Prolog

16.8K 765 203
                                    

Krzyk.
Uderzenie.
Upadam.
Zapach krwi.
Okrutny ból.
Nie ma ucieczki.
Nigdzie.
Odwracam się, a stalowy miecz już rusza na spotkanie z moim ciałem. Nie widzę twarzy napastnika. Dopada mnie paraliżujący strach.

- Aniela, do szkoły!

Otworzyłam oczy.
Przejechałam dłonią po twarzy, ledwo zwlekając się z łóżka. Ziewnęłam, wycierając pot z czoła. Kolejny sen. Zbyt realistyczny, zbyt straszny. Przywykłam już do dziwnych mar nocnych, ale z każdą następną, było coraz gorzej.
Westchnęłam. Przede mną następny beznadziejny dzień mojego życia. Najchętniej nie ruszyłabym się spod pościeli. Niestety, mama była nieubłagana.

- Nie mogę zostać w domu? - zapytałam, siadając przy stole, aby zjeść śniadanie.

- Nie. Wiem, że masz dzisiaj test z historii, ale nie ma o co się martwić. Poza tym musisz się w końcu zintegrować z klasą - odparła mama, pakując swój laptop do torby.

Westchnęłam cicho, ale nic więcej nie powiedziałam. Nawet fakt, że moje "integrowanie się" z kolegami trwa już osiem lat, nie przemawia do mamy. Cała podstawówka i dwie klasy gimnazjum była jednym pasmem moich niepowodzeń w zawieraniu jakichkolwiek pozytywnych relacji.
Gdyby tylko wiedziała - pomyślałam. - Ale ja jej nie mogę powiedzieć. Będzie się martwić.
Zamknęłam oczy, żeby powstrzymać łzy, które nagle zaczęły domagać się ujścia.
Złapałam za pierwsze lepsze ubrania i je na siebie założyłam. Spakowałam kanapki do plecaka.
Usiadłam obok mamy, przytulając się do niej. Ta uśmiechnęła się tylko, jednak jej mina szybko zrzedła.

- Znowu masz zimne dłonie - stwierdziła zmartwionym głosem. - Na pewno jest ci ciepło?
-Mamo, jest czerwiec i jakieś trzydzieści stopni - mruknęłam.

- Muszę cię w końcu zapisać do lekarza. Może masz zbyt niskie ciśnienie krwi i...

- Mamo, nie dzwoń do żadnego lekarza. Nic mi nie jest.

- Ale córciu...

- Pa, mamo.

- Do zobaczenia, Anielko. Powodzenia na teście z historii - westchnęła mama.

- To nie testu się boję - mruknęłam, tak aby nie usłyszała.

Mieszkaliśmy blisko szkoły, więc szybko dotarłam na miejsce. Przed wyjściem wzięłam głęboki wdech i dopiero wtedy popchnęłam drzwi wejściowe. Ze spuszczoną głową weszłam po schodach, starając się być niezauważona.
Usiadłam na ziemi pod klasą, bo ławki były zarezerwowane dla tych lepszych. Oparłam głowę o ścianę i przeglądałam się przechodzącym uczniom.

- Proszę, proszę. Niezdara przyszła! - usłyszałam kąśliwy głos.

Westchnęłam cicho, zwracając wzrok na szczupłą brunetkę.
Ile ja bym dała za taką figurę.
Zagryzłam wargę, widząc, że Justyna jest dzisiaj w wyjątkowo paskudnym humorze. Za plecami dziewczyny ustawiła się już jej świta.

- I co? Nic nie odpowiesz? A może jesteś na to za głupia? - zapytała, podchodząc bliżej i kopiąc mnie w kostkę. Cofnęłam nogę, odwracając wzrok.

- Nie słyszałaś? Mów! - warknął Kamil, także mnie kopiąc.

- Nie jestem na to za głupia - powiedziałam cicho, wywołując salwę śmiechu.

Może gdyby nie zadzwonił dzwonek, skończyło by się to dla mnie gorzej. Na moje szczęście, zaczęła się lekcja.
Weszłam do klasy jako jedna z ostatnich. Usiadłam sama w pierwszej ławce. Dzień, jak codzień.
Język polski, fizyka, geografia, matma, historia... i WF.
Popychana przez wszystkich, jakoś doszłam do szatni. Szybko ubrałam strój sportowy i wyszłam na halę.
Oby nie walki, oby nie walki - powtarzałam w głowie, jak mantrę.
Na prawdę nie wiem, co mnie skłoniło do kontynuowania mojej kariery w szermierce. Kariera to zbyt dużo powiedziane. To była jedna, wielka porażka.
Gdy tylko trener wszedł na salę, rozmowy nieco ucichły. Z ulgą zauważyłam, że w rękach trzyma piłkę do nogi. Odetchnęłam wiedząc, że ten WF nie skończy się najgorszym ze scenariuszy.
Zaczęliśmy grać. Jak zwykle, chłopacy postawili dziewczyny na obronie, a sami grali w ataku.
Zamyślona stałam przy bramce, nawet nie obserwując piłki.

- Podanie! - usłyszałam krzyk. Chwilę później nastąpiło silne uderzenie w brzuch, a ja zaskoczona wylądowałam na ziemi.

- Ups? Źle trafiłam - usłyszałam złośliwy głos nad głową.

Westchnęłam cicho, wstając z ziemi. Zamknęłam oczy, chcąc pozbyć się bólu brzucha. O Justynie można wiele złego powiedzieć, ale na pewno nie, że jest słabeuszem.
Gwizdek i koniec lekcji. Kolejny dzień szkoły minął, a ja nadal jestem taka sama. Inna.

------------------
Oto i nowy prolog. Głosy były podzielone, ale koniec końców wybrałam ten. Ale, jako że jestem sentymentalną osóbką, stary początek zostawiam :)

Odkąd pamiętam byłam inna. Gdziekolwiek się znalazłam nie poznałam osoby takiej jak ja. Nigdy nie wiedziałam czemu. Poprostu tak było.
Oczywiście, miałam kolegów i koleżanki, ale oni nigdy mnie tak naprawdę nie znali. W życiu miałam tylko dwie "przyjaciółki", ale one też nigdy nie znały mnie tak naprawdę. Obydwie odrzuciły mnie gdy przestałam im być przydatna. "Takie jest życie" mówiły za każdym razem, gdy im o tym przypomniałam.
Już od dwóch lat nikomu nie ufałam. Nawet rodzinie nic nie mówiłam. Kochałam ich i nie chciałam ich martwić. Nikt nie wiedział o tym co czułam w szkole.
Gdyby ktoś spojrzał na mnie z boku nie zobaczyłby nic szczególnego.
Byłam zwykłą dziewczyną. Nienawidziłam swojego ciała. Wszyscy z mojej rodziny mówili mi, że jestem ładna, że nie mam sie czego wstydzić. Ale ja im nie wierzyłam. Miałam grube nogi, okropny brzuch. Niecierpiałam swojego nosa, sama nie wiem czemu. Jedyne, co mi się we mnie podobało, to włosy. Były gęste i brązowe.
A gdyby ktoś chciał zobaczyć jak jest w szkole?
Zobaczyłby dziewczynę, która siedzi sama w pierwszej ławce, dobrze się uczy. W czasie przerw trzyma sie z boku. Na WF-ie jest klasyczną ciotą. Zero sukcesów w sporcie, który trenuje. Szara, nie akceptowana mysz. Albo szczur, według całej mojej klasy.
Ale moja inność nie polega tylko na psychice. Przez całe życie mam zimne dłonie, cokolwiek bym nie zrobiła. Zdarza mi się siedzieć w trzech bluzach, a one nadal są lodowate. Mama zaczyna się już martwić. Chciała zapisać mnie do lekarza, ale ja jej mowię, że wszystko jest dobrze.
Od dziecka mam też bardzo dziwne sny. Są tak realne, aż mam wrażenie, że to co mi się śni jest prawdziwe. Czasami nawet zdarzało mi się budzić zlana potem, stojąca po środku pokoju i zaciskająca pięści. Ale czasem moje sny były też bardzo piękne. Nie, nie piękne. Niesamowite! Z biegiem czasu jednak te mary nocne zaczynały składać się w całość. Groźną, piękną, niesamowitą całość. A im bardziej ta całość była bliższa do uchwycenia, tym bardziej rosło moje przekonanie, że muszę zacząć się bronić.
Zapisałam się na kurs łucznictwa. A z treningu na trening stawiałam się coraz lepsza. Jakbym robiła to od zawsze. Teraz dziękuje mojemu przeczuciu.

Światy: PrzebudzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz