Rozdział 10: Kochaj tylko mnie

2.1K 220 44
                                    

Znowuż na dobry początek nieco poględzę, wybaczcie :D A mianowicie o tym, że w ramach podziękowania za wyświetlenia, gwiazdki i komentarze, których przybywa z każdym dniem, ten fanfik otrzyma drugą część. Tak, dobrze czytacie. Nie jesteśmy nawet w połowie tego gówna, które nazywam przyzwoitym opowiadaniem, a już wam ogłaszam dokładkę. Cóż, mam nadzieję, że dalsze losy naszych zapisanych w gwiazdach zakochanych w moim wykonaniu nie zawiodą nikogo XD

Wśród zebranych zapadła głucha cisza. Wszyscy popatrzyli z wyrzutem na Yato spuścił wzrok, jak gdyby szukał gdzieś odpowiedzi.
- Yukine, a niech cię cholera! - wykrzyknął w końcu, zwracając się do swojego Shinki. - Trzeba było mnie pilnować! Wiedziałeś, co bym zrobił, gdybym dostał w swoje ręce tę książkę i nie miałbym żadnego opiekuna... Właśnie to, co przed chwilą!
- Ja mam się tobą opiekować? Weź mnie, koleś, nie dobijaj. Wiem, że jesteś skończonym idiotą, ale umiesz się chyba opanować, nie...? A nie, nie umiesz.
- Yato! - przerwał im Tenjin, porzucając swój łagodny ton. Teraz był wzburzony, a pani Mayu wyciągnęła dłonie ku niemu, z troską w oczach. - Co to ma znaczyć?! Żądam wyjaśnień w trybie natychmiastowym! Dobrze wiesz, o co mi chodzi!
- No co, ja pierniczę! Co jest złego w tym, że chciałem się zapoznać z podstawami prawa panującego w moim świecie, jak porządny obywatel? Zresztą to wina Yukine, bo mnie nie dopilnował.
- Przestałbyś zwalać winę na mnie?
- Niczyja wina, jedynie twoja. Wiele razy ci mówiłem, żebyś przeciął swoje więzi z tą dziewczyną. Wcześniej nie wiedziałem, czemu tak trudno przychodzi ci zerwanie ze zwykłą śmiertelniczką, ale teraz wiem, że byłem ślepy. Yato, musisz zrozumieć, że z tej miłości byłyby same kłopoty. Najprawdopodobniej Rada Niebios wcale nie zezwoliłaby na taki związek. Mógłbyś stracić bóstwo lub nawet ponieść karę śmierci.
- Wiem o tym. O wszystkim wiem, do cholery! I szczerze powiem, że mnie to gówno obchodzi. Bo ja... Nigdy niczego nie miałem! Zawsze, przez setki lat... Błądziłem po świecie sam, bez żadnej dłoni, którą mógłbym trzymać, bez nikogo, kto mógłby ewentualnie otrzeć moje łzy. Żyłem w przekonaniu, że w moim świecie miłość nigdy nie zaistnieje... I wtedy weszła w nie ona! Ja już nie umiem dłużej udawać, że jest dla mnie tylko przyjaciółką. Ale co ja mam robić, kiedy bóg i człowiek to połączenie wręcz zakazane? Słuchaj, Tenjin, myślisz, że mnie jest łatwo podjąć decyzję? Kochaj albo bądź kochany... Zostań z nią albo zachowaj bóstwo. Powiedz szczerze, co ty byś zrobił?!
Hiyori nie słyszała tych słów, gdyż na samym początku wypowiedzi Yato, pani Mayu zakryła jej uszy swoimi szczupłymi palcami. Po jakimś czasie wyprowadziła ją z biblioteki, mocno trzymając ja za nadgarstek. Puściła dopiero wtedy, gdy obie znalazły się na dziedzińcu chramu. Shinki Tenjina usiadła na kamiennej ławeczce pod cieniem rzucanym przez wiekową śliwę i odetchnęła głęboko. Hiyori nieśmiało dosiadła się do niej.
- Em...
- Wybacz mi za tę dwójkę, panno Hiyori. Czcigodny i pan Yato kochają się jak pies z kotem, z każdego ich spotkania musi wyniknąć jakaś sprzeczka, mniejsza lub większa. Naprawdę, nie przejmuj się nimi. Słyszałaś to, co mówili.
- Początek tylko.
- To dobrze. Reszta to były jedyne głupoty, szczególnie słowa pana Yato. Bogowie, nie mogę uwierzyć, że kiedyś wytrzymywałam z tą kanalią... Podziwiam Yukine.
- Pani Mayu, byłaś Shinki Yato?
- Ach tak, byłam. Przez trzy miesiące i był to najgorszy okres w moim życiu. No cóż, tak to określam, ale w sumie gdyby nie pan Yato, prawdopodobnie nie byłoby mnie tu. To on jako pierwszy podarował mi pośmiertne imię. Powinnam być mu dozgonnie wdzięczna.
- A nie jesteś?
- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Wy, ludzie, pewnie myślicie na razie, że to wspaniale otrzymać drugą szansę po śmierci. Ale życie Shinki to ciemna i kręta droga, pełna rzeczy, które sprawiają, że chciałoby się być z powrotem w grobie, pogrążonym we wiecznym śnie.
Pani Mayu nagle zreflektowała się, jak upiornie jej słowa musiały brzmieć w uszach bezbronnej szesnastolatki, którą wir nieskładnych wydarzeń wciągnął w świat bogów, Ayakashi i innych rzeczy, które znała tylko z przypowieści oraz legend.
- Przepraszam. Nie powinnam była tego mówić - powiedziała cicho, składając dłonie w niezręcznym geście.
- Ależ nie... To nic nie szkodzi.
- Panno Hiyori... Niech mnie panna źle nie zrozumie, ale chyba lepiej będzie, jeżeli panna już opuści nasze skromne progi. - Żeby uniknąć nieporozumień, kobieta wzięła w dłoń ogon dziewczyny, który już powoli zaczął zanikać. Z sekundy na sekundę robił się coraz bledszy, a końcówka była niemalże przezroczysta. - Jeżeli za długo będziesz przebywać w tej formie, to twoja linia życia - ten ogon - zniknie. Wtedy oba twoje wcielenia umrą, to fizyczne oraz to duchowe.
Hiyori przeraziły te słowa, toteż szybko zebrała swoje rzeczy, podziękowała za gościnę i wyszła. Skierowała się w stronę szkoły, gdyż to tam znajdowało się jej ciało. Skacząc po słupach telefonicznych, zauważyła wielki zegar na ścianie jednego z olbrzymich biurowców. Miała tylko pół godziny do końca szkoły, więc musiała się pospieszyć.
Zdążyła akurat na ostatni dzwonek. Wpadła jak petarda do gabinetu szkolnej pielęgniarki i zgrabnie weszła w swoje ciało. O dziwo, nie miała z tym żadnych problemów, poszczęściło się jej. Prędko wstała, podziękowała higienistce za opiekę i wybiegła z pomieszczenia. Planowała przez resztę dnia zaszyć się w swoim pokoju ze słuchawkami na uszach i modlić się, żeby to wszystko był sen.
Jednak jej plany zostały cudownie przejechane tirem, kiedy wpadła prosto na Fujisakiego.
- Hiyori! - wykrzyknął chłopak, przytulając ją na powitanie. Dziewczynie przypomniało się wydarzenie sprzed paru dni, kiedy to Fujisaki tak pobił Yato. Czy to znaczy, że on też jest w jakiś sposób powiązany z tym innym światem, z Dalekim Wybrzeżem? Przecież gdyby nie był, to nie rzuciłby się z pięściami na starszego od siebie mężczyznę, w dodatku bez powodu. - Żyjesz, co za ulga!
- Nigdy nie umarłam - odpowiedziała brązowowłosa nastolatka, wywijając się z uścisku rudzielca. - Puść, Fujisaki, udusisz mnie kiedyś.
- A co ty taka pyskata? Zgasłaś na cały dzień, martwiłem się! Powinnaś okazać choć trochę wdzięczności. Albo skruchy, bo taki byłem zestresowany, że zawaliłem kartkówkę z japońskiego.
- Przepraszam za zamieszanie. - Po tej opryskliwej odpowiedzi Hiyori zaczęła iść prosto przed siebie, zdecydowanym, szybkim krokiem. Teraz nie miała ochotę na rozmowę z nikim, głowa jej pękała. A Fujisaki był w ogóle ostatnią osobą, którą chciała w tej chwili widzieć.
- Poczekaj, do domu cię odprowadzę.
- Co? Nie! Słuchaj, nie dzisiaj. Nie dzisiaj i już nigdy. Serio, Fujisaki... Ja... chyba... jestem...
- Hiyori, majaczysz. Nie mogę pozwolić, żebyś samemu się wałęsała po mieście w takim stanie. Jeszcze zabłądzisz, zostaniesz porwana. Albo coś gorszego!
- Dziękuję za realistyczny obraz sytuacji.
Fujisaki nie dał się odstraszyć i zaprowadził Hiyori aż pod samą bramę jej domu. Dziewczyna najpierw próbowała się na siłę pokłócić, ale gdzieś w połowie zdecydowała: "walić". Niech ją ten rudy kapeć odprowadzi do chaty, skoro tak bardzo mu na tym zależy. Rodziców i tak nie będzie, a ona go do środka nie zaprosi. Będzie miała spokój.
Niestety, kiedy chłopak Hiyori wcisnął guzik domofonu, po drugiej stronie odezwał się głos jej ojca.
- Kto tam?
- TATA?!
- Dzień dobry, panie Iki! Z tej strony Kouto Fujisaki. Hiyori nie czuła się za dobrze w szkole, więc przyprowadziłem ją tutaj. Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko.
- Fujisaki, ależ miło cię słyszeć! Oczywiście, że nic nie mam. Poczekaj, już otwieram bramę. Zjesz z nami kolację?
Chłopak z radością przystał na tę propozycję, na co Hiyori jęknęła. Nie dość, że jej rodzice są w domu i na pewno zasypią ją falą zbędnych pytań, to jeszcze będzie musiała uczestniczyć w głupiej rozmowie przy stole, razem z Fujisakim. No, gorzej być nie mogło.

Yato wbił wzrok w swoją miskę ryżu i nic nie mówił. Wcześniej zachował się jak kompletny idiota podczas kłótni z Tenjinem. Zhańbiony, wrócił do domu Kofuku i zamknął się na górze. Zszedł dopiero na kolację, ale nawet wtedy nic nie mówił. Obmyślał plan, jakby tu przywrócić wspomnienia Hiyori.
- Yatuś? Coś się stało? - zagadnęła bogini nędzy, łapiąc dresiarza za ramię, tym samym rozlewając swoją szklankę herbaty.
- Myślę... Że czas na drugiego Shinki - powiedział bóg, odkładając pałeczki. Zebranym opadła szczęka, a Yukine zrobił minę, jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Już mnie zastępujesz? Nie wystarczę ci, tak? I poszło się kochać moje zaufanie!
- Rany, a skąd te fochy? To normalne, że po jakimś czasie jeden Shinki przestaje wystarczać. Zresztą tak sobie myślę, że fajnie by było wziąć pod swoje skrzydła jakąś bezbronną niewiastę.
- Czyli chcesz po prostu wyrwać jakąś laskę? Jesteś okropny!
- Nie przedstawiaj mnie w takim zboczonym świetle!
Yato westchnął i potarł kark. Podziękował i odszedł od stołu chociaż jego miska była jeszcze w połowie pełna. Dresiarz wyszedł na dwór i przysiadł na rozwalającej się werandzie. Wziął do ręki chłodny, gładki kamień i przez chwilę obracał go w palcach. Następnie rzucił go tak, jakby puszczał kaczkę. Usłyszał głuchy dźwięk kamienia odbijanego od brzegu kamiennej, dawno niedziałającej fontanny. Spuścił głowę i znienacka, objawiła mu się prze oczami wizja Hiyori.
Nie była sama. Szła chodnikiem, trzymając się za ręce z Fujisakim. Ten wyszeptał jej coś do ucha i otrzymał w odpowiedzi ten jeden, najpiękniejszy śmiech. Dziewczyna złożyła krótki pocałunek na jego ustach, po czym obraz się rozmył i bóg znowu widział jedynie swoje kolana.
- Czemu...? - zapytał samego siebie, a jego głos brzmiał dziwnie głośno w zaciszu ogrodu. - Czemu ty nie możesz kochać tylko mnie? Hiyori!

Dziękuję za 1000 oczek!!! Jesteście boscy i to nie ma być suchar <3 <3 <3 Kocham was!!! :********

Dźwięk Imienia Twego [Noragami]Where stories live. Discover now