22. Ideał to brednie, a miłość jest fałszem.

240 26 9
                                    

Ideał to brednie, a miłość jest fałszem.

Mimo wszystko, nigdy się nie poddawaj. Liczysz się tylko Ty, nikt więcej.

Rzuciłam się na łóżko. Od razu przeszył mnie okropny ból na kolanach. Spojrzałam na nie, próbując jak najmniej nimi ruszać, by nie wywoływać jeszcze większego cierpienia.

- I ja to sobie zrobiłam? Chyba czas spiłować paznokcie... - wyciągnęłam bandaże spod poduszki i zawinęłam rany, uprzednio je przemywając. Tak, każdy normalny człowiek powinien trzymać apteczkę w łóżku - dokładnie jak ja.

Położyłam się na plecach, pozwalając moim włosom spokojnie zwisać z krawędzi łóżka. Były długie, odkąd tylko pamiętam. Ciocia zawsze przycinała ich końcówki tylko o jakieś dwa centymetry. Mówiła, że nie pasują do mnie krótkie włosy. Słuchałam jej jak jakiejś wyroczni, wierząc w słowa kobiety za każdym razem, gdy poruszała językiem. Zasłoniłam oczy nadgarstkiem, odgarniając grzywkę do tyłu. Nagle poczułam ból, jakby ktoś rozrywał mnie od środka. Nie rozumiałam tego. Dlaczego chcą mnie wydać za mąż? Co za nieszczęśnik został zmuszony do małżeństwa ze mną? To bez sensu. Czuję się jak w średniowieczu. Zaśmiałam się, czując napływające do mych oczu łzy. Mina mi zrzedła. Poczułam się okropnie. Przed moją twarzą pojawił się zarumieniony od choroby Lysander. Zbliżył się do mnie delikatnie i musnął mój policzek swymi bladymi ustami. Zrobiło mi się gorąco. Automatycznie zerwałam się do pozycji siedzącej, rozglądając się dookoła. "Wyobraźnia?" zapytałam siebie w myślach, licząc na odpowiedź, jednakże takowej się nie doczekałam. Czemu akurat on musi mi się śnić w takim momencie?! Wstałam z łóżka i poszłam przebrać się w pidżamę. W końcu następnego dnia miałam się dowiedzieć, kto zostanie moim mężem... Weszłam z powrotem na łóżko i bardzo szybko zasnęłam.

Zerwałam się gwałtownie cała spocona. To znowu się dzieje... Wysunęłam się spod kołdry i poszłam lekko uchylić okno. Miły wietrzyk otulił me rozgrzane ciało. Chciałam już zawsze tak siedzieć, jednak... jednak nie mogłam. Wujostwo zawołało mnie na dół. Zeszłam do nich, uprzednio zamykając okno.

Stanęłam w wejściu do salonu, zakładając ręce przed sobą. Obydwoje byli elegancko ubrani. Ciocia w czarną sukienkę, odkrywającą jej blade plecy, zaś wujek w białą koszulę i spodnie od garnituru.

- Na przyszykowanie się masz godzinę. My tutaj poczekamy - powiedziała kobieta, wpinając ostatnią spinkę we włosy. - Sukienka wisi w łazience.

- Już idę... - sapnęłam, po chwili głośno ziewając. Odwróciłam się wolno i wróciłam na górę do toalety. Zsunęłam z siebie pidżamę i szybko stanęłam pod prysznicem, odkręcając kurek z ciepłą wodą. Ciecz spłynęła po mnie, zmywając nieprzyjemny zapach, który pozostał na moim ciele po koszmarnej nocy. Śniły mi się dziwne rzeczy. Ostatnio coraz częściej przed oczami pojawiały mi się fragmenty z przeszłości. Zrozumiałam, że muszę w końcu porozmawiać o tym z kimś. Ta, tym kimś jest oczywiście Lysander.

Zakręciłam wodę i wyskoczyłam prędko spod prysznica. Spojrzałam w lustro. Ciemne plamy pod oczami wyglądały nieciekawie.

- Dawno się nie malowałam - jęknęłam, wyciskając trochę korektora pod oczy. Szybko roztarłam go palcami i prędko wysuszyłam włosy, uprzednio zakładając na siebie bieliznę. Wskoczyłam w sukienkę, ubrałam buty i zeszłam na dół. Wujostwo już tam na mnie czekało. Czułam się jak jakiś bachor z bogatej rodziny...

- Bierz kurtkę, wychodzimy - powiedział cicho wujek, zmierzając w stronę drzwi.

- Dzisiaj poznasz swojego przyszłego męża! - uradowana ciotka klasnęła w dłonie. Jej twarz była niezwykle pogodna. Wiedziałam, że kocha zakładać różne maski, ale to już była przesada.

Szliśmy ulicami miasta, w którym się wychowywałam. Drogi były naprawdę ciche. Pewnie dlatego, że wszyscy jedli świąteczne śniadanie w swoich domach z rodziną. A ja? A ja musiałam iść poznać swojego przyszłego męża.

Zatrzymaliśmy się pod wielkim, różowym domem jednorodzinnym. Przez odsłonięte okna widziałam ludzi, którzy w pośpiechu przemieszczali się z pokoju do pokoju, nosząc coś na rękach. Pewnie zanosili jedzenie na stół. Westchnęłam cicho i weszłam na schody z wujostwem. Nacisnęli dzwonek i stanęli spokojnie przed judaszem. Schowałam się za plecami wujka, trochę stresując się tym, kto otworzy mi wejście do nowego życia.

- Otwórz drzwi - powiedziała kobieta, która była prawdopodobnie w innym pomieszczeniu, bo jej głos brzmiał strasznie cicho. Mimo tego miałam wrażenie, że jest stanowczą kobietą i nie daje sobą pomiatać. Usłyszałam przekręcanie klucza w zamku, a za chwilę delikatny nacisk na klamkę. Drzwi się otworzyły, a w nich stanął wysoki chłopak.

- Dzień dobry. Miło mi państwa widzieć. Zapraszam - uśmiechnął się, wpuszczając stojące przede mną wujostwo. Pognał za nimi spojrzeniem, uśmiechając się szczerze, lecz jego wzrok po chwili wylądował na mnie. - To niemożliwe. Sophie...?

***

Ale spieprzyłam. To... do kolejnej części!

Ideał to brednie, a miłość jest fałszem. - Słodki Flirt (FanFiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz