9

5.5K 582 37
                                    


Jedni gaszą światła, drudzy zapalają.

15.10.2014
"Dlaczego przeniosłeś się do gościnnego?" to już nawet nie jest pytanie, ja żądam odpowiedzi, ponieważ powiedzenie, że jego zachowanie wywiera na mnie mieszane uczucia, to mało.
Harry rzuca mi nienawistne spojrzenie i wkopuje walizkę poza próg pokoju.
"Co ty odpierdalasz?" mówię i przytrzymuję drzwi, które ma zamiar domknąć. Harry dalej milczy."Powiesz mi? Mogę tu stać ile chcesz. Co się stało na imprezie? Masz do mnie jakiś żal?"
"Możesz się, proszę, odpierdolić?" pyta słodko, siłując się ze mną klamką. Nie poddam się tak łatwo bez wyjaśnienia. "Odpuść, Louis, okay?! Daj mi przestrzeń i spokój!"
"Nie dopóki..."
Harry przerywa mi, przyciągając do siebie jednym sprawnym ruchem drzwi. Siła z jaką to robi odrzuca mnie do tyłu i upadam. Cały mój tyłek płonie od bólu, wnet patrzę się tępo na drzwi.
Nie wierzę, że znowu zaczął tak mnie traktować. Po tym wszystkim, co zaczęliśmy wspólnie budować od nowa, miałem taką nadzieję, że wszystko się uda i znowu będziemy szczęśliwi.
Nie umiem zapanować nad łzami, które gromadzą się pod powiekami, aż w końcu dają sobie upust i spadają jedna za drugą na podłogę.
Czemu byłem taki nawiny? Zawsze popełniam ten sam błąd, oczekując od innych zmian na lepsze. Harry ma rację, wszystko jest robione pode mnie, bo z natury jestem egoistą. Zgodził się na tę całą terapię tylko ze względu na mnie, a nie dlatego, że chciał, żebyśmy tworzyli zgrane małżeństwo.
Może przez cały czas udawał....kurwa, ta myśl boli jeszcze bardziej, bo jeśli naprawdę tak było to totalnie to kupiłem i czułem się jak nigdy przedtem. Sprawił, że znowu ożyłem, a teraz, kiedy domyślam się prawdy, sprawia, że umieram równie bardzo jak po zdradzie.
Bo to pewnego rodzaju podobna sytuacja, prawda? Oszukanie prawdy, zdrada, naruszenie zaufania.
Dzisiaj uderza mnie to ze zdwojoną siłą.


16.10.2014
Wszystko wraca do "normy" sprzed kilku lat. Mijamy się między pokojami, każdy robi swoje, nikt się nie odzywa, a kiedy musimy coś do siebie powiedzieć kończy się to wielką kłótnią. Może chodzić o zwyczajną informację, a Harry i tak się na mnie wydrze i wyzwie od najgorszych.
Gdzie mój Harry? Ten prawdziwy, którego na nowo poznałem kilka dni temu?
Popadałem w coraz gorszy dół. Miałem ochotę urwać się z tej pułapki i wyjść do klubu albo na golfa, ale wtedy kiedy przypomniałem sobie, że Mia nas monitoruje, więc mogę wyjść tylko z nim, a to raczej nie wchodzi w grę.
Ostatecznie zacząłem napastować moją klinikę telefonami. Po szóstym połączeniu w ciągu siedmiu godzin, Liam zabronił mi wybierać ich numer. Kazał mi odpoczywać i spędzać czas ze swoim mężem- jeśli się nie przesłyszałem, cała ta rada ociekała sarkazmem.
Poprosiłem Nialla, żeby przyszedł po pracy albo nawet zwolnił się wcześniej. Napisał, że ma już inne plany.

