3. On mnie zje!

36.9K 2.5K 220
                                    

 Wyszedłem z jego pokoju. Wolę się jak najszybciej od niego oddalić. Co mnie podkusiłoby go pocałować? Przecież dobrze wiem, że takie sytuacje mogą prowadzić do jednego. A wtedy Gabi wygra. Cholera.


Poszedłem do swojego gabinetu... Tak sobie myślę. Mika pewnie będzie spał. Nawet na pewno. Tyle emocji i do tego wyczerpanie po śmierci. Biedactwo.

Usiadłem wygodnie w swoim fotelu... Spojrzałem na zdjęcie na biurku. Jest na nim młoda dziewczyna. Jak ja za nią tęsknię... Będę musiał ją odwiedzić niedługo. Nagle poczułem, jak coś się ociera o moją nogę i mruczy przy tym głośno.

- Diego a gdzie ty się podziewał — powiedziałem, zabierając czarnego futrzaka na kolana. Jego jasnofioletowe oczy skierowane były na drzwi. Po chwili spojrzał na mnie i zamiauczał radośnie. Zacząłem go głaskać. Mój koteczek. A moja druga kicia zapewne śpi.

- I widzisz, do czego to doszło... Tydzień... Cały tydzień — westchnąłem do kota. Jak ja dam sobie radę... Wszyscy wątpią... W sumie dałem im ku temu powody. Muszę coś wymyślić... Unikanie mojego Mikaeli nie będzie dobre. Muszę go poznać i sprawić by mi zaufał, ale zostawanie z nim na dłuższy czas sam na sam to będzie koszmar. Potrzebny mi ktoś, kto mi w tym pomoże... I w razie co zajmie się Miką bez narzekania, gdy ja będę musiał ochłonąć. Oj, czeka mnie ciężki tydzień.

Diego nagle zaskoczył mi z kolan na biurko. Westchnąłem tylko, gdy ten pomiot piekielny przypomniał mi o pracy. Nawet ja muszę pracować... Za co...? A no tak... Za bunt...

Znowu westchnąłem i zabrałem się do roboty. Jak tylko skończę, to pójdę do Miki... Jak skończę. Wypełnienie papierów nie trwało zbyt długo, ale musiałem wykonać dwa ważne telefony do moich kochanych podwładnych. Pierwszym był Teppes odnośnie do opieki nad pewną „ziemianką". Szybko poszło. Zdał raport i mogłem spokojnie podać mu kolejną listę obowiązków. Potem zadzwoniłem do Ezekiela z pewną prośbą, którą od razu przyjął. Jak dobrze mieć takiego zaufanego człowieka. Jak by ktoś spytał, czy mam przyjaciół bez wahania bym go wymienił. No i Mefistofelesa.

Przeciągnąłem się na fotelu. Spojrzałem w okno... Słońce powoli zbliża się ku linii horyzontu. Wstałem.

- Diego... Chodź, poznasz mojego Mike — powiedziałem, a czarnuch popędził za mną do drzwi. Powoli szedłem do jego pokoju. Przed drzwiami zauważyłem, że Diego dziwnie węszy. Nagle zmienił formę z kota, na takiego większego kota... Jego prawdziwą formą jest czarno-szary tygrys. Potrzepał głową na boki, roztrzepując futro. Wygląda tak majestatycznie.

- Spokojnie stary... To nikt niepożądany — powiedziałem z uśmiechem. Zazwyczaj Diego bywa w formie kociej. Jest wtedy mały i uroczy. Formę prawdziwą przybiera wtedy, gdy w domu jest ktoś, kto tu nie mieszka... No, może prócz Ezekiela. Do Mikaeli będzie się musiał przyzwyczaić.

Po chwili wszedłem do środka, a on za mną. Po chwili mnie wyprzedził i rozglądnął się. Mika leżał na łóżku. Kołdra leżała obok niego więc sądzę, że po prostu ją skopał, ale kto by to wiedział. Diego podszedł bliżej niego i powąchał.

