Rozdział XIV

381 32 0
                                    

Zimna noc. Wiatr podmuchuje chwiejące się drzewa. Blask księżyca oświetla pobliską okolice. Dziwny sen. Srebrnowłosy chłopak zmierza w moim kierunku. Z jego pleców wyrastają czarne skrzydła, ociekające smołą. Każdy jego krok niesie zniszczenie. Idzie przez miasto, które ulega jego mocy i zmienia się popiół niesiony na wietrze. Stanął na wprost mnie i wyciągnął swoją prawą dłoń w moim kierunku. W tej chwili poderwałam się z łóżka. Byłam cała mokra. Nie wiedziałam co się stało... Co miał znaczyć ten sen...? Wzięłam moje ciuchy z szafy i poszłam wziąć prysznic. Zdjęłam przepocone ubrania i weszłam do wanny. Na moje szczęście woda była cudowna, gorąca. Napuściłam jej dużo i zanurzyłam się w niej. Dużo myślałam. Już nie pierwszy raz śnił mi się demon. Może to coś znaczy?... Powinnam spytać się o to Lili w końcu wie bardzo dużo na takie tematy... Siedziałam w wodzie aż 2 godziny... 2 godziny?!... Jak?... Wydawało mi się, że spędziłam tam tylko 30 minut, a nie 2 godziny!... Ludzie straciłam poczucie czasu... Szybko się ubrałam w czyste ciuchy. Była godzina 6.37. Lili z Alex'em jeszcze śpią wiec może przygotuje im śniadanie?... Zeszłam do kuchni i zajrzałam do lodówki... Są jajka, jest mleko, w szafce jest mąka. Dobra!... Robię naleśnikiii!... Zabrałam się za przygotowanie ciasta. Trochę mi to zajęło. No zanim znalazłam odpowiednią miskę i inne potrzebne rzeczy. Zaczęłam je smażyć gdy z góry zszedł Alex... Jezu jeszcze w piżamie, jego jasne włosy całkowicie rozczochrane.
- Co tak pachnie?
- Śniadanko.
- Naleśniki?
- Tak, za 10 minut będą gotowe wiec idź obudź Lili.
- Mam znowu wchodzić po schodach?
- Nie marudzić mi tu!
Lekko się uśmiechnęłam i wskazałam mu palcem schody. Nie miał wyboru i ospały ruchem ruszył po schodach. Było słychać jak marudzi pod nosem. Skończyłam już smażyć i przyszykowałam stół. Ustawiłam na nim dżem truskawkowy i jagodowy, nutellę no i oczywiście nie mogło obyć się bez bitej śmietany.
- Cześć Luno!
- Hej Lili.
- Ale to ładnie pachnie.
Dziewczyna siadła przy stole oblizując się na widok naleśników.
- Gdzie Alex?
- Za 10 minut przyjdzie.
- Wystygnie.
Z grymasem na twarzy mruknęłam pod nosem.
- Chodź zaczniemy bez niego.
Dziewczyna powiedział to dosyć radośnie... Chyba zauważyła, że się trochę zdenerwowałam.
- Dobrze.
Usiadłam naprzeciwko niej i zaczęłam smarować naleśnika. Lili wyglądała śmiesznie cała była upaprana bitą śmietaną.
- Lili przypominasz mi takie małe dziecko.
- Czemu?...
- Jesteś taka słodka i nieporadna.
- Hahaha!!!
Zaczęłyśmy się obie śmiać. Nigdy nie miałam przyjaciółki, nie widziałam jak to jest do puki nie spotkałam Lili.
- Mam do ciebie ważne pytanie.
- Tak, Luna?
- Możesz mi dokładniej opowiedzieć o tym Samealu?
- Hmm... a co chcesz dokładniej wiedzieć?
- Jak wygląda i dlaczego jest aniołem śmierci?
- Wiesz Samael ukazuje się pod różnymi postaciami.
- Jakimi?...
Przerwałam dziewczynie. Wiem... powinnam powiedzieć jej o moich snach, ale to chyba za wcześnie.
- Przybiera rozmaite kształty, ale jego prawdziwa forma to anioł z czarnymi skrzydłami. Ma białe włosy co kontrastuje z jego skrzydłami, niektórzy uważają, że są srebrne.
- Aha...
- Wszyscy nazywają go aniołem śmierci, ponieważ pozostawia za sobą śmierć, zniszczenie i pustkę.
- Cześć Luna, część Lili.
Usłyszałyśmy niski męski głos. Obie zamilkłyśmy.
- Coś się stało?
- Nie!
Nagle krzyknęłam razem z Lili.
- Alex ja pójdę się przebiec po parku...
Odrzekłam wstając z krzesła i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Będę około 11 w domu.
Ta kto niby biega przez prawie trzy godziny?!... Musze trochę przemyśleć...


Miłość DemonaOnde histórias criam vida. Descubra agora