Byłem bezsilny, ale nie chciałem robić żadnych głupot czy pogrążać się w totalnej agonii. Minęły trzy lata i trochę zmądrzałem.
W domu znowu było zimno. Przedwczoraj dekorator wnętrz na cele imprezy rozpalił w kominku, teraz to już przeszłość. Wiało chłodem i czułem to chociaż byłem opatulony grubym swetrem, który swoją drogą był Harry'ego, ale nieważne.
Zszedłem na dół przygotować sobie kakao. Harry wybrał dokładnie ten sam moment, żeby zjawić się w kuchni. Wyprzedził mnie z obrzydzeniem i otwarł szeroko lodówkę.
"Nic nie ugotowałeś." komentuje, przebierając półkami. "Nigdy nie dbasz, żeby w tym domu było coś do jedzenia. Pewnie sobie przygotowałeś, prawda?"
Nie, nieprawda, nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem.
Nie odpowiadam i mieszam laską wanilii mleko z czekoladą.
"Jebany egoista." trzaska drzwiczkami, namierzając moje oczy. Mruży je w ten złośliwy sposób. "W sumie, straciłem apetyt, dzięki. Zawsze tak na mnie działasz."
Momentalnie przypominam sobie, co Cara mi powiedziała i nie umiem zrozumieć, co ma na myśli. Kiedy jeszcze nie zaczął się na nowo burzyć, jadł wszystko co zamówiłem czy też zrobiłem. Miałem nawet cichą nadzieję, że moja obecność poprawiła jego nawyki żywieniowe.
Oczywiście to głupie w tej chwili. Po prostu, kiedyś tak myślałem.
Wzdycham, pochylając się nad zlewem i zbieram w sobie wszystkie siły, by faktycznie wyjąć z zamrażarki mięso, rozmrozić je i przyprawić tak jak lubi mój mąż. Spędziłem w kuchni dobre dwie godziny, ponieważ wszystko szło mi wolno. Nie umiałem się przywołać do porządku, więc przestałem się starać.

Może kilka łez skropiło na patelnię. Modlę się, żeby z tego powodu nie okazało się zbyt słone.


***
Dłoń parzy mi talerz, kiedy podchodzę bliżej jego drzwi i wykonuję serię stuknięć. Czekam kilka sekund, zanim Harry otwiera je ze złością i sztyletuje mnie swoim morderczym spojrzeniem. Jego wzrok zatrzymuje się na talerzu, na co marszczy brwi.
"Co to jest?"
"Przyniosłem ci jedzenie." mówię cicho, przekładając talerz z jednej ręki do drugiej. "Byłeś głodny, prawda?"
Harry nie odpowiada, patrzy się na mnie pustym wzrokiem, po czym odchrząkuje.
"Nie musiałeś nic mi robić." utrzymuje stanowczy i pełen wrogości ton głosu. "Nie prosiłem cię."
"Cóż pozwoliłem sobie sam zadecydować." podaję mu jedzenie, a on je na szczęście przejmuje. "Mam nadzieję, że ci zasmakuje, przyrządziłem je w winie."
Brunet opiera ramię o próg i zaciska do białości wargi.
"Ty coś jadłeś?"
"Nie musisz sobie zawracać głowy..."
"Po prostu pytam." przerywa i wygląda jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale się powstrzymuje. "Czemu..." wzdycha słabo "Czemu się dalej starasz?"
Na jego twarzy wypisane jest szczere zdziwienie.
Co mam mu niby na to odpowiedzieć, żeby nie zabrzmiało żałośnie? Że go kocham i nawet, gdy traktuje mnie jak gówno dalej chcę z nim żyć? Że jedyne czego od niego oczekuję to uwaga?
"Sam nie wiem, Harry." mówię w końcu. "Sam siebie pytam."
Nie poświęcając mu spojrzenia więcej, odchodzę w stronę salonu.


***
Otulam się ciaśniej bluzą, przeklinając swoje zerowe zdolności w kwestii rozpalania kominka. Myślę, że umrę nie tylko z bólu serca, ale i też z zimna. To już przesądzone.
Nie ukrywam, że drżę na całym na ciele, a zimne koniuszki palców pocieram ciągle o materiał kanapy. Jedynie laptop na moich udach dodawał mi trochę przyjemnego ciepła.
Od dobrych kilku godzin zanudzałem się na śmierć. Starałem się zabić trochę czasu w internecie, więc doszło do tego, że zacząłem przeglądać nowe kolekcje ubrań, kosmetyki i pozamawiałem wszystko co wpadło mi w oczy.Śmieszne ile te głupie zakupy przyniosły mi radochy.

Usłyszałem szuranie i zanim zdążyłem dokładnie zarejestrować co się dzieje, Harry rzucił pod swoje nogi kłody drewna i uklęknął, by podpalić kartkę.
Zastygłem w oczekiwaniu.
Czy on naprawdę robi co myślę, że robi?
Plus.
Harry naprawdę wyszedł pozbierać drewna na rozpałkę?
Odłożyłem laptop na bok. Harry wykonał cały proces rozpalania ognia i teraz czeka, aż wszystko pięknie się rozpali i zacznie ogrzewać dom. Siada na podłodze i otula swoje nogi, złączając dłonie na kolanach.
Nagle rozumiem, że czuł się zobowiązany, by to zrobić. Chciał się odwdzięczyć za posiłek.
"Nie byłeś mi nic winien." odzywam się. Harry obraca głowę w moją stronę, w jego oczach tańczą płomyki.
"Wiem." odpowiada zmęczonym tonem. "Słuchaj, ja...wracam do Londynu jakoś niedługo."
Co?
Nie, nie, nie, nie może.
"Chciałbym cię też prosić, żebyś wstrzymał terapię, ona nic nie daje, to wszystko nie ma..."
"Jak to nic nie daje?" podnoszę głoś i siadam wyprostowany. Harry wygląda jakby się spodziewał, że zacznę się sprzeczać. Spuszcza głowę. "Widzę duże efekty, widziałem duże efekty. Nie wiem co się wczoraj wydarzyło, ale żałuję, że nie masz ochoty porozmawiać o tym."
"Nie będziemy na ten temat rozmawiać, dobrze?" burczy i rzuca małym patykiem w ścianę. "Informuję cię, żebyś nie był później zaskoczony. To całe coś w co nas wplątałeś od zawsze było skazane na porażkę."
"Nie odchodź." skrzeczę, ale pomimo to staram się utrzymać emocje na wodzy. "Proszę, Harry, ja...jest duża szansa, że nauczymy się na nowo kochać i..."
"Na to nie ma już żadnej szansy." uśmiecha się smutnie z lekką dozą kpiny. "Kochanie."
Tuż przed wspięciem się na piętro wyżej zarzuca mi na ramiona swój sweter.
Tak bardzo chcę go nienawidzić.

***
"Mam swoją pracę i skończyłem w uczestniczeniu w tej popieprzonej terapii, rozumiesz?" Harry krzyczy na Mię, kiedy ona patrzy na niego z niewzruszonym wyrazem twarzy . "Kończymy tę całą szopkę. Nie obchodzi mnie co o tym myślisz, ja i Louis..."
"Louis zapłacił mi za dwa miesiące pracy, jestem zmuszona dokończyć." zaczepia długopis o teczkę, nie spuszczając z niego swojego spojrzenia. "I wytrzymasz do końca. Inaczej, jeśli zadecydujesz się poddać, złożę wizytę podczas waszej rozprawy i wyznam wysokiemu sądowi, że nie staraliście się wystarczająco. Uwierz mi skarbie, kiedy to powiem nie przyzna wam rozwodu."
Widzę, że Harry ma ochotę jej przywalić. Zaciska na poręczy dłonie, zanim wydziera się na cały dom:
"Nie zjawię się na żadnym następnym spotkaniu!"
Na to Mia uśmiecha się szeroko i odchyla głowę ze śmiechu. Kurwa, z nią serio jest coś nie tak.
"Znajdę cię. Dobrze się składa, że przechodzimy teraz w etap prywatnych sesji. Będę rozmawiać z tobą o twoich wewnętrznych problemach."
"Jutro jadę do Londynu na pokaz i nikt mnie powstrzyma."
"Jeśli zabierzesz ze sobą swojego męża to okay." spogląda na mnie. "Polecę z wami na wszelki wypadek, gdyby wystąpiły jakieś spięcia."
"Czy tobie odwaliło do reszty?" Harry chwyta w piąstki włosy i z furią ciągnie je na boki. "Lecę sam, bez Louisa i zdecydowanie bez kurwa ciebie."
"Nie sądzę."
Podnoszę rękę, żeby Mia przyznała mi głos.
"Też chciałbym wrócić do pracy. Moi ludzie nie radzą sobie najlepiej, kiedy nie jestem obok."
I taka była prawda, podobno Liam wykonał źle operację nosa i dziewczyna od kilku dni ich nachodzi. Takich przypadków nie może być więcej, ponieważ dosłownie czuję jak wymyka się to spod kontroli.
"Jak przylecicie z pokazu, będziesz mógł wrócić." powiadamia. "Pod warunkiem, że będziesz wracał o określonej godzinie i nie będziesz się spóźniał na nasze spotkania."
"Okay."
"Nie będzie więcej spotkań!" wtrąca się Harry ze złością. "Nie będzie!"
Chciałbym się za nim wstawić i okazać wsparcie jak na męża przystało, ale w tej kwestii zwyczajnie nie potrafię. Za bardzo go kocham, a przede wszystkim nie chcę żeby mnie zostawiał.
Zaczynam intensywnie myśleć o przeszłości i o tym co już zdołałem przejść. Zatracam się w wspomnieniu jak zostawił mnie pośrodku korytarza w dniu zdrady. Jak dzień po zdradzie zniknął na dwa dni. Jak ból cięć dodawał mi większej otuchy niż jego ramiona. Jak zimno było odczuwalne nocami, kiedy go nie było obok. Jak wszystkie moje najważniejsze marzenia straciły sens. Jak życie straciło sens. Jak szczęście straciło sens...
Nie koduję momentu w którym zalewam się łzami i zanoszę się okropnym szlochem. Kiedy jednak zdaję sobie sprawę, że cztery pary oczu, wgapiają się na mnie z nierozumieniem, wstaję i biegnę do swojego pokoju.
"Wracaj tu, sesja się jeszcze nie skończyła!" piszczy Mia. Mam wrażenie, że nie dowierza, że ośmieliłem się pogwałcić jej zasady. "Tomlinson, nie pozwoliłam ci, wracaj natychmiast!"
chwila ciszy, słyszę jak biegnie po schodach
"Zachowujesz się jak kurwa dziecko!" szarpie zawzięcie za klamkę "Otwieraj drzwi!"
"Zostaw go!" warczy Harry i mogę przyrzec, że słyszę jak się z nią siłuje. "Zostaw go w spokoju! Spróbuj go tknąć, a nie ręczę za siebie..."
"Co mi zrobisz? No powiedz co mi możesz zrobić..."zniża głos, więc ledwo słyszę ich szepty. "Może powiesz mu co takiego ślicznego już ze mną..."
Po tym słyszę jej krzyk.
"Nie zbliżaj się do niego." mówi szeptem. Czołgam się specjalnie do drzwi, by usłyszeć więcej. "Nawet na krok. Nic nam nie zniszczysz, gra skończona, szmato."
"Wiedziałam, że to zrobisz." syczy. "Ale jeszcze zwycięzcy nie mamy."
Co, co zrobi? O co chodzi?
Przyciskam twarz do ściany, ale okazuje się, że się już rozeszli. Wszystko potwierdza trzask wejściowych drzwi.



The bed's getting cold and you're not hereOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz