2| Przeklęte klucze z zawieszką!

10.7K 1.1K 201
                                    


Lampa zamigotała krótko, wywołując ciarki na karku Rilliany. Doprawdy nie powinna kończyć zajęć o takiej porze. Wynajmowana tymczasowo parterówka leżała w dzielnicy, w której nikt nie szwendał się po nocach. Rząd niewielkich, ceglanych domków z prywatnymi, nieogrodzonymi trawnikami zdawał się ciągnąć aż po horyzont. I chociaż nie zakrawało to na krajobraz rodem z horrorów, Rilla naoglądała się zbyt dużo Supernatural, by nie wiedzieć, jak takie sytuacje zwykły się kończyć.

Sięgnęła do pojemnej torby w poszukiwaniu kluczy. Nie liczyła na obecność Lucy — współlokatorki, z którą od niedawna zajmowała niewielki dom na przedmieściach. Dziewczyna należała do szeroko pojętego gatunku imprezowiczów.

Rillana przewróciła do góry nogami całą zawartość torebki, ale po kluczach słuch zaginął. Jakby rozpłynęły się w powietrzu, zniknęły, wyparowały. Klucze miały to do siebie, że czasem po prostu ginęły w niewyjaśnionych okolicznościach, a potem odnajdywały się w zupełnie niespodziewanym momencie. Jednak teraz ich zniknięcie mogło spowodować spore problemy.

Dziewczyna sapnęła z irytacją. Niewątpliwym plusem dużych toreb było sporo miejsca na najpotrzebniejsze pierdoły. A ich niepodważalnym minusem? Cholerne wysypisko śmieci, w którym dało się odnaleźć wszystko. Od skrzata ogrodowego po Perwoll.

W końcu zdołała je wygrzebać. Uszczęśliwiona tym faktem nie zauważyła krawężnika i prawie wywaliła się na tyłek.

Prawie.

— Kto to tu postawił? — mruknęła pod nosem. Obejrzała się dookoła, ale wokół jak zwykle nikt się nie kręcił. I bardzo dobrze. Jedynym świadkiem jej zgrabnego popisu był pęk kluczy, który wypadł z rąk i wylądował na chłodnym asfalcie.

Rilla westchnęła głęboko i schyliła się, sięgając po antypatyczne klucze z zawieszką wesołego niedźwiedzia.

— Oj misiek, przeginasz — mruknęła z przyganą, zastanawiając się, czy gadanie do zawieszki zaliczało się do objawów choroby psychicznej.

Nagle zupełnie niespodziewanie zakręciło jej się w głowie. Latarnia znowu zamrugała złowróżbnie, rozpoczynając całą lawinę dziwnych zjawisk. Kawałek po kawałku, okna i latarnie gasły niczym świeczki zdmuchiwane przez wiatr. W ciągu kilku sekund światła zupełnie zabrakło, a okolica zamieniła się w ponurą krainę mroku.

Rilliana szybko podniosła swoją zgubę i wyprostowała się ze zdumieniem. Obróciła się, nerwowo dzwoniąc kluczami, ale widoczność była wyjątkowo ograniczona. Zrobiła kilka kroków do przodu, uważając na cholerny krawężnik, ale pod nogami nie czuła już nawet asfaltu. Ciężkie, szerokie koturny jej butów zapadały się w coś, co na wyczucie mogło być ziemią.

Ziemią?

Dziewczyna wymacała dłońmi powietrze, jeszcze raz zrobiła dwa kroki i zastygła. Dotykała szorstkiej, chropowatej powierzchni, która od razu skojarzyła jej się z jednym ­— kora. Czyżby trafiła do cudzego ogródka? Ostrożnie obeszła pierwsze drzewo, potykając się o nieidentyfikowane gałęzie, po czym trafiła na następnego przedstawiciela wysokiej roślinności. Błądząc po omacku, wymacała kilka kolejnych iglaków.

Dziwne, pomyślała, wciąż biorąc to wszystko za jakieś głupie przewidzenie. Nie przypominam sobie, żeby pani Fribourg sadziła ostatnio w swoim ogrodzie jakieś zagajniki.

Po następnych drzewach wpadła w jakieś wertepy. Syknęła z bólu, kiedy kolczaste krzaki podrapały jej skórę. Po omacku wyszła z dołu i chwyciła za kolejny pień. Bardzo powoli jej umysł doszedł do jedynego, rozsądnego wniosku.

To nie był ogród. To był cholerny las.


Wybranka (2016 WATTYS WINNER)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz