1. Kiedy nie ma już nic.

224 18 7
                                    

Mam na imię Raven Stone i jakimś cudem wciąż żyję.

Siedząc przy ognisku napawałam się ciepłem, które z niego płynęło. Na pustyni noce są wyjątkowo zimne, więc fakt, iż znalazłam ten opuszczony dom przed nadejściem północy był bardzo pomocny. Budynek wygląda na dość solidny, chociaż w połowie zasypał go pędzony wiatrem pustynny piasek.
Siedziałam na małym strychu, który jako ostatnia część budowli nie była jeszcze pod ziemią. Pomieszczenie  nie było duże, więc szybko się nagrzało, co mnie bardzo cieszyło.
Niepokoiła mnie jedna rzecz.
Było stanowczo zbyt cicho.

Nie byłam pewna, gdzie dokładnie kończyła się Strefa Zagrożenia, więc nie wiem, czy nie znajduję się w zasięgu Zarażonych.
W sumie, już się przyzwyczaiłam, że w tym świecie nic nie jest pewne. Nikt z nas - Przetrwałych - nie wie, czy dożyje jutra.

Życie to naprawdę niesprawiedliwa suka.
W jednej chwili kłócisz się z matką, a w następnej patrzysz jak umiera, przygnieciona ruinami tego, co jeszcze niedawno nazywałeś domem. Widzisz jej rozpaczliwe próby zaczerpnięcia powietrza przez zmiażdżone przez jedną ze ścian płuca. Czujesz jej ostatni oddech na własnej skórze. Nie możesz pomóc. Nie potrafisz.

Gdzieś kiedyś przeczytałam, że to nie duchy nawiedzają ludzi, a ich wspomnienia. Melodramatyczne, ale trafne. Przeżywanie w kółko tego samego mija się z celem i jest nie na miejscu, biorąc pod uwagę fakt, że żyję w świecie, gdzie czas mierzę nie minutami, a natężeniem strachu. Jednak dopiero kiedy człowiek znajduje się sam ze sobą, uświadamia sobie kim naprawdę jest i kim był, jakie błędy popełnił, a co zrobił dobrze. Dopiero wtedy wszystko zlewa się w jeden obraz osoby, którą powinieneś znać jak nikogo innego, a tu się okazuje, że tak naprawdę nie wiesz o sobie nic.

Z zamyślenia wyrwał mnie przeraźliwy huk. Starając się nie zdradzić swojego położenia, wyjrzałam przez okno w dachu, dzięki któremu zresztą się tu dostałam. Zobaczyłam helikopter wojskowy z logo namalowanym na boku.
M.O.D.S.D.
Zalała mnie fala obrazów z przeszłości. Pamiętam łzy w oczach ojca, gdy oddawał mnie ludziom z MODSD'u. Wiedział co go czeka. Wiedział, że jest Zarażonym i chciał mi oszczędzić oglądania go podczas procesu Przemiany. Wielu powie, że miałam niesamowite szczęście, że udało mi się tam trafić.
Nic bardziej mylnego.

MODSD, czyli Militarny Oddział Do Spraw Dystopijnych to (kiedyś) tajna organizacja ogólnoświatowa złożona z najlepszych ludzi nie-ludzi. Dosłownie. Komandosi, szpiedzy i żołnierze szkoleni przez lata na wypadek globalnej katastrofy. Selekcjonowani i tresowani do bezwzględnego posłuszeństwa swoim generałom.
Trafiłam tam dzięki temu, że podczas Zagłady (mało oryginalna nazwa jak na zniszczenie ludzkości przez kataklizmy) byłam dzieckiem, miałam 14 lat.
No i nie byłam martwa.
W sumie, było nas - dzieciaków - 120, jednak w końcowym etapie zostało zaledwie 45. Część zginęła podczas prób, inni przeszli Przemianę, jeszcze inni nie wytrzymali psychicznie i po prostu ze sobą skończyli. Ci, którzy zostali, pracują teraz dla MODSD'u. Jednak większość siedzi w tej chwili na stołkach w Centrum w ciepłym pomieszczeniu i udaje, że obchodzą ich ludzie na zewnątrz.
Ja byłam inna.
Zawsze byłam inna.
Dlatego MODSD nie jest moją rodziną, jak twierdzi większość tam pracujących. MODSD daje mi zlecenia, a ja je wykonuję w zależności od tego, czy jest mi to na rękę.

Dlatego, że nie słucham się bezwzględnie ich rozkazów, nie mam łatwo.
Chociaż w sumie, seryjni zabójcy nigdy nie mają łatwo.
I nigdy nie są zbyt przyjaźni.

Szczególnie, gdy nie mają nic do stracenia.

~~~
Pierwszy rozdział :3
Dość opisowy, jednak chciałam tu przedstawić moje złotko - Raven💎 i jej historię.
Niewiasta łatwo w życiu nie miała, oj nie. A i skrzywdzę bidulkę jeszcze nie raz ;_;
Następne (jeśli ktoś będzie czytał) rozdziały będą ciekawsze, bo wprowadzę moje perełki :3
Hasztag tajemniczo.

~ bloodyinspiredbylife

☢ We are the Future ☢ *wolno pisane*Where stories live. Discover now