Koniec szkoły

2.4K 107 33
                                    


Harry mieszkał w spokojnej okolicy. Długie uliczki wypełnione domami jednorodzinnymi, zastawione samochodami wyposażonymi w bagażniki na dachach. Dom Stylesa był naprawdę godny podziwu. Z zewnątrz i jak również w środku. Piękne kwiaty i krzaki ozdabiające chodnik prowadzący do trzech marmurowych schodków, które dzieliły go od obszernych drewnianych drzwi wejściowych. Posadzone tuje przy wjeździe do garażu. Ozdobne cegły na ścianach domu. Zawieszone drewniane dzwoneczki przy również wiszących doniczkach z kwiatami, które pod wpływem wiatru obijają się o siebie wydając kojące dźwięki. Bujany fotel stojący na ganku. Wysokie drzewa, śpiew ptaków i wschodzące słońce. Sąsiedzkie kłótnie, rozbawione dzieciaki na podwórku grające w piłkę nożną, głośne psy goniące listonoszów, wyrostki dorabiające sobie wożąc gazety o godzinie 7 rano.

-Cholera jasna, pieprzony budzik. -burknął Harry chowając głowę pod poduszkę i przycisnął ją mocno by jak najmniej słyszeć te irytujące pikanie. Kompletnie zapomniał, że pożegna się z tym dźwiękiem na długie dwa miesiące, i że jest to ostatni raz kiedy go słyszy. Był to tak donośny dźwięk, że obudził również pozostałych domowników. Niełatwo jest wyrwać go ze snu. Po kilku minutach do jego pokoju weszła Anne.

-Harry, kochanie, wstawaj, dzisiaj ostatni dzieeeeń! -powiedziała ucieszona, a kiedy zabrał poduszkę z głowy by na nią spojrzeć, specjalnie oślepiła go słońcem wcześniej podnosząc roletę.

-Mamooo, jak możesz -jęknął zasłaniając twarz dłońmi, by obronić się przed ostrym światłem, a w odpowiedzi usłyszał tylko drwiący śmiech.

-Zaraz będzie śniadanie -podeszła do lokatego i cmoknęła go w czoło. Minęło kilka minut zanim doszło do Harry'ego, że dzisiaj jest zakończenie roku szkolnego. Ucieszony tym faktem, o dziwo dość szybko wstał i zszedł na dół do kuchni. Standardowo przybił piątkę z Robinem i uszczypnął Gemmę w ramię w zamian otrzymując strzał w brzuch. Usiadł przy stole zaczynając jeść.

-Zgadnijcie, gdzie jedziemy na pierwszy miesiąc wakacji?! -powiedział podekscytowany Robin.

-Narvon -odpowiedzieli chórem, ponieważ było to oczywiste. Robin wręcz dostał ataku euforii.

-Mam wspaniały plan jak odegrać się na O'Brienach. Na pewno będą w tym roku. Popamiętają mnie te skurczybyki. Nie dość, że zawsze przyjeżdżają z owczarkiem, to dziwnym trafem, za każdym razem znika kilka steków z naszego grilla. Ciekawe czyja to zasługa. -zaśmiali się, a zielonooki dokończył jedzenie śniadania przygotowanego przez Robina, a następnie poszedł do łazienki. Wziął szybki prysznic. Uznał, że zimna woda pobudzi go do życia, więc odkręcił strumień i krzyknął głośno.

-Whoooooaaaa -po kilku minutach wyszedł z kabiny. Harry umył zęby i przeczesał powoli włosy. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze po czym machnął ręką. Nic nie było w stanie okiełznać burzy loków na jego głowie, więc wrócił do pokoju. Anne przyniosła mu wcześniej uprasowany garnitur i koszulę. Skrzywił się lekko ubierając niechętnie ten strój. Tysiąc razy wolałby wąskie jeansy i koszulkę Floydów. Nie dając sobie rady z krawatem, Hazza poszedł do mamy na ratunek. Kilka sprawnych ruchów i po kłopocie. Pozostało mu jedynie czekać na Gemmę, która jak zwykle się grzebała.

W ostatniej chwili Harry przypomniał sobie, że ma brać udział w apelu. Pośpiesznie szukał kartki ze swoim tekstem i odetchnął z ulgą gdy ją znalazł, jednak po chwili zaczął stresować się na nowo. On. Miał. Wystąpić. Przed. Całą. Szkołą. Starał się nie dać po sobie znać, że coś jest nie tak i za jakiś czas wyszedł z domu żegnając mamę całusem.

-Powodzenia -szepnęła.

-Mhm. -loczek pokiwał głową i wsiadł do samochodu obok kierowcy którym był Robin. Po przejechaniu dziesięciu kilometrów byli na miejscu. Szkoła średnia w Lexington, liceum Tates Creek. Nie jest tak źle. Dlaczego nie Wielka Brytania? Dlaczego nie Cheshire? Wszystko przez Robina. Chociaż nie, Harry nie ma mu tego za złe. Kiedy mieli wychodzić, mężczyzna zauważył jak drżą mu ręce i położył dłoń na jego ramieniu potrząsając nim lekko.

-Do ataku młody. -uśmiechnął się. Harry poczuł się lepiej słysząc te słowa i skinął pewnie głową po czym wysiadł z samochodu razem z Gemmą. Robin był dla niego jak ojciec. Był mu za to wdzięczny.

Po dwóch godzinach nudnego apelu i jeszcze nudniejszej przemowy Harry'ego w której dziękował nauczycielom za rzeczy, które tak naprawdę nigdy mu się nie przydadzą, zdobył ten pieprzony papierek. Świadectwo ukończenia drugiej klasy. W końcu. Widząc swojego ojczyma na parkingu, zaczęli wymachiwać do niego świadectwami śmiejąc się głośno. Wsiedli do samochodu z szerokimi uśmiechami.

-To jak, McDonalds? -spytał Robin.

-Tak! -Harry krzyknął razem z Gemmą. Zawsze tam jeździli aby coś uczcić.

-Tylko podskoczymy po mamę i jedziemy na wyżerkę! -wszyscy wiwatowali na koniec roku szkolnego.

Shouldn't be so bad | larry stylinsonWhere stories live. Discover now