Rozdział 24

3.9K 458 20
                                    

  Odwróciłam się jak oparzona, a zaraz potem uskoczyłam w bok. Gdybym tego nie zrobiła, strzała wbiłaby się pod moje lewe żebro.
  Czarno ubrany mężczyzna z łukiem celował kolejną strzałą w moje serce. Aret wstał z ziemi i się na niego rzucił, jednak został z łatwością odepchnięty. Kolejny pocisk wzleciał w powietrze. Znowu uskoczyłam, wyciągając jednocześnie strzałę z mojego kołczana.
  Nie wiele myśląc nałożyłam ją na cięciwę i naciągnęłam. Wypuściłam pocisk, śledząc jego lot, który zakończył się w piersi mężczyzny. Strzała trafiła dokładnie tam, gdzie chciałam. Ręka mojego przeciwnika wypuściła łuk, a jego przerażone oczy zwróciły się na mnie. Po chwili ciało mężczyzny dołączyło do jego broni na ziemi.
  Aret wstał z ziemi otrzepując ubrania. Patrzył na mnie z niedowierzaniem i podziwem
  W tym momencie zdałam sobie sprawę co przed chwilą zrobiłam.
  Zabiłam człowieka. Znowu.
  Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Przeze mnie ktoś nie żyje. Jest martwy.
   On próbował cię zabić. Musiałaś się bronić - powiedział mój wewnętrzny głos.
  To prawda. Ale przecież nie musiałam go zabijać. Mogłam spróbować jakoś inaczej- odezwał się inny głos.
   Przecież zabiłaś kogoś juz wcześniej, gdy uciekaliście.
   Ale to nie było specjalnie.
   Kłóciłam się sama ze sobą, nie zdawając sobie sprawy, że zagryzam wargę, dopóki nie poczułam w ustach metalicznego smaku krwi. Zacisnęłam dłoń trzymającą łuk i spuściłam głowę.
  Usłyszałam kroki i poczułam dłoń na ramieniu. Odwróciłam głowę, żeby nikt nie zobaczył łez, które nagle chciały znaleść ujście z moich powiek.

  - Zrobiłaś to, co musiałaś. Nie miałaś wyboru - usłyszałam głos tuż przy moim uchu, który mnie uspokoił. Pokiwałam głową.

  - Kto to był? - spytałam, patrząc na martwego mężczyznę. Był ubrany cały na czarno.

  - Nazywamy ich Ludzkimi Krukami - powiedział Aret z obrzydzeniem. - Po bitwie okradają poległych. Zabierają ich broń, pierścienie rodowe, odznaki. Szkoda było strzały na takiego jak on.

  Skinęłam głową, przełykając ślinę. Bez słowa ruszyłam przed siebie. Chłopacy dogonili mnie i dalej podążaliśmy w milczeniu.

***

   Cały dzień szliśmy tak przed siebie. Dopiero wieczorem doszliśmy na skraj lasu. Nocą szliśmy dalej. Nikt nie chciał się zatrzymywać w pobliżu pogorzeliska.
   Aret przez cały dzień nie poruszył tematu naszego pocałunku. Może to i lepiej.
Wróciłam myślami do mojej walki z Ludzkim Krukiem. To był pierwszy człowiek, którego zabiłam specjelnie. Nie mogłam zapomnieć jego oczu. Były zaskoczone i przerażone. Zabiłam człowieka. Zabiłam...

   - W imieniu Prawowitego Władcy Ormundii, stać!- nagle z ciemności wydobył się ostry głos. Wszyscy stanęliśmy.

  Spojrzałam na braci, jednak ich miny były tak samo przerażone,  co moja. Nie wiedziałam jak się zachować.

   - Broń na ziemię! -rozkazał po chwili ten sam głos. Zrobiliśmy tak, jak kazał.

   Nagle ziemia pod naszymi brońmi otworzyła się, a nasz oręnż wylądował w głębokich dołach. Nie było szansy zdążyć go wyciągnąć, gdyby nas zaatakowano. Świetnie.
  Z ciemności wyłoniła się postać, a za nią kolejne. Odziane były tak samo jak mężczyzna w lesie. Broń też mieli taką samą. Niestety wycelowaną w nasze piersi.
   Podeszli do nas powoli. Dowódca zmierzył mnie wzrokiem, a zaraz potem zlustrował braci.

  - Kim jesteście?-spytał po chwili ciszy.

  - Jestem Aret, to mój brat Ben, a to Silea. Uciekliśmy z więzienia- Aret odezwał się pewnym głosem, przejmując tym samym rolę naszego dowódcy. W sumie to nawet i lepiej, bo ja bym się do tej roli nie nadawała, a Ben tym bardziej.

  - Jesteście przestępcami?- spytał mężczyzna, unosząc brew.

  - Nie. Uciekliśmy Ununchiemu.

   - Nikt nie ucieka Ununchiemu. Żadnemu doświadczonemu magowi nie udało się, uciec z tej fortecy, a wy jesteście jeszcze dziećmi.

   - To długa historia. Daliśmy radę dzięki Silei - powiedział Aret, przez co świdrujące spojrzenie skierowało się na mnie. Przełknęłam ślinę.

  - Dlaczego akurat dzięki niej? To tylko kobieta - zapytał, nie spuszczając wzroku.

  - Źle ją przydzielili - po tych słowach zapanowała cisza. Trwało to kilka chwil, ale ja miałam wrażenie, że była to wieczność.

  - Chodźcie za mną- powiedział w końcu.

   Ruszyliśmy za tamtymi ludźmi. Dowódca szedł z przodu, dwóch było po bokach i dwóch z tyłu. Trzech zostało na posterunku i wyjęli z dołów naszą broń.
   Szliśmy przez ciemny las, przed siebie.

---------------
Dziękuje wszystkim za ponad 100 gwiazdek i 500 wyświetleń. Dzięki wam "Światy-przebudzenie" było na 171 miejscu w fantasy. Może to daleko, ale dla mnie to wspaniałe ❤️❤️❤️

Silea

Światy: PrzebudzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz