[:synulek mamusi]
Michael
Jedynym plusem dzisiejszego dnia było to, że odbierała mnie mama. W prawdzie miałem już siedemnaście lat i większość moich rówieśników zrobiłaby wszystko, by tylko nie jechać z rodzicami do domu; jednak ja miałem totalnie gdzieś opinie innych na mój temat. Wolałem siedzieć w swoim pokoju ucząc się, w przerwie słuchając muzyki niż obracać się w fałszywym towarzystwie.
Siedziałem na ławce przed szkołą z podręcznikami obok mnie, czekając na moją mamę. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i popatrzyłem na pęknięty ekran. Pieprzona profesorka od biologii.
- Cześć Michael - niechętnie odwróciłem głowę w prawą stronę, unosząc ją do góry. Hemmings. Jeszcze tego debila tu brakowało.
- Hej - mruknąłem pod nosem i wróciłem wzrokiem do swojego telefonu. Najbardziej popularny chłopak w szkole nie rozmawia od tak z największą ofiarą losu.
- Jest sprawa - zaczął, a ja nawet nie skupiłem na nim wzroku. - Hej, mówię do ciebie - brzmiał trochę na podenerwowanego. Westchnąłem głośno.
- Uwierz mi, że sam mam wątpliwości. Nie przypominam sobie, aby dziś był międzynarodowy dzień współczucia ofiarom losu - powiedziałem, biorąc podręcznik od biologii.
Ustałem na jednej nodze chcąc chwycić kule, ale one jak zawsze żyły swoim życiem i ponownie wylądowały na ziemi.
- Kurwa - warknąłem, a Luke podniósł z ziemi moją własność. Spojrzałem na niego wkurzony. - Ile ci zapłacili, abyś w ogóle na mnie spojrzał, huh? Jeśli oczekujesz, że zrobię za ciebie referat to się, kurwa mać, mylisz - powiedziałem i ruszyłem w kierunku samochodu mojej mamy. Nawet nie zauważyłem, kiedy znalazł się już na parkingu. Chłopak jednak nie dawał mi spokoju.
- Referat, um...od razu referat... - powiedział zatrzymując mnie. - Chciałem tylko zadania z matmy - wytrzeszczyłem na niego oczy w niedowierzaniu.
- Pierdol się. Znajdź sobie lepiej laskę, którą będziesz mógł zaliczyć - fuknąłem. - A teraz przepuść mnie, bo moja mama na mnie czeka.
- Synulek mamusi? - zaśmiał się, a ja dźgnąłem go kulą w kolano, chodź korciło mnie zrobić to w inne miejsce.
- Daj spokój, Luke - warknąłem, wymijając go.
Moja mama wysiadła z auta i spojrzała na nas.
- Mike, możesz zabrać ze sobą swojego kolegę.
To nie jest, cholera, mój kolega.
- Luke musi...
- Nie chcę stwarzać problemu pani Clifford - odpowiedział uśmiechając się niewinnie. Chwilowo skupiłem wzrok na kolczyku w jego wardze, ale natychmiast odwróciłem głowę.
- To przecież żaden problem Luke. Mieszkasz przecież ulicę wcześniej - odrzekła rodzicielka, a ja przysięgam, że miałem ochotę sobie coś zrobić.
Odwróciłem się w kierunku blondyna i spojrzałem na niego z wrogością i obojętnością równocześnie. W życiu nie zrobię za niego tych zadań.
CZYTASZ
» wanna be my kitty? | muke ✔️
Fanfiction» Kochanie, Ty palisz? » Czy palę? Palę okazyjnie papierosa, a ty spalasz moje serce każdego pieprzonego dnia. » Na pierwszy rzut oka jest to coś typowego, bo co nadzwyczajnego może się dziać w liceum? Oceniamy ludzi na podstawie kostiumów i mase...