Oustider || 1

4.1K 414 204
                                    


Blondyn siedział na dachu szkoły, z papierosem między wargami i wpatrywał się tępo w szare niebo.

To narzędzie śmierci, od którego był uzależniony sprawiło, że to było jego rutyną. Siedzenie tu i zastanawianie się, czy cokolwiek ma sens.

Brzmiało żałośnie. Było żałosne.

- Mówiłeś, że rzuciłeś. - Usłyszał znajomy głos gdzieś za sobą.

Zdenerwował się, ale nie dawał tego po sobie poznać. Nie lubił okazywać emocji, naprawdę, bardzo tego nie lubił.

Wzruszył ramionami i pozwolił szaremu kłębkowi dymu opuścić jego usta.

Po chwili poczuł, że ktoś siada obok.

- Bo rzuciłem. To jeden papieros – mruknął.

Kłamanie na temat tego, że jest uzależniony weszło mu już w nawyk. Na początku nie lubiał tego, że był od czegoś zależny, teraz po prostu było to jego odruchem, czymś naturalnym.

- Jeden papieros codziennie od półtora roku. Wtedy powiedziałeś, że rzucasz. - Powiedział Ashton. Miał w głosie coś, co mogło być w jakimś małym stopniu troską. Hemmings był dla niego ważny, nie chciał go stracić przez nikotynę. Przez coś, co zaczęło się od zwykłego, głupiego zakładu.

- Daj mi spokój, Ash. Po co przyszedłeś? - westchnął. Był zirytowany, choć jednocześnie czuł, że powinien bardziej doceniać przyjaciela. Lubił samotność. Wbrew wszystkiemu lubił ciszę, lubił obserwować dym, lubił wiatr, który rozwiewał jego włosy i lubił ulotne poczucie wolności, które mu dawała ta godzina dziennie tutaj.

- Clifford rozpowiada o tobie dziwne rzeczy. - Mruknął nieśmiało starszy z nich, pocierając nerwowo kark. Bał się wybuchu Luke'a. Nie wybuchał prawie nigdy, chyba, że chodziło o kolorowowłosego chłopaka. Nie wiedział, co się między nimi wydarzyło, ale wolał nie pytać.

Papieros w jednej chwili został zgnieciony na udzie właściciela. Codziennie w tym samym miejscu. Ma tam całkiem imponujący ślad.

- Jakie rzeczy? - wydukał przez zaciśnięte zęby Luke, mierząc towarzysza spojrzeniem.

- No więc.. on mówił, że się tniesz, stary. I że chcesz... no wiesz. - Irwin zamilkł, oczekując, że ten się domyśli. Nic z tego. - Skończyć. Ze sobą.

Hemmings otworzył szeroko oczy, zaskoczony.

Odruchowo zerknął na swoje nadgarstki, ale te jak zwykle były zakryte dobrze czarną bluzą. Nie miał szans, jak on do cholery mógł to zobaczyć?!

Wstał, otrzepał tył spodni i z zaciśniętymi pięściami ruszył w poszukiwaniu Michaela Clifforda.

Przyszpilił go jednym zręcznym ruchem do ściany, unosząc lekko i trzymając w pięściach materiał jego koszulki. Ich twarze były niebezpiecznie blisko siebie, a blondyn czuł, że nabił mu niezłego siniaka uderzając jego ciałem o szafki z tyłu.

- Powtórzysz mi to, co opowiadasz innym? - warknął przez zaciśnięte zęby, mierząc go spojrzeniem. Omijał jego oczy, ale było to dosyć trudne. Zawsze dostrzegał w nich pewnego rodzaju błysk buntowniczości. Kiedyś myślał, że zieleń tęczówek Clifforda to coś niesamowitego. Teraz nienawidził każdej części jego. Jakim prawem wpieprzał się w życie, którym nie żył?

Czerwonowłosy jednak odepchnął go silnym ruchem.

- Odpierdol się, Hemmings – mruknął i odszedł pospiesznym krokiem. Luke stał tam z lekko rozdziawionymi ustami. Michael, jakiego znał, nie odpuściłby mu okazji do drwin i ironii. Idealnie opanował sztukę doprowadzania go do białej gorączki.

Być może jednak problem leżał w tym, że Luke tak naprawdę wcale nie znał Michaela.

_______

nienawidzę tego rozdziału, ok



cigarettes ; mukeWhere stories live. Discover now