- Diego spokojnie... - powiedziałem cicho, by nie zbudzić Miki. Jest taki uroczy, gdy śpi. Usiadłem na krawędzi łóżka i pogłaskałem go po miękkich czarnych włoskach. Diego usiadł obok mojej nogi i bacznie obserwował „intruza". Nagle podniósł się, stając na tylnych łapach. Po chwili przednie oparł o materac. Pochylił się nad Miką i powąchał obroże. Spojrzał na mnie. To bardzo mądre zwierzę, więc pewnie już wie, co się tutaj dzieje. Spojrzał jeszcze raz na Mike i trącił go nosem w policzek. Mika lekko się skrzywił i przekręcił na bok. Tak słodko! Matko święta, Lucyfer ogarnij się. Bo serio tygodnia nie wytrzymasz... Diego znowu to zrobił. Widocznie chce go poznać.

- Mikaela wstawaj... - powiedziałem spokojnym tonem. Zacisnął mocniej powieki, gdy poczuł na policzku mokry nos tygrysa.

- Hana daj mi jeszcze pięć minut... - mruknął chłopak. Hana? Ciekawe kto to... Może to jego dziewczyna. Kurwa! I dlaczego ja się tak denerwuję... Kurwa mać...

Raz... Dwa... Trzy... Cztery... Pięć... Sześć... Siedem... Osiem... Dziewięć... Dziesięć!

I spokój.

- Mikaela, pobudka... - powiedziałem nieco głośniej niż poprzednio. Otworzył leniwie oczy, a Diego od razu znalazł się przed jego twarzą.

-Aaaaaaa! - wrzasnął i szybko odskoczył do tyłu. Miał chłopiec pecha i spadł z łóżka. Niemal od razu znalazłem się przy nim. Diego zaś wskoczył na łóżko i patrzył na niego z góry. Mika cały się trząsł. Patrzył z przerażeniem na mojego futrzaka. Delikatnie go objąłem i pogłaskałem po głowie.

- No już nie bój się... Wszystko dobrze... On ci nic nie zrobi... - szeptałem do jego ucha, by tylko go uspokoić... Oby tylko się uspokoił. Wtulił się w moje ramię, a Diego pochylił się nad nim.

- On mnie zje! - pisnął przerażony.

- Diego... zmień formę — nakazałem, spoglądając na tygrysa. Ryknął i otrzepał głowę. Po chwili otoczyła go ciemnofioletowa aura. Zmienił się z powrotem w kota i patrzył na mnie nieco obrażony. Zeskoczył i podszedł bliżej Miki. A on się skulił. Dalej się boi. W sumie to się mu nie dziwię. Diego patrzył w jego niebieskie, wystraszone oczy. Miauknął.

-No już... Nie bój się go... Jest niegroźny — powiedziałem, gładząc go po jego miękkich włosach.

- Co to jest? - zapytał cichutko.

- To Diego... mój kot... - powiedziałem szybko. Chwilę się mu przyglądał, cały czas mocno zaciskając palce na mojej koszuli. Z jednej strony mnie to cieszy, a z drugiej drażni mnie to, że jest wystraszony. Diego się poruszył, a Mika zadrżał. Kotek otarł się bokiem o jego kolano. Diego jest naprawdę mądry i jak widać, zrozumiał, że chłopak się po prostu boi. I zauważył, że chcę go uspokoić.

- Kot... To bestia, a nie kot — powiedział z taką uroczą pretensją.

-Oj Mika... On tylko... On tak ma przy obcych. Nie zrobi ci nic złego. Obiecuję... - wyszeptałem i pocałowałem go delikatnie w czoło. Muszę go uspokoić. To przecież nic takiego... Jestem do jasnej cholery Panem Piekła, a nie potrafię uspokoić dzieciaka!

- Mikaela... nie bój się już, proszę — powiedziałem, mocniej go przytulając. Cholera, dlaczego ja taki miękki jestem? Nie rozumiem sam siebie. W dodatku cały czas po głowie krząta mi się ta cała Hana.

Diego cały czas się łasił do mojego Miki. Chłopak chyba się nieco uspokoił, bo po chwili wyciągnął nieco rękę, która zawisła nad głową kociaka. Mimo że się zawahał, Diego podskoczył nieco, ocierając o wewnętrzną stronę dłoni. Mika pogłaskał go po tym.

Opierał się o mnie bokiem głowy i głaskał kociaka. Na jego twarzy widniała mina małego, wystraszonego dziecka. W sumie takim jest. Ma tylko 18 lat. Tak niewiele przeżył... A teraz... Teraz nie żyje. Współczuje mu... Dla niego stracenie życia zapewne jest tak samo bolesne, jak dla mnie wygnanie z Nieba. Ale ja nie żałuje... Niebo jest inne. JA tam nie pasowałem. Mimo wszystko. Dusze tam nie są wolne. Tyle zakazów. Wszystko aż nazbyt doskonałe... Aż takie okropne. Tam jest tak nijak... Nie to, co tu, w Piekle. Ale dalej zdarzają się chwile, w których pragnę mieć znowu te śnieżno białe skrzydła i znów gościć wśród cherubinów i znów z nimi śpiewać pieśni. Ach... Tamte czasy...

*^*^*

Nie będę ukrywać... Mam dość... Bardzo, bardzo dość. I boję się. Kto by się nie bał. Do jasnej cholery, obudził mnie tygrys! To straszne... A teraz ta bestia jest potulnym kotkiem. Lucyfer cały czas mnie przytulał i uspokajał. No ale po co? Czemu mu tak zależy? Nie wiem. Teraz gdy to coś jest kotkiem, jest nawet urocze. I strasznie się łasi. To nie tak, że nie chce się bać... Zawsze się bałem kotów. Jak byłem mały, to kot mnie zaatakował i potem trafiłem do szpitala. Nie zapomnę tego nigdy, bo to było straszne. Od tamtej pory koty mnie przerażały. Ale ten jest całkiem miły. Ale dalej może się zmienić w tę bestię. Boje się... Może dlatego nie potrafię odsunąć się od Lucyfera... Dalej obejmuje mnie jedną ręką i głaszcze po ramieniu. Nie wiem, jak to jest, ale dzięki temu czuję się nieco lepiej... Dlaczego...? Nie rozumiem...

- Już dobrze? - zapytał cicho.

- Hmmm... Czy teraz mogę zachorować, czy coś w tym stylu?- zapytałem, zamiast odpowiedzieć.

- Nie... Możesz jedynie zostać ranny, ale każda rana goi się dość szybko, a jeśli masz zaprzyjaźnionego diabła spokojnie może się jej pozbyć... Czemu pytasz? - spojrzał mi w oczy. Szybko odpowiedziałem, mówiąc o mojej małej przygodzie z dzieciństwa.

- To dlatego tak się bałeś... Oj Mika... Nie martw się już tym... Wyszeptał i ucałował mnie w czoło. Od razu w brzuchu zaczęło mi latać stado motyli, a policzki zrobiły się czerwone. Kot zamiauczał, patrząc na mnie. Miałem wrażenie, że uśmiecha się do mnie.

~~~

Hejo i wesołych świąt.

A macie rozdział w dodatku z perspektywy mojego kochanego diabełka. A na zdjęcie dałam to, co mi wyszło pod koniec grania w scrabble. I chciałabym wiedzieć, jak się wam podoba kicia Lucia. Diego ma charakter i imię kota, którego kiedyś miałam. Był to mój pierwszy zwierzak i strasznie go kochałam. Szkoda, że już go nie ma. Co prawda w opo ma inny wygląd, bo mój Diego był rudy i miał wspaniałe bursztynowe oczka. I lubił mi przynosić rano zdechłe myszki. Taki szczegół. Strasznie mi przypominał Diega z epoki lodowcowej. No, ale może koniec o moim kocie.

Diego będzie się często pojawiał, bo albo będzie siedzieć u Lucia, gdy będzie pracował, albo będzie u Miki. A tak w ogóle...Jak myślicie. Jak by zareagował zdenerwowany do granic Lucyfer na Mike który by przyszedł, przeszkadzają mu trochę w pracy? Piszcie śmiało, co sądzicie o opowiadaniu i może jakieś propozycje.

Mile widziane gwiazdki, ale jeszcze bardziej komentarze.  

Pozdrawiam Nir666  

W Niewoli Szatana *yaoi* (zakończone)Where stories live. Discover now