Wszystko Inne

31 3 1
                                    

Przez kilka dni miałam spokój. To było tak wspaniałe...
W tej chwili cała drużyna wyjechała na zawody.

Teraz czekam na pierwszą lekcje.
Matematyka. Ugh, na samą myśl robi mi się niedobrze.Jedynym pocieszeniem jest nauczyciel.
Kiedy ostatnio wbiegłam do sali 209 prawie się popłakałam ze szczęścia na Jego widok. Okazało się, że to nasz nowy nauczyciel matematyki.
Teraz juz wiem jak nazywa się mój wybawca.

Zadzwonił dzwonek. Uczniowie wlewali się do klasy. Weszłam za nimi i usiadłam w ostatniej ławce pod oknem. Chwilę później wszyscy usłyszeliśmy głos :
- Dzień dobry. Poproszę na środek klasy kilka osób. Hm, numer 2, 4, 6, 10, 11, 17 - Boże tylko nie ja. Juz mnie brzuch boli.. Nienawidzę matmy, a tymbardziej tablicy. Błagam tylko nie ja. - I to koniec, tylko poproszę jeszcze numer 19.
Dlaczego akurat mój numer...
Krew mi odpłynęła, nie wiem gdzie, ale nie jest przyjemnie. Robi mi się słabo. Każdy z wyjątkiem mojego numeru stał juz pod tablicą. Niedobrze. Mi.
Wstałam z krzesła. I wyszłam z ławki. Moje nogi były ciężkie. Nie dam rady. Obraz zamienił się w mozaike.
Szłam wolno, ostrożnie stawiając każdy krok. Nie chce być brana znów jako ofiara. Nie chce upadac...

Stałam pod tablicą. Wybrani.
Zaraz zwymiotuje.
- Okej, numery wybrane do 10 wraz z 10 oczywiście, robią zadania domowe z wczoraj. Reszta robi 3 kolejne z podręcznika.
Biorę podręcznik do ręki. Przydzielono mi zadanie 13. Czytam treść. Musze to zrozumieć, ale nic do mnie nie dociera. Stoję na wprost tablicy. Błagam o oświecenie.
Wypisuje dane z zadania. Próbuje je rozwiązać. Przy wyniku, wypuszczam gwałtownie powietrze. Robi mi się gorąco.
Wydaje mi się, że każdy patrzy na mnie. Nie jestem geniuszem z matmy. Pewna jestem, że wszystko jest źle, ale mimo to pytam nauczyciela o poprawność. Cholera, jak gorąco. Cały czas czuje osłabienie. Mam nadzieje, ze wytrzymam.
- Odłóżcie długopisy.
Nie, nie wytrzymam.
- Macie pytania do tego zadania? Dlaczego jest to tak rozwiązane? Czy jest dobrze zrobione? Przypatrzcie się.
Ugh, sprawdzajcie szybciej, błagam. Musze usiąść. Kręci mi się w głowie, gorąco.
- Wynik jest zły. - Ktoś rzucił.
- Powinno być 2 razy tyle.
Wraz z Jego ostatnim słowem biorę krede do ręki i poprawiam zapis.
- Arsyn, dziękuję. Możesz usiąść.
Wracam do swojej ławki. Spoglądam na Tablicę. Została tylko jedna osoba.
Przynajmniej nie jestem najgorsza. Nie spodziewałam się, że rozwiąże to zadanie. Nie mam pojęcia jak mi się to udało.
Mimo to, mój organizm nie pozwala mi się cieszyć.
- Przepraszam, mogę iść do toalety? - zdziwiłam się na dźwięk swojego głosu.

Mijałam kolejne drzwi na korytarzu. Jakie to piękne uczucie nie biec. Nie uciekać przed tymi kretynami.
Z każdą chwilą gdy nie ma ich czuje się swobodniej.
Docieram do damskiej toalety. Rzucam okiem na lustro.
Dziewczyna w lustrze prawie się uśmiecha.
"Jakim cudem?" pytam samą siebie.
"Jak śmiesz po tym wszystkim?"
Opieram się o ścianę i zjeżdżam, kulę się w sobie.
Nie pamiętam kiedy zaczęłam płakać. Siedziałam w toalecie prawie do dzwonka,a musiałam przecież wrócić przed końcem lekcji. Mam przechlapane. Próbuje wytrzeć załzawione oczy.
Jak przez mgłę wychodzę z pomieszczenia. Jeszcze raz przecieram oczy.
- Coś się stało Arsyn? - O cholera...
- yyy..Hhm ..Nie, nie nic panie Winters - Wykrztusilam cicho do podłogi. Nie mógł zostawić klasy...
Kim on do cholery jest. James Bond?
- Na pewno musiało się coś stać. Boli Cię brzuch? Byłaś u pielęgniarki?
- Nie Pana sprawa. - odpowiedziałam szorstko.
Mam przesrane. Oj, co ja robię.
- Do jasnej cholery, Arsyn! Teraz juz nie zdążę, ale po ostatniej lekcji wracasz do mojej klasy. Zrozumiano?

Nigdy nie zapomnę tego zimnego wzroku. Nie bez powodu ma nazwisko Winters. Tylko on ma czarne oczy.
Moje ręce się trzęsą. Chyba mam tremę. Przecież to nic takiego, nie? Po co mam się bać. Tylko czego nie zdążył powiedzieć?
Musze przestać się trzasc. Mam ochotę w coś uderzyć. Idę prosto do szafki. Odkładam kilka książek. Biorę ramoneskę i kieruje się do wyjścia.

Tylko ja i moje piosenki. Spokój. Kocham nie mieć na głowie tych dupków.
Zaraz, miałam iść do Wintersa. Cholera! On mnie zabije.
Odwracam się na pięcie i wpadam na nieoczekiwanie na Niego.
- Chyba o czymś Panno zapomniałaś.
Boże, jego głos doprowadza mnie do szału. Czemu musi być taki przystojny? Kto go stworzył?
- Przepraszam! Zapomniałam, tak. Właśnie próbowałam zawrócić i wtedy...
- Nie kłopocz się i tak miałem Ci tylko coś powiedzieć. Masz auto czy wracasz pieszo?
- Ja...
- Dobrze, więc Cie podwiozę - przerwał mi.
- Um, okej.
Coś nie daje mi spokoju. Musze się go zapytać.
- O co właściwie Panu chodzi?






Wielki błądWhere stories live. Discover now