One

2.3K 121 17
                                    

Obudziłam się nagle i przetarłam oczy, podrażnione przez niezwykle jasne, zimowe promienie słońca. Na początku nie bardzo wiedziałam gdzie się znajduję, ale już po chwili uświadomiła mi to kroplówka, cienką rureczką połączona z moim nadgarstkiem. Jęknęłam cicho.

O boże, jak ja nienawidzę szpitali.

Spuściłam obie nogi z łóżka, a oswobodzoną ręką potarłam skronie, po raz kolejny próbując cokolwiek sobie przypomnieć. Jednak kiedy zrozumiałam, że poprzedni wieczór, przynajmniej na razie, pozostanie dla mnie tajemnicą, zaczęło nurtować mnie milion kolejnych pytań.

Czy nie powinnam być właśnie w szkole? Co powiem mamie? Jak mam wrócić do domu? Co się stało z Melanie? Jak się tutaj znalazłam?...
I kim, do cholery, jest ten przeklęty chłopak?

Wysoki, dobrze zbudowany szatyn spoglądał na mnie zza szpitalnych drzwi z niezwykle irytującym uśmieszkiem na ustach. Stał tak przez dłuższą chwilę, a ja próbowałam odgadnąć skąd kojarzę jego perfekcyjną - stop, raczej intrygującą - zadowoloną buźkę. Podniosłam się z posłania idąc w jego kierunku. Jednak już po paru krokach, dłoń przyczepiona do przezroczystej rureczki zapiekła mnie w miejscu, w którym kaniula stykała się ze skórą. No tak, kroplówka. Dlaczego ja o wszystkim zapominam?

Chłopak zaśmiał się, kiedy rozdrażniona wróciłam do poprzedniej pozycji. Działanie mi na nerwach to mało powiedziane.

- Wyluzuj, blondi - powiedział, z założonymi rękami opierając się o ścianę naprzeciwko mojego łóżka.

- Odwal się - odpyskowałam, licząc na udowodnienie mu, że nie pozwolę tak do siebie mówić. Moje słowa rozbawiły go jednak jeszcze bardziej i od niechcenia powiedział:

- Uratowałem Cię, teraz pomagam Ci się stąd wydostać, a ty się tak odwdzięczasz.

Po tych słowach w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Cofnęłam się w czasie na tyle, na ile pozwolił mi umysł i uświadomiłam sobie z kim właśnie rozmawiam. Poczułam jak się rumienię, więc natychmiast szczelniej otuliłam się kołdrą. Nie chciałam, by chłopak, jakkolwiek miał na imię, dostrzegł moje zmieszanie.

- No więc jak, blondi, chcesz się stąd urwać, czy dalej będziesz tak siedzieć? - odezwał się, wlepiając spojrzenie w moje szeroko otwarte oczy. Kiwnęłam głową, mocując się z wenflonem. Kiedy w końcu oswobodziłam nadgarstek, wstałam z łóżka i podeszłam do wieszaka, na którym wisiała lekko podarta w kilku miejscach, zimowa kurtka. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że po "wypadku" zgubiłam resztę swoich rzeczy, takie jak portfel czy telefon. Próbowałam się jednak pocieszyć tym, że okulary wepchnięte do kieszeni wierzchniego okrycia, jakoś to wszystko przetrwały. Założyłam je na nos i pomaszerowałam za znikającym już na końcu korytarza nastolatkiem, w tempie, na które pozwalały mi obolałe od uderzenia nogi. 

Nie mam pojęcia jakim cudem, ale pielęgniarki przy recepcji nawet nie popatrzyły na nas podejrzliwie, kiedy szatyn oznajmił, że jest moim ojcem i bez słowa wypuściły nas ze szpitala. Może miały zbyt dużo na głowie.

Za bramą placówki chłopak przyspieszył. Stwierdziłam wówczas, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego i starając się nie zwracać na niego uwagi, bez pożegnania, samodzielnie wrócić do domu. Pech chciał jednak, że podążał on dokładnie w tym samym kierunku i wyglądało to raczej jakbym próbowała go śledzić.

Na skrzyżowaniu dwóch londyńskich ulic - jednej, na której znajdowała się moja kamienica i drugiej, z różnymi sklepami i restauracjami - mój "wybawca" zatrzymał się gwałtownie, po raz pierwszy oglądając się do tyłu. Chyba oczekiwał, że rzucę się w jego ramiona, czy coś w tym stylu, bo kiedy wyminęłam go z obojętnym spojrzeniem, zrobił naprawdę bardzo zabawną, zdziwioną minę. Dostrzegłam ją kątem oka, ale pozwoliłam mu myśleć, że uszła mojej uwadze.

Byłam już niemal pewna, że w końcu uwolniłam się od tego wkurzającego, tylko troszeńkę przystojnego motocyklisty, kiedy wyrósł przede mną w chwili, w której zamierzałam przejść przez jezdnię.

- Nie tak szybko, blondi, jesteś mi coś winna.

Przewróciłam oczami na dźwięk głupawego przezwiska, w dalszym ciągu się nie zatrzymując. Tym razem jednak chłopak nie dał mi zwyciężyć i gdy tylko zrobiłam krok do przodu, silne ramię przyciągnęło mnie z powrotem w jego kierunku.

- Puść mnie! - krzyknęłam, na co kilkoro mijających nas przechodniów zareagowało ciekawskim spojrzeniem.

- Jedna kawa - szepnął, zbliżając mnie do swojego rozgrzanego ciała w bardzo niekomfortowej pozycji - Obiecuję, że dam Ci spokój.

Dlaczego zawsze zakochują się we mnie tacy palanci?

- Nie wiem nawet jak się nazywasz. - mruknęłam, w końcu ustępując. I tak nie miałam nic lepszego do roboty.

- Cameron.

- Cameron? - powtórzyłam niespokojnym tonem, oczekując na resztę wypowiedzi.

- Cameron Alexander Dallas. - odparł lekko poirytowany szatyn i uniósł brwi, sugerując, że teraz ja powinnam mu się przedstawić.

- Suede. - rzuciłam, obracając się na pięcie i zwycięskim krokiem podążyłam do najbliższej kawiarni. Czułam na sobie jego spojrzenie, ale nie odwracałam się.

W końcu dotarliśmy do celu. Zajęłam stolik przy oknie i oznajmiłam towarzyszowi na co mam właśnie ochotę, pozwalając mu za wszystko zapłacić.

Podczas gdy chłopak stał w kolejce przy barze, raz za czas zerkając w moją stronę, czułam się bardzo niezręcznie. Kilka lub nawet kilkanaście obecnych w pomieszczeniu nastolatek, przyglądało się mi zazdrosnym spojrzeniem, tak jakby pragnęły znaleźć się na moim miejscu. Ich zachowanie wbiło mi do głowy pytanie, nad którym zastanawiałam się przez resztę tamtego dnia: Czy Camerona znała każda dziewczyna oprócz mnie?

Cóż za ironia losu.

_____________________________

Jest pierwszy rozdział! Spędziłam nad nim sporo czasu, więc mam nadzieję, że wam się podoba. Gwiazdkujcie i komentujcie - bardzo zależy mi na opinii innych, a poza tym daje mi to ogromną motywację! Następna część już niedługo 💕

Feel Again // Cameron DallasWhere stories live. Discover now