Dorośnij

698 79 27
                                    


4 tygodnie minęły naprawdę szybko, szybciej, niż ta dwójka się spodziewała. Anne razem z Robinem zorganizowali pożegnalnego grilla, na którego zaprosili wszystkich znajomych swoich dzieci oraz nowo poznanych dorosłych w Lake.

Wszyscy dobrze spędzali czas, oprócz Harry'ego i Louisa. Oboje jutro wyjeżdżali, a co najgorsze w różne strony. Przez całego grilla po prostu siedzieli obok siebie nie zamieniając żadnego słowa, w końcu kiedy zaczęło się ściemniać, Harry wyszedł z inicjatywą i poprosił Louisa o chwilę rozmowy. Udali się pod las, na drogę, która prowadziła do tajnego miejsca Harry'ego.

-Jutro wyjeżdżam. -zaczął Harry.

-Wiem. -Louis odpowiedział cicho. Musiał być stanowczy, jednak tylko według niego to dobra taktyka.

-Ja też.

-I co będzie dalej?

-Z czym? -Louis udał zdziwionego.

-Z nami? -Harry nadgryzł drżącą wargę, czuł, że zbliża się najgorsze.

-Co? Ty myślisz, że my.. -parsknął sztucznym śmiechem. -Nie ma nas, Harry.

-S-słucham? -Harry stanął jak wryty, czuł, że za chwilę pęknie.

-A-ale to wszystko.. Te chwile razem.. -łzy cisnęły mu się do oczu.

-Nie bądź śmieszny, na samym początku mówiłem, o co mi chodzi. -Louis nie do końca był świadomy tego, co robi, wmawiał sobie, że to dla jego dobra. Właśnie tracił miłość swojego życia.

-Jak możesz? -Harry posłał mu rozdzierające serce spojrzenie, a Louisa zapiekło w gardle.

-Więc co zaszło w Pensylwanii, zostaje w Pensylwanii, tak? -głos Harry'ego się załamał, a po chwili wyszedł z niego głośny szloch.

-J-ja myślałem.. -oczy chłopaka zaszły łzami, które szybko otarł.

-No co myślałeś? -Louis wyraźnie był zdenerwowany, co dało się słyszeć w jego głosie. Chciał jak najszybciej zakończyć tę rozmowę, nie mógł dłużej patrzeć na to, do jakiego stanu doprowadził Harry'ego.

-Myślałem, że, j-jakoś to poukładamy.. Louis.. -spojrzał na niego błagalnie.

-To źle myślałeś! -podniósł głos na bruneta.

-Dorośnij Harry, obiecywałem ci cokolwiek? Obiecywałem?! -Harry zrobił krok do tyłu, a z jego oczu leciały litry łez.

-N-nie.. -odparł zachrypniętym głosem, po czym skierował się szybkim krokiem do przyczepy, a kiedy stracił Louisa z oczu zaczął do niej biec.

Wszyscy przerażeni zachowaniem Harry'ego błagali, żeby otworzył drzwi od przyczepy, które zatrzasnął i zamknął kluczem. Schował się pod szafkami. Tak, by nikt go nie znalazł. Tak, by nikt nie spostrzegł go przez szyby. Tak, by mógł się wypłakać.

*

Do Louisa dotarło po fakcie co tak naprawdę zrobił i jak bardzo skrzywdził Harry'ego. Wrócił zapłakany do vana chcąc wyjechać jeszcze tego samego dnia. Słuch by po nim zaginął, nie dał Harry'emu swojego numeru, on nie wiedział nic. Już nigdy by go nie zobaczył.

-Louis! Co ty kurwa zrobiłeś?! -Liam złapał go za kurtkę.

-Dlaczego on tak płakał?! Powiedz do cholery!

-Li, zostaw go. -Zayn odsunął go od przyjaciela. Louis był całkowicie nieobecny. W głowie miał tylko jedną myśl. Harry. Ma go przepraszać? Ma do niego wrócić i błagać o wybaczenie? Jest pieprzonym tchórzem, tego przecież chciał. Poza tym, to nie w jego stylu. Tak jak chciał, wyjechali wieczorem, jednak pozostała czwórka pukała do przyczepy Harry'ego chcąc wcześniej go pożegnać. Nikt nie odpowiadał.

Shouldn't be so bad | larry stylinsonWhere stories live. Discover now