5. Odwiedziny Ezekiela

31.1K 2.2K 288
                                    

  Witam. Rozdział dedykuję KiraShi99, bo dzięki jej komentarzowi zabrałam się do skończenia go.

................................................................................................................................................................

Następnego dnia myślałem, że będzie tak jak ostatniego ranka. To już mój trzeci dzień. Jeszcze może mnie coś zaskoczyć, prawda? No i zaskoczyło mnie. Wstałem. Umyłem się. Ubrałem w jedyne ciuchy w szafie, którymi tym razem były ciemnoczerwone rurkowate spodnie i nieco przylegająca do ciała czarną bluzkę z długim rękawem. Trochę za dużą, ale pasowało mi to. Do tego miałem czarne trampki. Spojrzałem na siebie. Zapewne, Lu wybiera te ciuchy tak, by specjalnie pasowały do obroży... Ciekawe, co zastanę jutro. Ej... A gdzie Lu? Wczoraj o tej porze już tu był. No, ale nie musi cały czas ze mną być... Choć chciałbym zjeść śniadanie. Szybko rozejrzałem się po pokoju. Ooo... Nawet nie zauważyłem talerza na stoliku. Usiadłem i znalazłem ukrytą za talerzem karteczkę.

Mikaela.
Masz zjeść ładnie śniadanie i się ubrać. O 10:00 przyjdzie Ezekiel, aby się tobą zająć, ponieważ musiałem wyjść. Wrócę pod wieczór.
Lucyfer.



Poszedł gdzieś? Ale gdzie? Pod wieczór ma dopiero wrócić... Nie chcę tyle czekać... Chociaż... Zaraz będzie tu Ezekiel. Może nie będzie tak nudno.
Zjadłem szybko śniadanie i wyszedłem z pokoju. Szukałem chwilę Diega i ostatecznie znalazłem go w formie kota, wylegującego się w altanie.

- Diego! - zawołałem. Kotek podniósł łebek i spojrzał na mnie. Zamiauczał wesoło i po chwili był już obok mnie. Otarł się o materiał moich spodni. Przykucnąłem i zacząłem go głaskać. Po chwili zerwałem źdźbło trawy i pomachałem mu przed oczami. Zaczął za nim biegać i skakać. Jest taki fajny. Jak ja się mogłem bać kotów?


Zabawę przerwał odgłos silnika. Diego zerwał się i pobiegł w stronę bramy. Poszedłem za nim wodzony ciekawością. Przed bramą stało Lamborghini Gallardo. Śliczny Kabriolet. Od razu zauważyłem Ezekiela, siedzącego po stronie pasażera. Spojrzałem na kierowcę. Wysoki i umięśniony mężczyzna o długich czarnych włosach spiętych w luźnym warkoczu. Muszę przyznać, że jest strasznie przystojny. Spojrzał na Ezekiela swoimi lawendowymi oczami. Uśmiechnął się do niego mile i coś powiedział. Niestety nie usłyszałem co, a z ruchu warg nie umiem czytać. Ezekiel przytulił go i pocałował krótko w usta, po czym też coś powiedział. Wyszedł z samochodu, a ten odjechał. Stanąłem przy bramie, nie przekraczając jej nawet o milimetr.

- Widzę, że Kicia na mnie czeka — zaśmiał się wesoło i podszedł bliżej. Spojrzałem na niego chłodno... za tą Kicię.

- Możesz mnie tak nie nazywać? - powiedziałem, robiąc krok w tył, by przypadkiem nie przekroczyć granicy posesji.

- Oczywiście... Jeszcze powiesz Lucyferowi i mnie zabije za to — zaśmiał się, kładąc mi rękę na ramieniu. Jego głos był tak bardzo melodyjny i wesoły. Aż za bardzo. Nagle zdziwiony spojrzał na moją szyję. Chwycił medalik wiszący przy obroży i przeczytał na głos.

- Mikaela... Własność Lucyfera.... Hahaha! - zaczął się śmiać. Nie ogarniam go za cholerę.

- I co cię tak śmieszy? Że wyglądam jak jakiś pies? - zapytałem, bo poczułem się nieco urażony.

- Nie, nie, nie... Nie o to chodzi... Tylko, nie myślałem, że Lucy może być aż tak słaby... - powiedział, ocierając łzę. Przechyliłem głowę nieco na bok.

- Nie rozumiem...

- Jak ci to wyjaśnić... Hmm... Nie wiem, jak Lucy się przy tobie zachowuję, ale nie sądzę, by był jakiś chłodny, oschły, wredny i wszelkie inne tego typu cechy, które pokazują, jak jest nieczuły i w ogóle.

- No jest.... jest... - zrobiłem chwilę przerwy. Jaki on jest...

- Jest taki miły... I troskliwy. No i dużo się uśmiecha do mnie... - wymruczałem.

- To ci powiem tak w sekrecie, że jesteś piątą osobą, która poznała jego prawdziwą twarz, którą ukrywa pod maską tyrana — wyszeptał mi do ucha, po czym uśmiechnął się do mnie.

- Piątą... Czyli rzadko taki jest? - zapytałem. Nie spodziewałem się czegoś takiego. No ale to w sumie trochę wyjaśnia. Jest Panem piekła, więc musi być takim „tyranem", a tak to jest naprawdę fajny.

- Nie... znaczy... Jak jest praca, to wiadomo, że nie jest z nim łatwo, ale jeśli przyjdzie z nim rozmawiać tak normalnie na luzie, to zawsze taki jest... no tylko, że on raczej nie rozmawia z nikim prócz tych, którzy znają jego prawdziwą twarz — wyjaśnił. Dalej tego nie kumam.

- Tak czy siak nazwałeś go słabym. Dlaczego? - zapytałem. Ja go w końcu nie znam, ale chcę poznać. Muszę skorzystać z obecności Ezekiela, bo wychodzi na to, że on go dobrze zna.

- Bo jest słaby. Mógłby chociaż udawać i ukryć to, że się mu strasznie spodobałeś. Lu jest nieufny i raczej się nie zakochuje, ale jeśli ktoś mu się choć trochę spodoba to, ma przesrane. No bo w końcu, dlaczego miałby zdejmować maskę albo nazywać cię swoją własnością? No i gdybyś mu się nie spodobał i gdyby nic do ciebie nie poczuł, to by cię już wyruchał i miałby wszystko w dupie, bo prawda taka, że Gabi potem by cię zabrał, gdyby się tak stało, a Lucy wcale by nie ucierpiał, bo to, że niby nie będzie mógł odwiedzać swojej kruszynki to bujda i on o tym wie. A jak Gabi cię weźmie, to też nie będzie tak, że Lucy nie będzie miał z kim tego robić... Wiesz, w piekle tak jak na ziemi, są dziwki, nie? - mówił cały czas. Szliśmy w stronę rezydencji. Skończył, gdy weszliśmy na piętro i skierowaliśmy się do mojego pokoju.

- Czyli mu się podobam? - pytając o to, zarumieniłem się.

- Najwyraźniej tak... przynajmniej tak myślę — odparł i weszliśmy do mojego pokoju. Ezekiel rzucił się na moje łóżko i spojrzał na mnie.

- Uroczo się rumienisz — zaśmiał się.

- Co...? Nieprawda! - odwróciłem wzrok niby obrażony i usiadłem na krawędzi łóżka. Znowu się zaśmiał.

- Oj młody... - zaczął, ale nie skończył. Wyglądał, jakby nagle zaczął coś kalkulować.

- Powiedz... Bo widać, że nie jesteś hetero i do tego te rumieńce... Lucy ci się podoba? Tak chociaż z wyglądu?- zapytał, patrząc mi prosto w oczy swoimi czerwonymi ślepiami. Czy mi się podoba...? Przed oczami nagle pojawiła mi się sylwetka Lu. Z zamyślenia wyrwał mnie nagły dotyk Ezekiela. Położył mi dłoń na czole.

- Co ty robisz? - Zapytałam zdziwiony.

- Sprawdzam twoją temperaturę, bo jesteś bardziej czerwony od czerwonego — zaśmiał się, a po chwili dodał już normalnie.

- To chyba dobrze, że ci się podoba...

Patrzyłem na niego chwilę.

- Zmieńmy temat...- mruknąłem. Ezekiel spojrzał na mnie i pokiwał głową. Na szczęście...

Zaczęliśmy rozmawiać o normalnych rzeczach... w pewnym sensie. Pytał mnie o to, jak wyglądało moje życie. Powiedziałem mu o tym, że mama nie żyje i o tym, że tata jest w więzieniu. Że mieszkałem ze starszą siostrą. To jak bardzo za nią tęsknie i jak bardzo się martwię. Potem pogadaliśmy o zainteresowaniach. Ezekiel jak się okazało bardzo lubi muzykę rockową i klasyczną. Dzięki temu miałem z czym o nim rozmawiać, bo także lubię te klimaty. No, klasykę może mniej. Ogólnie Ezekiel jest bardzo otwartą osobą i go polubiłem.

***

Rano, zanim jeszcze mój koteczek wstał, byłem u niego, by stworzyć dla niego śniadanie i ubrania. Siedziałem przy nim, przyglądając się jego spokojnej twarzyczce. Niechętnie wyszedłem z jego pokoju, zostawiając liścik na stoliku i po chwili nie było mnie już w rezydencji. Szedłem powoli w stronę altany. Jak możecie się domyślić, nie jest to zwyczajna altana. Stojąc na środku niej, zamknąłem spokojnie oczy, a przede mną pojawiły się majestatyczne drzwi z pentagramem.

~~~

Skończone. Może mało słów, ale zawsze coś. (bo 1150 to mało). Głowa mnie boli. Ząb zresztą też i siedzę na antybiotyku do końca tygodnia. Ach ja to mam szczęście. Nie miałam ochoty tego pisać. No ale dzisiaj (5 stycznia) łaskawie zwlokłam dupę z łóżka po telefon i chciałam coś poczytać... Ja tu patrzam i komentarz. Zrobiło mi się tak mega wesoło, bo nie otrzymuje komentarzy zbytnio, co mnie smuci, ale ten jeden dodał mi takiej weny, że jeszcze dzisiaj zaczynam pisać kolejny rozdział... W końcu się wyjaśni, co to za laska na zdjęciu w gabinecie Lu. Miki będzie mało, no ale... Ale będzie potem fajnie. W końcu Lu za nim... i będzie chciał... i tak... całą noc...

Liczę na jakieś komentarze, bo to serio daje porządnego kopa w dupę i zastrzyk weny... dobra nie zastrzyk, bo się ich boje..... ale ciiii wy nic nie wiecie o moim lęku XD

Gwiazdki też mile widziane:)

~Pozdrowienia Nir666.

W Niewoli Szatana *yaoi* (zakończone)Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum