Rozdział 7.

349 41 6
                                    

Kilka miesięcy później.

Wszedłem razem z Jackiem do niewielkiej knajpki na przedmieściach. Wracaliśmy po wykonanym zadaniu i pragnęliśmy choć przez chwilę odpocząć. W środku było duszno i tłoczno, co mnie nie zdziwiło - właśnie rozpoczynał się weekend i większość postanowiła świętować. Zająłem miejsce przy barze i zamówiłem to co zwykle, czyli drinka i tortillę. Po złożeniu zamówienia spojrzałem na mojego towarzysza, który teraz gorączkowo się rozglądał. Podążyłem za jego spojrzeniem, ale nie zauważyłem niczego dziwnego.

-Stary, coś nie tak? - zapytałem, zaciekawiony jego zachowaniem.  W odpowiedzi wzruszył tylko ramionami, nadal nie odrywając spojrzenia od jakiegoś punktu. Ponowiłem pytanie.

-Ktoś nas obserwuje - odrzekł po dłuższej chwili - nie jestem pewien dlaczego.

Obserwuje? Nas? To było wręcz niemożliwe. Nikt nie mógł nas rozpoznać w tym tłumie, po za tym byliśmy pod ochroną odpowiedniego zaklęcia. Z resztą specjalnie wybraliśmy właśnie to miejsce żeby nie napotkać nikogo z naszych pobratymców.

-Wiedzą kim jesteśmy?

-Chyba tak - odrzekł zdenerwowany - musimy stąd wyjść i to szybko.

Chłopak natychmiast zerwał się z miejsca, a ja razem z nim. Rzuciłem parę banknotów na ladę i wybiegłem na zewnątrz. Gdy tylko otworzyliśmy drzwi owiał nas chłodny wiatr, który nie był zwiastunem niczego dobrego. Zaczęliśmy się rozglądać. Nie było śladu żywego ducha, ale w pewnej chwili zdołałem ujrzeć cień kogoś. Bez zastanowienia ruszyłem w tamtą stronę. Na rogu dwóch ulic stała grupka demonów - z tego co zdołałem odczytać z ich znaków byli silni i z pragnieniem zemsty. Nie byłem pewny, który gang czy jedną osobę chcą pomścić, ale nie bałem się. Wyciągnąłem czarny sztylet i zaatakowałem. Skoczyła na mnie trójka pobratymców, a Jack'a zaatakowała pozostała dwójka. Uderzałem ile popadnie, ale zbyt wielkie zmęczenie nie pozwalało mi na sprawniejsze ruchy. Zostałem ugodzony w ramię. Poczułem jak ciepły strumień spływa po mojej ręce niosąc za sobą widmo bólu.  Mimo to nie poddałem się, walczyłem dalej. Byłem bardzo blisko pokonania jednego z nich kiedy poczułem specyficzny zapach. Zapach ludzkiej krwi. Wszyscy się zatrzymaliśmy. Po chwili zza muru wyłoniła się dziewczyna. Gdy tylko spojrzała w naszą stronę - krzyknęła. Rozpoczęło się piekło. Chcąc ochronić niewinną rzuciłem się na dwójkę istot zmierzających w jej stronę. Jednemu przebiłem gardło, drugi niestety z lepszym refleksem uderzył mnie z całej siły w głowę. Upadłem, ale nie zwracając uwagi na ból wstałem i pobiegłem w stronę kobiety. Nad nią pochylał się jeden ze stworów i już chciał zatopić w niej zęby kiedy na niego skoczyłem. Na pomoc przyszedł mu kolega, ale w odpowiedniej chwili zjawił się Jack odwracając jego uwagę. Chwyciłem dłoń dziewczyny i delikatnie ją podniosłem.

-Nie bój się - szepnąłem - zabiorę cię stąd. Posłusznie skinęła głową, a ja niosąc ją rzuciłem się pędem, zostawiając to miejsce daleko za sobą. Przez całą drogę miała zamknięte oczy, więc kiedy je otworzyła ze zdziwienia stanąłem jak wryty. Miały kolor pełnego srebra. To niemożliwe, szeptałem w duchu do siebie, niemożliwe. To ta sama dziewczyna, której pozwoliłem żyć wygrywając z pragnieniem. Na myśl o tym poczułem okropny żar, który rozpoczynał się w gardle i rozchodził po całym moim ciele. Odsunąłem się czując jak przejmują nade mną kontrolę instynkty. Zacisnąłem z całej siły pięści próbując odwrócić swoją uwagę od ognia.

Cały ten czas dziewczyna wpatrywała się we mnie z przerażeniem. Nie wiem co dokładnie zobaczyła w moim wyrazie twarzy, ale zakładam, że nie było to nic dobrego. Wziąłem kilka wdechów, po których zdołałem się odrobinę uspokoić.

-Kim...kim jesteś? - wydukała bliska płaczu - nie zabijaj mnie, proszę.

Nie wiem dlaczego, ale jej słowa mnie zabolały. Jak mógłbym chcieć zabić tak niewinną i bezbronną istotę jak ona? Jednak kiedy spojrzałem na całą tą sytuację z jej punktu widzenia, wcale jej się nie dziwiłem. Gdybym zobaczył grupę krwiożerczych potworów,  też bym umierał z przerażenia. Zbliżyłem się do niej starając opanować swoje chore pragnienie.

Istota MrokuWhere stories live. Discover now