Rozdział 10.

229 23 4
                                    

Biegłem przed siebie, nie zatrzymując się ani na chwilę. Musiałem wszystko dokładnie przemyśleć. Wiatr smagał moje rozgrzane policzki przynosząc mi odrobinę ulgi. Nie byłem pewien, która z decyzji, jakie podejmę będzie najkorzystniejsza. Bałem się, że postępując pochopnie mogę narazić życie innych, a w szczególności Mel, której już wystarczająco je uprzykrzyłem. Wziąłem parę głębokich wdechów i wreszcie pozwoliłem odpocząć moim nogom. Rozejrzałem się dookoła. Znajdowałem się nad niewielkim jeziorem, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Powierzchnia wody była spowita czymś ciemnym, ale nie wiedziałem co to jest. Pochyliłem się, by przyjrzeć się jej bliżej, ale gdy moja dłoń delikatnie dotknęła brzegu zostałem odepchnięty przez silną falę. Powtórzyłem swój gest dwa razy, ale reakcja była ta sama. Odsunąłem się kawałek i postanowiłem obejść wokół jezioro. Jednak, gdy tylko zrobiłem parę kroków ziemia zaczęła się trząść. Upadłem, uderzając plecami z całej siły w kamień, ale to nie był mój największy problem. Z głębi jeziora wydostała się ta sama postać, która pojawiała się w moich snach. Była cała w bieli otoczona przez błękit wody, który tworzył jej suknię. Wpatrywałem się w nią zaczarowany. Wyglądała niesamowicie stojąc tak spokojnie pośród wzburzonej wody. Chwilę później ocknąłem się z tego wrażenia i zacząłem odsuwać się jak najdalej od nieznanego mi stworzenia. Kobieta tylko się zaśmiała widząc moją reakcję. Pochyliła się w moją stronę i położyła mi dłoń na ramieniu. Natychmiast ją strzepnąłem, a po chwili wyciągnąłem miecz z pochwy.

- Czego chcesz?! - krzyczałem, choć mimo wysiłku szum wody zagłuszał mój głos. Stanąłem wreszcie na nogach. Nie chciałem się nawet zastanawiać, jak bardzo żałośnie wyglądałem z tak maleńkim ostrzem w ręku przeciwko tej niezwykłej istocie.

- Och Xavier, Xavier. - zaśmiała się, co zabrzmiało jak tysiąc małych dzwoneczków. - Naprawdę nie wiesz kim jestem? A powinieneś. Malachi nie wywiązał się z obowiązków, nieładnie.

Chwilę później dziewczyna wyrwała z mej dłoni broń i wrzuciła do czarnej otchłani. Następnie pociągnęła z całej siły mą rękę i porwała mnie do środka jeziora. Poczułem jak moje ciało uderza w tafle wody. Byłem pewien, że utonę — że to koniec. Kiedy znalazłem się już w głębinach zrozumiałem, iż wcale nie brakuje mi oddechu. Nawet miałem otwarte oczy przemierzając niekończący się tunel. Wydawało mi się, że pędzimy w dół korytarzy wieczność, ale w rzeczywistość trwało to zaledwie parę minut. Mijaliśmy mnóstwo stworzeń morskich, które z zaciekawieniem mi się przyglądały. Za każdym razem odwracałem twarz zażenowany tą sytuacją. Parę chwil później się zatrzymaliśmy. Znajdowałem się w przepięknej komnacie stworzonej z błękitnego szkła. Pośrodku pomieszczenia znajdował się ogromny, przepełniony ozdobami tron, na którym zasiadała moja porywaczka. Tutaj nie wydawała mi się już tak straszna. Wziąłem głęboki oddech, aby się odezwać, ale ona mnie wyprzedziła.

- Witaj w domu! - uśmiechnęła się szeroko, wskazując przestrzeń wokół. - Jak to możliwe, że nawet nie wiesz, gdzie jesteś? - zacmokała z dezaprobatą.

Wpatrywałem się w nią przez dłuższy czas jak jakiś idiota. Zastanawiałem się, czy to kolejna próba Mistrza przeciągnięcia mnie na swoją stronę albo, czy tym razem to Henry chciał wypróbować na mnie swoje sztuczki?

- Nazywam się Annabelle i jestem władczynią oceanów, a właściwie wszystkiego, co związane z wodą. Poza tym jestem strażniczką pokoju, co ma konkretny związek z tobą. Popatrz — wskazała palcem swój nadgarstek, gdzie widniał czarny znak nieskończoności. Dokładnie taki sam jak mój. - Jestem twoją opiekunką, bo to ty zostałeś wybrany, aby strzec świat przed między rasową wojną. Czekałam, cała Ziemia czekała na ciebie dziesięć lat. I wreszcie jesteś, a nie wiesz, jakie jest twoje zadanie? Xavier, tylko ty jesteś w stanie powstrzymać ich wszystkich przed zagładą.

Istota MrokuWhere stories live. Discover now