8

5.1K 581 166
                                    


  14.10.2014, taras posiadłości Tomlinsonów

Jej zimne palce obwiązały się wokół mojego nadgarstka jak rodzina obślizgłych wężów. Chciałem krzyczeć. Chciałem ją odepchnąć i pobiec do Louisa. Chciałem być jak najdalej od niej, jak najdalej od tej przeklętej sukienki, która wyryła się w mojej pamięci bardziej niż jej twarz.
"Czego ode mnie chcesz?" staram się zachować normalny ton głosu, ale polegam, przez co na jej twarzy formuje się perfidny uśmieszek. "Jak możesz...jak możesz- czemu nam to robisz?"
"Ale co, Styles? Czyli jednak mnie pamiętasz?" unosi brew, parskając śmiechem. Przyciska mnie całym swoim ciałem do balustrady i nie spuszcza wzroku z moich oczu. Nawet jak uciekam w bok, one mnie znajdują. Czuję się jak w pułapce.
"Nie znoszę zdrad. Ja ich nie trawię, rozumiesz?" muska ustami moje ucho i aż mną wzdryga. Proszę, niech ona odejdzie, boże, proszę, proszę. "Powierzę ci mały sekret, Harry. Ale shhh, nie możesz powiedzieć Louisowi, dobrze? Mogę ci zaufać?"
Przybliża się niebezpiecznie blisko moich ust. Natychmiast próbuję się oddalić i wyrwać, ale krępuje mi od tyłu ręce i przyciska kolanem do prętów za nami.
"Słuchaj mnie uważnie." Mia mruga uwodząco oczami, po czym zniża się i obrysowuje swoim nosem moją szczękę. "Planuję zniszczyć wasze małżeństwo, dla dobra Louisa i dla twojego nieszczęścia. Poznałam się już na tobie. Znam twój słaby punkt. Znam twoje obawy. Twoje koszmary, kochanie."
"O c-czym ty mówisz?" jestem na pograniczu płaczu. Jej zapach się nie zmienił, wywoływał u mnie odruchy wymiotne.
"Kochanie." chichocze, zerkając za siebie, by upewnić się, że dalej jesteśmy sami. "Boisz się go zranić. To twój odwieczny strach. Nie zdajesz sobie jednak sprawy, że już to zrobiłeś oraz że da się to pogłębić. Uważasz, że na niego nie zasługujesz i odpychasz go, starasz się wręcz wzbudzić w nim nienawiść, by odpuścił i znalazł sobie kogoś innego. Winisz siebie za zdradę, za co cię odrobinę szanuję. Ale. Posłuchaj tego. Zasługujesz na większe cierpienie niż on, za to do czego doprowadziłeś. I tylko troszkę pomogę ci to odczuć."
"Co?"
"Masz życiowy dylemat; chcesz zostawić swoją miłość życia w imię miłości, żeby było mu lepiej, ale zarazem nie umiesz go zostawić, słabeuszu.'' śmieje mi się w twarz i wbija mocniej tipsy za kostki w skutek czego syczę z bólu i odchylam do tyłu głowę.
"Puść mnie."
"Kochasz go, kochasz go tak bardzo, a on ciebie też i sam nie wiesz czy się z tego cieszyć." chucha na mnie ciepłym powietrzem, po czym czuję jak odsuwa się ode mnie na krok. "Rozpierdolę wasze małżeństwo, bo masz rację, nie zasługujesz na niego. Zdradziłeś go. I zdecydowanie zbyt dużo obiecałeś mi tej nocy. Jesteś zwykłym skurwielem, poczekaj tylko jak nas przyłapie. Poczekaj tylko jak się dowie.''
"Zrobiłaś to specjalnie" płaczę. Patrzę na nią, ale ledwo ją widzę przez załzawiony obraz. "Kazałaś nam się do siebie zbliżyć i...."
"Oczywiście, skarbie." czule głaszcze mój policzek. Tym razem wyrywam się jej ze złością i zamieniamy się rolami: teraz to ja przygniatam ją do ściany. Mia rechocze ze mnie, jednocześnie poddaje się każdemu mojemu ruchowi.
"Zniszczę cię za tę noc." obiecuje i oblizuje usta koniuszkiem języka. "Będziesz cierpieć, bardziej niż Louis podczas cięcia."
Wybucham szlochem i robię wielki krok do tyłu. Nic mnie tak nie boli jak fakt, że dopuściłem do tego, że mój Louis się ciął. Że sprawiał sobie ból. Że płakał i patrzył jak jego krew spokojnie spływa kropla po kropli w dół. Mam dosłowną ochotę się za to zabić.
"Daj nam spokój." błagam, ledwo formuję słowa. Moje myśli pracują na wysokich obrotach: gdzie mój Louis, czemu mnie nie szuka, czemu w nas to wszystko wplątał, po co na nowo mnie w sobie rozkochał, dlaczego chciał nas ratować....byłem taki pewny swojej decyzji.
"Nie, dopóki nie dokończę tego co zaczęłam." mówi i odbija się rękoma od ściany. "Do zobaczenia, panie jeszcze Tomlinson."
Wolnym krokiem wchodzi do środka domu. Później znika. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Jednak zostaję na tarasie, jestem cały zziębnięty i zapłakany. Zsuwam się w dół po ścianie i ryczę jak małe dziecko, którego kolorowy zamek, któremu poświęcił godziny swojego dzieciństwa rozsypał się w nieznaczący piach.
Wiedziałem jedno. Nie mogę dopuścić, żeby Lou jeszcze bardziej przez nią cierpiał. Muszę to wszystko zakończyć. Natychmiastowo i bez dwóch zdań.
Muszę go zmusić do rozwodu.

The bed's getting cold and you're not hereOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz