21. Ideał to brednie, a miłość jest fałszem.

191 24 8
                                    

Ideał to brednie, a miłość jest fałszem.

Show me your inside beast.

- Uspokój się. Chcemy ci powiedzieć, że... - wciągnął głośno powietrze, próbując wydusić z siebie cokolwiek. Już nie wiem czy "Uspokój się." mówił do mnie, czy do siebie.

- Rany, żeby nie móc wydusić z siebie jednego zdania przez pięć minut? Irytujące... - wtrąciła się ciotka, przerywając całe napięcie panujące w tamtej chwili. Już wtedy zrozumiałam, że usłyszę to wszystko od niej, że to ona zmieni moje życie na dobre. - Masz już siedemnaście lat. Za chwilę będą twoje osiemnaste urodziny. My się starzejemy i kto wie, ile jeszcze pożyjemy? Trzeba komuś przepisać dom w spadku, wszystkie oszczędności. Wiesz, o co mi chodzi. A skoro jesteś jedyną osobą, której możemy to wszystko oddać, stwierdziliśmy, że wydamy cię za mąż. Może to głupio brzmieć, ale wszystko jest już zaplanowane - ucięła szybko, widząc moją reakcję na jej słowa. Automatycznie wbiłam paznokcie mocno w kolana, tworząc na nich ledwo widoczne rany ociekające krwią. Serce przyspieszyło swoje bicie. Miałam wrażenie, że ściany się powoli sypią, lądując na mojej głowie i tworząc na niej bolesne rany. Kanapa zapadła się niewidocznie, gdy nabrałam więcej powietrza do płuc. Straciłam panowanie nad wzrokiem, obraz stał się rozmazany, widziałam tylko abstrakcyjne plamy, które nawet się nie poruszały - jakbym patrzyła na obraz.

Dziwne uczucie upłynęło ze mnie bardzo szybko. Rozluźniłam uściski na kolanach, po czym przetarłam delikatnie oczy, jakbym dopiero co się obudziła. Kąciki moich ust uniosły się wysoko w górę, powodując zaskoczenie na twarzach wujostwa. Usiadłam wygodniej na kanapie, zakładając nogę na nogę i spojrzałam na dorosłych rozbawionym wzrokiem.

- Dawnośmy się nie widzieli, prawda? Miło mi was ponownie spotkać - powiedziałam, uśmiechając się podejrzanie. Grzywka zsunęła się na moje oczy, pozostawiając odkrytą tylko psychicznie uniesioną w górę podkówkę. Nagle poczułam ogromny przypływ energii, co podniosło jeszcze bardziej moją pewność siebie.

- A-Ale to niemożliwe, byłaś uśpiona przez szmat czasu! Jakim cudem się obudziłaś?! - zapytała roztrzęsiona Jadwiga, podnosząc się z kanapy naprzeciwko mnie. Wyglądała komicznie! Nagle cała pewność siebie wypłynęła z niej, zostawiając po sobie tylko pustą reklamówkę.

- Jak to? Już nie pamiętasz? Więc pozwól, że ci... wam przypomnę - zaśmiałam się głośno, wstając na równe nogi i popychając ciotkę, by usiadła. Tak też zrobiła, w końcu wyboru nie miała. - Sama wysłałaś mnie do Kuro, wiedząc na co mnie narażasz, znaczy... na co narażasz drugą mnie. Wiesz, tamta Sophia naczytała się za dużo informacji, później zdarzyło się kilka drastycznych scen i oto jestem! Ja w czystej postaci. No, może wcale nie takiej śnieżnobiałej jak by się wam wydawało - parsknęłam śmiechem, okrążając ich dookoła.

- To jest niemożliwe. Powiedz, że tylko udajesz. To nie może być prawdą. Haha, oczywiście, że to nie jest prawda! To mi się tylko śni! - niespokojnie wypowiadane słowa przez wujka utwierdziły mnie tylko w fakcie, że naprawdę się mnie boją i mam nad nimi kontrolę. Podeszłam do niego od tyłu i przybliżyłam się do jego ucha.

- Niestety, to rzeczywistość - szepnęłam, muskając jego narząd słuchowy ciepłym oddechem. Mężczyzna wzdrygnął się. Komizm tych postaci mnie po prostu powalał na łopatki.

- Wujku, wujku! Czy możemy się razem pobawić? - zapytałam, siadając mu na kolanach. Zrobiłam maślane oczka i najbardziej słodką minkę jaką potrafiłam z siebie wydobyć.

- A w co masz ochotę pograć? - jego oczy uśmiechnęły się w tym samym momencie, co usta. Jego twarz była zawsze taka pogodna i delikatna. Nigdy nie zapomnę tego, co stało się pięć minut później po wybraniu zabawy.

- Szukam! - usłyszałam tylko i od razu zakryłam sobie usta drobnymi rączkami, by nie udało mi się wydobyć z siebie żadnego głośnego dźwięku. Siedziałam schowana w krzakach niedaleko ogrodu. Uważałam tę kryjówkę za najlepszą, ponieważ jeszcze nigdy mnie tam nie znaleźli. - Gdzie może być moja kochana Sosia? - powiedział głośno wujek, przeciągając ostatnią literę w moim imieniu. Zachichotałam cichutko, chowając twarz w kolanach. Nagle usłyszałam ciche kroki. "Wujek jest na podwórku, więc kto...?" zapytałam samą siebie w myślach. Były coraz bliżej, słyszałam powoli cichy oddech osoby, która się wtedy zbliżała.

- A masz, ty szkodniku! Nie będziesz wyżerać moich roślin! - poczułam mocne uderzenie w głowę. Chwilowo straciłam przytomność, jednak już po chwili się podniosłam. Wyszłam z kryjówki, rozglądając się w poszukiwaniu sprawcy.

- Heej, kto mi to zrobił? - obejrzałam się do tyłu, uśmiechając się i jednocześnie pokazując palcem swoją zakrwawioną twarzyczkę. - Ciocia? - przekręciłam głowę bokiem, niczym pies i spojrzałam na nią z lekkim bólem, ale mój wzrok szybko wylądował na śnieżnobiałej sukience, która wtedy została pokryta świeżą krwią. Kobieta podbiegła do mnie i natychmiast wzięła mnie w ramiona, pędem zanosząc me drobne ciało do kuchni.

Posadziła mnie na małym stoliku i pobiegła po apteczkę.

- Kap, kap, kap... - imitowałam głos spadających kropli krwi, delikatnie wymachując nóżkami w przód i w tył. Kobieta szybko wróciła i zaczęła mnie opatrzać. Po skończonej robocie spojrzała na mnie ze skruchą w oczach, a chwilę potem mnie przytuliła.

- Przepraszam, myślałam, że to jakiś kret - powiedziała, gładząc moje włosy.

- Giń - zaśmiałam się psychicznie, ciągnąc kobietę za włosy, a część z nich wyrywając. Chciałam odpłacić jej się za to, co mi zrobiła. - To bolało. Będziesz cierpieć tak mocno jak ja. Haha... hahahahaha! - popchnęłam ją na szafki kuchenne i wybiegłam na podwórko. Wzięłam łopatę, którą wcześniej ja oberwałam i wbiegłam z powrotem do kuchni. Podeszłam do cioci, która patrzyła na mnie lekko wystraszonym wzrokiem. - Otwórz szeroko oczy, będzie fajnie! - wydarłam się, zamachując się łopatą wysoko nad głową. Nagle poczułam lekkość. Nie miałam nic w rękach. Z grymasem odwróciłam się do tyłu i spojrzałam na zaskoczonego wujka. Nie wyglądał zbyt ciekawie.

- Sophio, co ty robisz? - zapytał cichym głosem, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, że próbowałam uderzyć Jadwigę.

- Jak to co? Zasłużyła na karę! Pozwól mi się z nią trochę pobawić! - tupnęłam nogą, patrząc zdenerwowana na wujka. On tylko głośno wciągnął powietrze, odrzucając łopatę do tyłu i przyciągając mnie mocno do siebie. Poczułam jego ciepłe ramiona, które od razu złagodziły mój ból.

- Ile to ja wtedy miałam lat? A, no tak. Równe dziesięć wiosen. Cieszę się, że jeszcze mnie pamiętacie, ale muszę się już z wami pożegnać. Przemyślcie swoją decyzję, dobrze? W przeciwnym razie przy następnej wizycie już nie będzie tak kolorowo... - potargałam im włosy i wróciłam na miejsce.

Błysk w moich oczach zniknął i pojawiła się z powrotem ostra zieleń, którą uwielbiało już tyle osób. Spojrzałam niepewnie na wujostwo. Wyglądali dziwnie - jakby byli bardziej przerażeni moim planowanym wyjściem za mąż ode mnie. Podniosłam się z kanapy i szybkim krokiem ruszyłam do swojej sypialni. Musiałam przeanalizować wszystkie za i przeciw dotyczące ślubu.

***

Mam nadzieję, że Wam również spodobał się ten rozdział jak mi. Wracam powoli do dawnych czasów, w których jeszcze pisałam, ach. Miłe wspomnienia.
Słuchanie "Lilium" napawa mnie dziwną weną. Sami widzicie, gdy to czytacie, heh.

Ideał to brednie, a miłość jest fałszem. - Słodki Flirt (FanFiction)Where stories live. Discover now