanego Ethan'a dobijającego się do drzwi.
Trochę się przestraszyła jak z buta wpakował się do jej mieszkania.

Robiła to wszystko z tak wielkim przejęciem, i emocjami co czasami wyglądało naprawdę zabawnie.

Najśmieszniejsze jest to, że Ethan w szkole przechodzi obok mnie obojętnie. Nawet nie odpowiada na głupie 'cześć'.

Nie wiem dlaczego zachowuje się w stosunku do mojej osoby w ten sposób. W każdym bądź razie staram się to olewać.

Lekcje jako tako mijały szybko.
Siedziałam na geografii i słuchałam nudnego wykładu nauczyciela o równikach. Ludzie dobijcie mnie. Kiedy do moich uszu dotarł głośny dzwonek oznajmujący koniec zajęć, spakowałam swoje rzeczy i wyszłam z klasy dziękując Bogu za skrócone męki.

Szłam do swojej szafki po resztę zeszytów jakie będą mi potrzebne na jutrzejsze lekcje zerkając co chwila na telefon czy nie przyszła nowa wiadomość od Jack'a.

Obiecał mi jakąś niespodziankę, ale nie wiedziałam co mogło by to być. Nie lubię ich. Z natury jestem dość ciekawym człowiekiem, a od niego ciężko coś wyciągnąć jak się uprze. Nie pozostało mi nic innego tylko czekać...

Stałam tak pod swoją szafką opierając się o nią plecami, chyba poraz pierwszy nie spędziłam przerwy w bibliotece. Co z tego, że lekcje się już skończyły i praktycznie nikogo tutaj nie ma, ale przerwa to przerwa. Jedynie kiedy mnie widać to podczas dwudziesto minutówki na lunch. Ari trochę się czepia, ale cóż...

Niestety mój spokój został zakłucony przez charakterystyczny dźwięk stukającego obcasa tuż przedemną. Oderwałam się od moich wyobrażeń co mógł by wymyślić Jack i skupiłam wzrok na osobie przedemną. Lexi, jeszcze jej mi tu brakowało. Dobra może i Poniedziałki są złe.

-Tak? - zapytałam niepewnie.

Dziewczyna zażuciła swoje długie włosy do tyłu i zadarła głowę dumnie ku górze.

-Masz wyjść przed szkołę. - rzuciła z wyższością i tyle ją widziałam. Okej?

****
Wolnym krokiem szłam do przeszkolonych drzwi budynku. To chyba musiało być coś ważnego skoro sama królowa się do mnie pofatygowała... Lexi należy do tej samej paczki co Max czyli tych ważniejszych jeżeli wogóle można tak powiedzieć. Nie wiem dlaczego się z nią zadaje. I niech lepiej to pozostanie tajemnicą, nie chcę wiedzieć w jakie układy wkopał się mój braciszek.

Stawiałam każdy krok ostrożnie, aby nie nadepnąć na linie dzielące płytki, kiedy moje ciało zostało lekko popchnięte, na co, nie zdążyłam już zareagować i położyłam stopę centralne na przecięciu. Ugghhh...

Spojrzałam w lewo, a moim oczom ukazał się rozpromieniony Ethan.

-Ups... A myślałem, że dojdziesz tak do końca.

-Przepraszam znamy się? - szłam dalej przed siebie, nie zważając na jego towarzystwo.

Nagle sobie o mnie przypomniał, dobre sobie.

-Myślę, że tak. Widujemy się codziennie w szkole no i po... W sumie to też ze sobą rozmawialiśmy. Więc raczej powinnaś mnie kojarzyć.- mówił doganiając mnie bo ja kroczyłam dzielnie nie oglądając się za siebie.

-O to ty jednak myślisz?

-Każdy człowiek to robi Sky chcąc nie chcąc musi, nie da rady od nich uciec. - powiedział ze spokojem. Czy on nie wyczół tu sarkazmu? Z resztą to chyba jedno z sensowniejszych zdań jakie od niego usłyszałam.-Podwiozę cie.

-Nie. - odpowiedziałam bez wahania.

-To nie było pytanie.

-A to była odpowiedź.-zbiłam ze sobą piątkę w myślach popychając grubą tafle szkła z, którą szło mi ciężko. Nawet drzwi nie potrafię otworzyć....

-Wykarz się. -burknęłam pod nosem i machnęłam ręką w ich stronę. Ten tylko się uśmiechnął i otworzył "bramę do wolności"

Na dziedzińcu uzbierała się całkiem niezła gromada osób, których starannie wymijałam. Czy oni nie mają nic lepszego do robienia jak siedzenie tu po lekcjach?

-Sky samochód mam w przeciwną stronę. - powiedział poirytowany.

Przystanęłam na chwilę i zadarłam głowę do góry żeby spojrzeć mu w oczy.

-Wiem, dlatego, też idę w przeciwnym kierunku. Pozatym mówiłam ci, że z tobą nigdzie nie jadę.

-Bo? - zacząć nerwowo obracać klucze od auta w prawej dłoni.

-Boo... - myśl, myśl - Bo to moja sprawa. - O Boże niczym dziecko z podstawówki. Dobra nieważne. - A tak wogóle to co cię tak nagle zainteresowałam? W szkole omijasz mnie szerokim łukiem. - ściszyłam teraz głos - Więc uważaj, jeszcze ktoś zobaczy, że ze mną rozmawiasz. - odwróciła się na pięcie.

Cieszyłam się, że powiedziałam mu to co leży mi na sercu. Zadowolona z tego, że już za mną nie idzie chciałam pójść na przystanek autobusowy, ale coś w oddali bardziej mnie zainteresowało.

-Ej lalka! Będziesz tak się przyglądać czy może do mnie przyjdziesz?!- krzyknął z połowy parkingu brunet. Brunet!?

Zamrugałam oczami jeszcze parę razy i nie wiedziałam, czy to mi się śni.

JACK! Stał tam jak gdyby nigdy nic, oparty o swój samochód. Warto wspomnieć, że nie byle jaki, ale nie jestem jakimś znawcą, żeby go opisywać. Jego rodzice mają własną kancelarie prawną i są obrzydliwe bogaci. Nie ma ich zaczęsto w domu więc rekompensują mu to w inny sposób.

Wokół niego zebrała się grupka gapowiczów, w większości były to dziewczyny. Jakby się mu tak przypatrzeć to, Ari miała sporo racji, że jest przystojny, ale jakoś nigdy nie zwracałam na to uwagi.

Pędem puściłam się w jego otwarte ramiona i wskoczyłam na niego oplatając go nogami. Oderwałam się od niego na chwilę, żeby spojrzeć na jego twarz i te piękne piwne oczy.

-Niespodzianka! - krzyknął mi do ucha. Zeskoczyłam z niego tylko po to, żeby jeszcze raz go przytulić.

-Co tu robisz? - wyszeptałam

-Jak to co kochanie, przyjechałem cię odwiedzić. Stęskniłem się. Chyba ty też bo zaraz mnie udusisz jak mnie nie puścisz. - zaśmiał się. Tak bardzo brakowało mi jego śmiechu, wogóle jego całego. - Dobra jedziemy, bo zebrała nam się całkiem niezła widownia. - rozglądałam się na boki, co chwila ktoś posyłał nam ukradkowe spojrzenia, tylko nie jedna osoba.

Ethan stał tak z założonymi rękami i wypalał w nas dziurę. Widać było w jego oczach smutek? pomieszany ze złością. Nie skupiałam się dłużej na nim i spojrzałam na swojego przyjaciela.

-Zrobiłeś to specjalnie. - wskazałam palcem na auto.

-Nigdy. - podniósł ręce w geście obrony. - No może trochę, chce poznać twoje koleżanki, muszę pokazać się im z lepszej strony.

Zaśmiałam się z jego komentarza i kiwnęłam głową, żebyśmy się zbierali. Oczywiście Jack jak to on, złapał mnie za rękę i otworzył drzwi do samochodu zapraszając gestem ręki do środka. Dygnęłam lekko jak księżniczka i wskoczyłam na przednie siedzenie.
Ruszyliśmy z piskiem opon, co zwróciło jeszcze większe zainteresowanie,ale gdy tylko znikneliśmy za pierwszym budynkiem, chłopak odrazu zwolnił.

My Brother Best Friend Where stories live. Discover now