1.Biel

3.6K 237 27
                                    

Kiedy byłem całkiem mały rodzice mnie porzucili albo ktoś ich zabił, ale mimo to jakoś przeżyłem te 19 lat. Jestem Kuro, kotka która mnie znalazła niezbyt się wysilała nad imieniem. Wychowałem się w pomniejszym mieście, byłem zdecydowanie mniejszy od innych, mimo że jestem wielkim kotem*. Z powodu niedostatku pożywienia, bo do momentu gdy skończyłem sześć lat dostawałem połowę porcji, a potem wypad na ulice żebrać lub kraść, cholerni rasiści... Mam długie czarne włosy do pasa, które na końcówkach przechodzą w biały, długa grzywka całkowicie zasłania lewą połowę twarzy, nie przeszkadza to w widzeniu. Ponieważ widzę tylko prawym okiem, moje tęczówki są złote, z prawej strony mam na szczęce bliznę, która nie przecina ust. Końcówki uszu i puszystego ogona mam białe. Noszę czarną koszulę z rękawami trzy czwarte podszytą niebieskim futrem, sięga mi ona za tyłek i jest przewiązana błękitną szarfą w talii. Do tego czarne opinające spodnie, skórzane buty na koturnie, również podszyte granatowym futrem sięgające pod kolana. Oprócz tego noszę lekko potargany u dołu biały płaszcz z kapturem. Przez to że mam wybitnie delikatne rysy, jasną skórę i jak na faceta wysoki głos biorą mnie za dziewczynę.

Siedziałem na dachu, gdy usłyszałem pierwsze okrzyki przerażenia i poczułem zapach krwi. Co się tam do cholery dzieje? Zeskoczyłem na dół, koty przerażone biegały we wszystkie strony... Z tawerny wyszedł ubrany w czerwony płaszcz i charakterystyczną czarną maskę ze złotymi zębami zasłaniającą całą szczękę i nos. Był to biały wielki kot z tego samo gatunku co ja, jego włosy sięgały za łopatki i miał lodowate pomarańczowe oczy. W rękach trzymał dwa zakrwawione miecze... Niesławny bezwzględny morderca Anaru Biała Śmierć... Skazany pięcioktrotnie na karę śmierci za zbrodnie ze szczególnym okrucieństwem...
Aż mnie zmroziło ze strachu, spojrzał prosto na mnie... Po chwili otępienia rzuciłem się do ucieczki, potykając się o własne nogi wystrzeliłem przed siebie... Słyszałem za sobą krzyki i przekleństwa... Byłem przerażony jak nigdy w całym moim życiu... W końcu miasto zamilkło, chociaż umiem walczyć wolę nie wchodzić mu w drogę...
Ciężko dysząc wybiegłem z miasta i wpadłem na drzewo. Serce chciało mi połamać żebra i eksplodować, a dyszałem jak ryba wyciągnięta z wody... Zdałem sobie sprawę że wszyscy albo nieżyją albo niedobitki pochowały się po kątach...
Z dopiero co odzyskanym powietrzem poszedłem w las, bez prowiantu, wody, jedynie z bronią kosą, mieczem i mniejszym nożem... Niestety nie byłem sam... Odwróciłem się, wpatrywał się we mnie jak w zwierzynę... On był łowcą, a ja ofiarą... Biały kot rzucił się na mnie w ostatnim momencie zablokowałem cios, który był tak silny że boleśnie uderzyłem kolanem w ziemię... No dobra, skoro mam już zginąć to zgodnością... Będę walczyć, może nie jestem zbyt silny, ale za to jestem szybki. Ledwo uniósł broń by zadać kolejny cios, wykręciłem piruet i spróbowałem zaatakować. Gdy znalazłem się za jego plecami coś podobnego do łodygi róży z ogromnymi kolcami wyrosło z ziemii. Cholera, umie posługiwać się mocą, jestem udupiony... Tak tańczyliśmy, ja chciałem jakoś przeżyć, a on mnie dorwać... Po dłuższym czasie moje ciało nie nadążało za atakami... W końcu wytrącił mi broń z ręki i przygwoździł do drzewa. Jedną dłonią trzymał mnie za gardło, a druga trzymała czerwony miecz. To koniec... W sumie kogo obchodzi jakiś czarny kot?... Patrzył mi prosto w oczy, mimo że jego pomarańczowe tęczówki miały odcień prawie ognistej czerwieni były zimne jak lód i pełne okrucieństwa. Miał piękne oczy, ale pełne nienawiści i mordu... Drżąc ze strachu zamknąłem powieki i czekałem na cios... Trwało to wieki... Czułem jak mimowolnie po policzkach ciekną mi gorące łzy... Przestań ryczeć! Byłem cały spięty... Machałem nerwowo ogonem... Na co on czeka? Czemu jeszcze mnie nie zabił?
Poczułem jak rozluźnia uścisk na szyji... Drżąc otwarłem powieki... Coś w jego oczach się zmieniło... Była to ledwie widoczna iskra... Nie wiem... W końcu mnie puścił, a ja bliski zawału osunąłem się na ziemię...

Co... się... dzieje...?

Wyglądał jakby nie wiedział co robić, nie, nie, nie, on wie...
-Cholera...-warknął sam do siebie, miał bardzo niski głos, zimniejszy niż lód-Czemu...? Czemu nie potrafię go zabić?!-

Co...?

Nie umie mnie zabić czy jak? Przecież on morduje z zimną krwią każdego kto mu stanie na drodze, a nawet kobiety, dzieci, kiedy ma taką zachciankę... Jest poszukiwany żywy lub martwy, a najlepiej martwy...
O co tu chodzi?...
-Ty. Pechowiec.-spojrzał na mnie-Idziesz ze mną...-
-J...ja?-mruknąłem przerażony, zaraz zemdleję ze strachu
-Tak, ty. Idziemy do miasta.-powiedział, znowu miał lodowate oczy.
-Po co...?-
-Po moją działkę. Po drodze pomyślę co z tobą zrobić. Jak mnie wkurzysz to poderżnę ci gardło i ciało powieszę na bramie najbliższego miasta. Zrozumiano.-
-Tak...- odpowiedziałem szeptem, a wizja takiej śmierci, bynajmniej nie była pocieszająca.
W końcu nie wytrzymałem tego stresu i straciłem przytomność...

____________________________________

*Kuro jest leśnym kotem norweskim, a to duże kotki i są bardzo misiate (puchate)!

P.S. Nie mam kota, tylko dwie papużki faliste Blu i Niebieskiego, obie są niebieskie (zbójectwo) i króliczka miniaturkę domatora Tuptusia

Oczy Barwy SłońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz