Niemożliwe jest możliwe

62 5 2
                                    

Pozwolili mi wrócić do domu. Nie wiem czy będą chcieli mnie leczyć. Nie mam pojęcia co ze mną będzie. Jedyne co musze zrobić przed śmiercią to udupic tych skurwysynów. Tylko jak!?

- Allegra! Daj spokój! Nie możesz tego zrobić! Co nam pozostanie do cholery! - nie ma nic lepszego niż wrzaski o siódmej rano. Ciekawe o co znowu poszło...
Wstałam, ubrałam się i zeszłam na dół. Na śniadanie zdecydowałam się wypić szklankę mleka. Nie będę jadła. Nienawidzę swojego ciała. Nienawidzę siebie.
- Boże, dziecko. Arsyn, zjedz coś.. Zaraz wychodzimy, a ty nic nie ruszyłaś- wskazał palcem miskę z płatkami.
- Sam je zjedz. Nie jestem głodna - chwyciłam plecak i ruszyłam do drzwi. Musiałam przygotować się na piekło.
Dzisiaj zmierzę się z przeszłością.

-Do zobaczenia w domu! - krzyknął ojciec z samochodu. Trzasnęłam drzwiami i szłam w stronę szkoły. Błagałam w myślach, aby nikogo nie spotkać. Jak na zawołanie pojawił się Trevor, a za nim jego kumple.
Przeklnęłam w myślach i przyspieszyłam.
- Koteczku! - Rozległ się śmiech. Wiedziałam, że to nie wróży niczego dobrego, dlatego zignorowałam to i szłam dalej. - Odwróć się! Pokaż swoją twarzyczkę. Gdzie masz swojego braciszka?!
Przegiął. Miałam ochotę wrzeszczeć, płakać i rzucić się na niego. Chciałam, żeby tę jego idealną twarz pokryły blizny. Moja krew wrzała. Zaczęłam głośno liczyć do 25. Potem mi przerwali. Ktoś chwycił mój plecak, pociagnął w tył. O mało się nie przewróciłam... Debile.
- Nie posłuchałaś nas. Będzie kara, kochaniutka! - Mam ochotę zabić tego kolesia, posiekać i spalić go na stosie.
Szarpnął mnie za włosy. Cholera, co oni wyprawiają!? Mark, bo tak miał na imię ten przydupas ciągnął mnie do męskiej toalety. No nie! Jeszcze nie wygoiły mi się poprzednie siniaki, podarowane przez Trevora.
- Pokaż nam jak długo wytrzymasz! - zaczął się śmiać po czym mocno chwycił moją głowę i po radzie reszty dupków wsadził do kibla.
Dusiłam się. Zaraz umrę. Utopie się w szkolnej ubikacji. Upadłam, bo nie miałam już siły na walkę z chłopakiem. Kiedy wyciągnął moją cieżką głowę, szybko zaczerpnęłam powietrza. Przestraszona, skuliłam się przy ubikacji i patrzyłam na nich swoimi wielkimi, czarnymi oczami.
- Widzimy się później i nie próbuj nas ignorować, ani nic w tym stylu. - rzucił Trevor, a reszta wybuchnęła śmiechem.
- Pożałujesz, że się urodziłaś - krzyknął Philip, po czym grupa dupków wyszła.

Moje włosy były mokre, moje oczy czerwone, a buty nike brudne. Co za wstrętni brzydale. Może nie brzydale... Bezmózgi, o.
Myślałam, że tacy idioci są tylko w filmach... Kto ich urodził? Diabeł?
Jak spotkam go na swojej drodze, pożałuje, że do tego dopuścił. To ja będę jego piekłem. Na tych potworów nie mam siły.

Pozbierałam porozwalane rzeczy do plecaka i wybiegłam z męskiej toalety. Mijałam szkolne szafki z szybkością f-16. Przynajmniej tak mi się wydawało kiedy to jakiś człowiek mnie nie dogonił. Stanął mi na drodze i kazał się zatrzymać.
- Czego? - wrzasnęłam.
Kurde, ten facet jest taki przystojny, że gdybym nie miała mokrych włosów i nie spotkałoby mnie to całe gówno to uśmiechnęłabym się do niego jak nastolatka do Justina Biebera.
- Może by tak grzeczniej do Nauczyciela i nie biegaj po korytarzu! - co do cholery!? On? Nauczycielem? Serio? Jest taki młody. Cholera. Mam nadzieję, że nie będę miała z nim lekcji, bo nie wytrzymam gapiących się na niego cheerleaderek. To nie będą lekcje, tylko podziwianie ideału, jak w muzeum czy coś... No, no, mam przesrane, brzydko mówiąc.
- O Boże, przepraszam. - mój wzrok sięgnął podłoża, byłam tak zestresowana, że ledwo co się odwróciłam. Nigdy nie miałam kłopotów z nauczycielami. Zawsze byłam grzeczna. Nigdy nie wpadałam w kłopoty. Przynajmniej zanim mnie oskarżono.
- Czekaj, wiesz gdzie jest Arsyn? Yy...Nieważne. Czy mogę pomóc?- zlustrował mnie swoimi brązowymi oczami - Jesteś cała mokra.
Zobaczył moje zmieszanie. Przejrzał mnie. Stałam jak słup.
-Mam kilka koszulek, co prawda są dla laureatów konkursu, ale mogę ci jedną podarować - rzucił z uśmiechem. Rozbroił mnie. Zrobiło mi się gorąco. Cholera, kim on jest!? To Nauczyciel?! Czy on nie powinien mnie zwyczajnie puścić? Dziwne. Nikt tu nie jest miły. To nieprawdopodobne.
- Ygh... Um, no nie... Nie wiem. - Nie mogłam nic wydusić. Przeklinałam siebie w myślach. - Dobra, Pan mógłby dać jedną.
-Okay, mogą być odrobinę za duże.
- Jak masz na imię?
- Arsyn - szepnęłam
- Masz - wręczył mi zeszyt od historii - to twoje. Wypadło Ci chyba... W toalecie...Męskiej?!
Moje serce zaczęło bić z szaleńczą prędkością, nie wierzę. Zapomniałam kim jestem. Nikt mi nie pomoże. Muszę iść. Musze odejść od niego, zanim będzie za późno. Poczułam jak łzy napływają do oczu.
- Hej, młoda. Nie martw się! Nic się nie stało, prawda? - Przytaknęłam ze smutkiem. On niczego nie rozumiał. Mruknął coś o koszulce i, że muszę iść za nim.
- Nic się nie stało. Nic się nie stało - powtarzałam szeptem. Przystanęłam, oparłam się o mury szkoły i zjechałam na podłogę. Byłam wykończona. Wszystko mnie bolało. Ludzie przechodzili koło mnie. Nikt nie zauważył, że siedzę na podłodze. Kopali i deptali mi plecak. Nawet młody nauczyciel nie zauważył mojej nieobecności przy jego boku. Byłam niewidzialna. Popatrzyłam w górę. Zamknęłam oczy. Zrobiło mi się niedobrze. Pochyliłam się do przodu i zaczęłam kaszleć. Wyplułam krew. Przetarłam usta dłonią. Popatrzyłam się na swoje dzieło. Cholera. Zamknęłam oczy ponownie i poczułam czyjeś dłonie na moich włosach. Przestraszyłam się.
- Jezusie! Dziewczyno! Co jest? - Ach to on. Miły nauczyciel z niego. Szkoda, że się tu zmarnuje...
- Nie dotykaj mnie - szepnęłam, ale najwyraźniej nie usłyszał. Chwycił mnie pod kolanami i z lekkością podniósł z podłogi.
- Zaniesiemy Cię do pielęgniarki. Cały dzień masz z głowy. Udało Ci się. - Nieśmiało uśmiechnął się, a ja tego nieodwzajemniłam. To był najczulszy gest jaki spotkał mnie od jakiegoś czasu. Przymknęłam oczy. Jednak moje rozmyślania przerwały krzyki na korytarzu. Szeroko otworzyłam oczy i naprzeciw mnie i przystojniakowi, który dźwigał mój ciężar stała drużyna futbolowa. No to nieźle...
- Mój aniołek! - zaraz, czy to powiedział Cam? Ten głupi blondyn.. Nie wierzę, że on mógłby wydukac choćby słowo. O proszę...Co oni wyprawiają.- Zostaw ją ty palancie!
-BOŻE. Tylko nie oni. Proszę! - błagałam nowego nauczyciela szeptem i ścisnęłam mocno jego koszulę w ręku - oni zrobią mi krzywdę, proszę. Proszę, niech pan nie zostawia mnie z nimi.
Chłopak wybiegł przed szereg i chciał mnie dotkąć, czy może przejąć. Mój wybawca cofnął się.
- Sorry drużyno, ale ona potrzebuje natychmiastowej pomocy pielęgniarki.
Chłopaki spojrzeli spodełba i zacisnęli dłonie w pięści.
- To jego dziewczyna - powiedział Mark
- No chyba żartujecie! Spokojnie. - zaczął chichotać trzymając mnie na rękach - Jestem waszym nauczycielem. A teraz jazda mi stąd - warknął.
Nie wierzę... Oni odchodzą. Nie dadzą za wygraną, wiem to. ON mnie obronił. Niestety, ale to nie będzie trwało wieczność. Oni mnie zabiją za to.. Widziałam to w oczach Trevora.
- Arsyn, teraz jeśli możesz otwórz te drzwi - mężczyzna, ten nauczyciel jest moim bogiem.Zrobiłam to co powiedział. - DZIEŃ DOBRY! Przyniosłem dziewczynę. Arsyn.
-Arsyn... - wyszeptała pięlegniarka i niechętnie obrzucila mnie spojrzeniem. Wystarczyła, że ujrzała nowego i nagle się ożywiła. Jakby ktoś spuścił jej na głowę wiadro zimnej wody. Mój nauczyciel zapytał, czy mogę stać, puścił mnie wolno. Stałam obok łóżka.
- Rael. Połóż się jeśli ci niedobrze. Zaraz przyniosę krople na brzuch. Spisze wszystko na kartę, a potem zdecydujemy co dalej. - wzruszyła ramionami i posłała nowemu słodki uśmiech. Nigdy jej takiej nie widziałam. To całkiem zabawne widząc, że on nie jest nią zainteresowany.
Poczułam krew w gardle i zaczęłam kaszleć. Oczywiście krew wydostala się na zewnątrz. Niemal zapomniałam, że pewnie to sprawka mojej nieuleczalnej choroby, ale nie powiem im. Nie chcę litości.
Tanya, szkolna pielęgniarka, podsunąła wiaderko do którego spluwałam krew.
Mój bohater sięgnął po moje włosy i zebrał je na karku i trzymał dopóki wszystko się nie skończyło.

Wielki błądDove le storie prendono vita. Scoprilo ora