Chapter fourth

5.9K 276 13
                                    

Kocham atmosferę panującą na meczach; kocham, kocham, kocham! Po przyjeździe na Camp Nou pędem pobiegłam do szatni chłopaków. Kop na szczęście musi być, prawda? Tym bardziej, że grają z Realem Madryt, którego nie można pod żadnym pozorem zlekceważyć. Wparowalam do szatni z typowego "z buta wjeżdżam".
- Najbardziej poryta dziewczyna na świecie!- powiedział słabo mi znajomy głos. Kurde, tylko ludzie, którzy bardzo dobrze mnie znają wiedzą, że jestem nieźle świstnięta. Odwróciłam się do tyłu, a moim oczą ukazał się Marcelo.
- Vieira cieniasie!- wbiłam mu palec w żebra, a on się lekko skrzywił pokazując na swój policzek na którym po chwili wylądował buziak.
- Też się cieszę, że Cię widzę mała- poruszył śmiesznie brwiami wywołując u mnie fale śmiechu. Marcelo zasila szeregi Galaktycznych, ale jest bardzo dobrym kumplem mojego brata. Grają razem w reprezentacji. Osobiście uwielbiam Vieire; jest taki sam jak ja. Zakręcony, przyjazny i cały w tatuażach! My big bro!
- Przemyślałeś moją opcje przejścia do Barcy?- zapytałam podejrzliwe, chociaż doskonale znałam odpowiedź. Lubiłam go tym denerwować. Brazylijczyk jest zakochany w swojej drużynie i za nic w świecie nie dał by się przekonać do porzucenia jej na koszt innej.
- Przemyślałaś moją opcje poszukania sobie faceta? Najlepiej madristy!- pokazał rządek białych ząbków, których miałam go ochotę pozbawić.
- Wole iść do zakonu niż być z madristą- pokazałam mu język i zachichotałam. Nagle poczułam ciężka dłoń na swoim ramieniu.
- Moja szkoła!- powiedział Piqe klepiąc mnie po plecach. Życzyłam moim powodzenia, pożegnałam się z obrońcą Realu i ruszyłam korytarzem na trybuny. Mijałam ostanie drzwi kiedy ktoś bezczelnie mnie z nich uderzył! Upadłam prosto na kafelki.
- Auu, mój tyłek- zaskomlałam. Nie polecam kafelek na Camp Nou; twarde jak cholera, serio.
- Żyjesz?- zapytał mój oprawca. Kurde! Miał świetny głos, aż mnie ciary przeszły. Nagle wyciągnął do mnie rękę i podniósł z ziemi. Dopiero teraz mogłam dokładnie zobaczyć kto zaatakował mnie drzwiami. Wysoki, umięśniony facet. Ciemne włosy i zarost. Czekoladowe tęczówki, gęste rzęsy i uroczy uśmiech, który właśnie mi posłał. Czułam się jak zaczarowana; niestety księżniczką nie jestem, a to nie bajka. Zwróciłam uwagę na herb widniejący na jego klatce piersiowej; PIŁKARZ REALU, WIEJ!
- Tak żyje- mruknęłam nieprzyjaźnie. Mimo mojego tonu piłkarz cały czas posyłał mi "ten" uroczy uśmieszek. Wyciągnął dłoń w moim kierunku.
- Jestem Isco- chwyciłam dłoń piłkarza, którego doskonale kojarzyłam ze składu Królewskich. Miałam wrażenie, że koń mnie kopnął, a może koza? Ach, no wiadomo o co mi chodzi!
- Jestem...- zrobiłam chwile przerwy, żeby ogarnąć co się dzieje- spóźniona!- wypaliłam i ruszyłam szybkim krokiem na trybuny. Usiadłam koło taty, Joty i Anto- partnerki Leo Messiego. Za cholerę nie mogłam się skupić na meczu! Ciagle przed oczami miałam uroczy uśmiech i cudowne tęczówki piłkarza- to nie wróżyło niczego dobrego..

I'm scared of love || Isco Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz