Zaczęłam biec. Może nie całkowicie przez to, że się bałam, tylko dlatego, że nie chciałam zostać zgwałcona na korytarzu szkolnym.

Dobra, chyba jednak się bałam.

Wybiegłam przed szkołę, a kiedy wokół mnie poczułam obecność innych, przystanęłam. Przecież nie dorwie się do mnie, kiedy naokoło stoi mniej/więcej setka osób. Oparłam się o ceglany mur i oddychałam głęboko, co chwilę poprawiając włosy, opadające mi na twarz. Tak, okej, jestem panikarą!

Nawet nie zorientowałam się, że przez cały czas miałam zamknięte oczy. Wyobraźcie więc sobie moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam przed sobą wysokiego szatyna, przyglądającego się mi z zainteresowaniem. Kojarzyłam go ze szkoły, a oprócz tego był kolegą Brooklyna i Shawna. Miał około metra osiemdziesięciu, śniadą cerę i ciemne, niemal czarne oczy wpatrujące się we mnie przenikliwie.

-Coś się stało? - zapytał, nie ukrywając zmartwienia w głosie. -Wyglądasz na przestraszoną.

-Oh, nie, nic. Wszystko dobrze, po prostu się przestraszyłam - odparłam, doprowadzając się do porządku.

-Ktoś cię przestraszył? Jak wyglądał? Kiedy to było? - obsypał mnie wiązanką pytań, marszcząc przy tym brwi i przybierając poważną pozę.

-Nie, nieważne - odpowiedziałam, ale kiedy zauważyłam, że moja odpowiedź go nie usatysfakcjonowała, dodałam: -Znaczy, tak, to był ktoś. Ale nie wiem kto, więc kto by się tam przejmował.

Machnęłam ręką i pozwoliłam małemu uśmiechowi wpełznąć na moją twarz. Założyłam niesforny kosmyk włosów za ucho i czekałam na reakcję chłopaka.

-Może przynajmniej odwiozę cię do domu? - zaproponował, a ja uniosłam brwi na tak szybką zmianę tematu.

Cóż mogę powiedzieć, dobrze wiecie, że się zgodziłam.

***

-Tak w ogóle, jestem Gilinsky - powiedział, obdarowując mnie swym pięknym uśmiechem. -Jack Gilinsky.

-Tak, zdaje się, że już się poznaliśmy, prawda?

-Oczywiście, inaczej nie wiedziałbym, że nazywasz się Rose - odparł, skupiając wzrok na drodze i lekko mrużąc przy tym oczy.

Oparłam łokieć o drzwi samochodu, a na dłoni tej samej ręki oparłam głowę. Miałam w miarę lekkie lekcje, ale mimo to byłam zmęczona – nienawidzę wstawać rano. Później przez cały dzień jestem nieżywa.

-Skąd znasz Shawna?

Hej, hej. Po pierwsze, on chyba jest mistrzem w zmianach tematu. Po drugie, czy chłopcy, tak jak dziewczyny, nie plotkują o nowo poznanych osobach, jak zwykło to robić płci przeciwnej?

-Jest przyjacielem Brooklyna, ja teraz mieszkam z Brooklynem... - odparłam, gestykulując rękami, aby wspomóc sobie w wypowiadaniu słów.

-Ah, no tak! - odparł, uderzając się otwartą dłonią w czoło. -Przecież pamiętam, oczywiście - dodał.

Jasne, że wiem, o co mu chodziło.

-Wygląda na to, że już jesteśmy - powiedziałam sympatycznie i odpięłam pas.

Chłopak stanął, a ja wyszłam z auta.

-Dziękuję za podwózkę, Jack - dodałam, nachylając się.

-Wystarczy Gilinsky - odparł, uśmiechając się, a ja zrobiłam to samo. Następnie odwróciłam się i skierowałam prosto pod drzwi domu.

***

Popołudnie spędziłam tak, jak planowałam. Na początku weszłam do wanny i posiedziałam w niej dobrą godzinę, rozkoszując się ciepłem wody i pięknem zapachu olejku kokosowego. Później obejrzałam coś w telewizji, siedząc na kanapie i konsumując plasterki banana. Następnie wspięłam się na górę i posprzątałam w pokoju. Wolałam bowiem nudzić się aktywnie i przynajmniej mieć z tego jakiś pożytek.

Skończyłam sprzątać kiedy się ściemniało, a właściwie było koło pierwszej w nocy. Wtedy przysiadłam na łożku i wpatrywałam się w lekko oświetloną ulicę.

W pewnym momencie zmarszczyłam brwi, co było wywołane ponownym w tym dniu zdziwieniem. Tym razem czułam się bezpiecznie, byłam w domu z policjantem, oddzielona od ciemnej ulicy ogrodzeniem, alarmem w domu i grubymi murami. Sięgnęłam jednak po telefon i wybrałam z listy kontaktów pewną osobę. Odebrał już po kilku sygnałach i zaspanym głosem powiedział:

-Co do...

-Przestań, kurwa, mnie śledzić. Raz w szkole, teraz stoisz pod domem. Jeżeli aż tak bardzo tęsknisz to zapraszam, możemy nawet spać w jednym łóżku. Ale w dupę sobie wsadź takie podchody - przemówiłam z chłodnym głosem.

-O czym ty mówisz? - zapytał, nie ukrywając zdziwienia w głosie.

-O tym, że stoisz pod moim oknem?! Może myślisz, że jesteś niewidzialny, ale muszę cię rozczarować, twoja bluza to nie Peleryna Niewidka - warknęłam, poirytowana całą sytuacją.

Dopiero po chwili zorientowałam się, że osoba stojąca na przeciw mojego okna nie trzyma w ręku telefonu, a stoi z rękami opuszczonymi wzdłuż tułowia.

Żołądek wykręcił mi się i podszedł pod samo gardło. Serce zaczęło bić o wiele mocniej, niż powinno, a żeby tego było mało, poczułam suchość w ustach.

-Shawn, gdzie jesteś? - zapytałam lekko trzęsącym się głosem.

-W łóżku, do cholery jasnej, a gdzie mam być?

-Kurwa mać - szepnęłam, niemal szlochając. Nigdy nie byłam tak przerażona, jak w tamtym momencie.

Usłyszałam szmer w słuchawce i szybkie chodzenie, tupanie, otwieranie szafy oraz przeklinanie.

-Jadę.

___________
Robi się groźnie, huh?
Zbliżamy się do głównego wątku!!

Miłego piątku!

escape // shawn mendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz