Rozdział 3.

488 75 3
                                    

Jack. Mój przyjaciel zmierzał w moją stronę jak gdyby nigdy nic się nie stało. Jakby nie umarł. Nie wierzyłem własnym oczom. Chłopak, którego ostatni raz widziałem na miejscu wypadku z poobijaną twarzą i połamanymi kończynami wpatrywał się we mnie z uśmiechem. Na początku pomyślałem, że to zjawa, duch, ale gdy stanął bliżej wyglądał całkiem normalnie. Jego nadal niechlujnie ułożone włosy w kolorze blond sterczały na boki, a z oczu biła mu ta sama radość. Jednak wyczuwałem, że coś się zmieniło. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na jego odkryte dłonie. Oczywiście całe były w czarnych okropnych znakach, które znienawidziłem kiedy tylko się na mnie pojawiły. Zerknąłem w stronę mojego towarzysza - nie uśmiechał się i miał zaciśnięte zęby. Nie spodobała mu się nagła obecność mojego kumpla. Dziwne. Wreszcie po paru chwilach zdołałem się odezwać.

-Jack... ty żyjesz! - wydukałem.

-Jak widzisz, cały i zdrowy. -no nie całkiem, pomyślałem - Stary, tak dawno cię nie widziałem! Chodź tu.

Podniosłem się z krzesła i razem się uściskaliśmy. Zauważyłem, że jego ramiona stały się silne i barczyste. Gdy się od siebie odsunęliśmy, pierwszy raz dzisiaj się uśmiechnąłem. Nawet nie wiedziałem jak bardzo mi go brakowało. Znaliśmy się od przedszkola. Cały wolny czas spędzaliśmy ze sobą grając w gry, jeżdżąc na rowerze, zwiedzając świat, zwierzając się z pierwszych problemów i smutków. Pamiętam, że na początku byliśmy ze sobą tak zżyci, aż nasze mamy musiały nas rozdzielać. Zaśmiałem się w duchu na to wspomnienie. A teraz? Wydawał się być kimś obcym, innym.
Wszystko co nas łączyło zaszło jakby mgłą. Westchnąłem ciężko. Trudno było mi patrzeć na przyjaciela, który był takim samym potworem co ja. Owszem mnie mógł spotkać taki los, ale jego? Tak pogodnego i wesołego człowieka, o niesamowitym poczuciu humoru?

-No dość już tych czułości - westchnął gospodarz - zabierajcie się do jedzenia zanim wystygnie. Wrócimy do tej rozmowy później, Xavierze. Mam nadzieję, że się do nas przekonasz, a tymczasem wracam do pracy - skinął delikatnie głową i już go nie było.

Rozejrzałem się nerwowo dookoła. Rozpłynął się czy jak? Z rozmyślań wyrwał mnie śmiech Jack'a. Spojrzałem na niego zdezorientowany. O co mu chodzi?

-On po prostu wyszedł X - dawno nikt się tak do mnie nie zwracał - To normalne, ze poruszamy się nadzwyczaj szybko.

Po chwili chłopak zerwał się z miejsca i znalazł w przeciwległym kącie pokoju, a trwało to zaledwie parę sekund. Gapiłem się na niego jak idiota. Znowu się zaśmiał i w mgnieniu oka pojawił się przy mnie.

-Ty też tak potrafisz - powiedział - musisz tylko spróbować. Jesteś nowy, więc masz więcej ludzkich odruchów niż tych demonicznych. To wkrótce minie, po tygodniu może dwóch - uśmiechnął się.

Niczego bardziej nie pragnąłem w tej chwili jak dać mu w gębę, za to co powiedział. Nie wiedział, że ja chcę pozostać w jak największym stopniu człowiekiem i żałuję tego czym się stałem, mimo że nie miałem na to wpływu. Zacisnąłem dłonie w pięści i zacząłem w myślach liczyć do dziesięciu. Podziałało, uspokoiłem się na tyle by mu odpowiedzieć.

-Nie, nie mam ochoty. - powiedziałem zgodnie z prawdą. - Możesz mi powiedzieć... kim właściwie jest ten facet, władcą tego pałacu czy jak? - zapytałem, bo bardzo mnie to nurtowało. Znalazłem się w zupełnie nowym mi miejscu z potworami o których nic nie wiedziałem i  tajemniczym Mistrzem na czele. To zadziwiające jak wiele zmieniło się w ciągu dwudziestu czterech godzin. Jeszcze wczoraj byłem zwykłym siedemnastolatkiem , a dziś jestem monstrum z nadludzkimi zdolnościami.

-Właściwie tak. Dom należy do niego. Nazywamy go Mistrzem, czy też Panem, zależy. Jest dla nas jak ojciec. Wspiera, pomaga, opiekuję się nami. Jednak nie wolno zwracać się nam do niego po imieniu, niewiele osób je zna, ale ja tak. Za żadne skarby nie można go wyjawić, bo stało by się coś złego. Bardzo złego. - zadrżał - W każdym razie tutaj panują różne zasady, z którymi wkrótce się zapoznasz. Na początku uczysz się w akademii i w zależności od swoich umiejętności przechodzisz na różne poziomy, akurat teraz jesteś na szóstym - ostatnim. Co miesiąc uczniowie spadają z poziomu lub na niego wchodzą co jest trudniejsze. Jeśli ktoś znajdzie się na drugim lub pierwszym poziomie ma prawo wstąpić do Kręgu Demonów, gdzie poznajesz różne tajemnice. Po za tym mieszkając tutaj wykonujesz różne zadania, które zleci ci Mistrz i co już zauważyłeś nie znosi odmowy. Teraz wydaje ci się to zapewne okropne, ale w rzeczywistości takie nie jest. Spodoba ci się życie tutaj, nowy świat, rozrywka... - nie dokończył, bo natychmiast wstałem. Szybkim krokiem wyszedłem z pomieszczenia i ruszyłem korytarzem. Nie doznałem jednak chwili spokoju, zaraz Jack zjawił się przy mnie.

-Co jest? - zapytał zmieszany.

-Nic - warknąłem - nic.

-Stary, spokojnie. Rozumiem też byłem zszokowany jak się dowiedziałem kim jestem, ale nie przejmuj się tak. Przyzwyczaisz się. Będzie świetnie, obiecuję.

-Możesz przestać? - rzuciłem przez zaciśnięte zęby. - Nie chcę tego! Nie wierzę, że to jest super życie w luksusie, jeśli tak to można nazwać. Nie! Jestem pewien, że jest w tym jakiś cholerny haczyk, o którym nikt mi nie mówi.

Chłopak zastanawiał się chwilę, po czym zdecydował się i wyjawił mi to co chciałem usłyszeć.

-Jest jedna rzecz, która to wszystko niszczy - wstrzymałem oddech - pragnienie. Pragniesz z całej siły w zależności od twojego charakteru - ludzkiej krwi bądź duszy, której sam nie posiadasz.

Gwałtownie się zatrzymałem. Wziąłem parę oddechów żeby nie wybuchnąć i odwróciłem się w stronę przyjaciela. Miał zmartwioną minę.

-Jestem mordercą - wychrypiałem - mordercą.

Spojrzałem w stronę wielkiego okna znajdującego się w salonie. Bez chwili namysłu rzuciłem się w jego stronę, chcąc się zabić. Uderzyłem całym ciałem o szkło. Natychmiast się zbiło, ale ja nie wypadłem. Coś mnie zatrzymało, jakby jakaś niewidzialna bariera. Syknąłem zdenerwowany. Na mojej twarzy pojawiły się krople krwi i przez sekundę myślałem czy jej nie spróbować. Odepchnąłem tą myśl z obrzydzeniem. Nie. Nie poddam się, do cholery. Leżałem na podłodze pośród mnóstwa odłamków szkła i krwi, która lała się ze mnie litrami. Jakąś minutę później zjawił się przy mnie Jack.

-Boże, Xavier! Co ci strzeliło do głowy? Zabieram cię do pielęgniarki, chodź. - podał mi rękę, ale jej nie przyjąłem i sam się podniosłem. W milczeniu ruszyłem za nim do jakiegoś odosobnionego pokoju. Było w nim kilka szpitalnych łóżek, trzy regały zapełnione lekami i biurko za którym siedziała ciemnowłosa demonica. Wzdrygnąłem się.

-Susan, mam problem. - spojrzała na niego sponad dokumentów - mój kumpel przypadkiem się wywrócił i poharatał. - nie wiedziałem dlaczego kłamał - możesz mu pomóc?

-Och, oczywiście Jack. Siadaj chłopcze, zaraz cię opatrzę. - miała przyjemny melodyjny głos.

Usiadłem, a po chwili kobieta znalazła się przy mnie. Wyciągnęła parę gazy i coś na nie nalała. Przyłożyła mi je do twarzy i przemyła rany. W pewnym momencie nasze oczy się spotkały. Zadziwił mnie ich kolor. Były jasnoszare. Może nie będę miał wiecznie czarnych oczu, pomyślałem. Kilka minut później dziewczyna zszyła mi głębsze rozcięcia i mogłem wrócić do pokoju. Całą drogę nie odzywałem się do Jack'a.  Mimo, że był moim przyjacielem nie rozumiałem go. Podobało mu się bycie demonem i sługą tego gościa bez imienia. Najwyraźniej ten cały Mistrz owinął go sobie wokół palca. Wszedłem do swojej komnaty i zauważyłem, że coś się zmieniło. Nie było już wielkiego łoża, tylko małe pojedyncze łóżko. Dziwne. Z resztą tu wszystko było jakieś inne, chore. Leżąc na łóżku znowu zastanowiłem się co będzie ze mną, czy dam radę się stąd wydostać? Westchnąłem głęboko i starając się nie zamartwić na śmierć, wpatrywałem się w sufit. Widziałem dokładnie z jakiego materiału został stworzony. Deski były do siebie idealnie dopasowane jakimiś wkrętami. Stary już lakier powoli odpadał. Spojrzałem w bok i teraz znów zauważyłem niesamowite szczegóły. Na ścianie kryło się mnóstwo bakterii, których wcześniej nie widziałem. Zamrugałem, co polepszyło ostrość mojego wzroku. O, cholera. Moje zmysły się wyostrzyły. Ciało pokryte jest znakami. Oczy są czarne jak węgiel.

-Nie jestem już człowiekiem - wychrypiałem sam do siebie załamany.

***

Zapraszam do dalszego czytania i jeśli się podoba zostawiania komentarzy i gwiazdek. Pozdrawiam :3

Istota MrokuWhere stories live. Discover now