Rozdział I

1.2K 68 2
                                    

Stary szpital stojący na rogu głównej ulicy. Wyblakłe mury. Obumarłe drzewa i krzewy. Dziurawy chodnik. Brudne ściany budynku. Zardzewiałe drzwi. Tak wygląda budynek, w którym się obudziłam. Ostatnie co pamiętam to ciemna, mglista noc.
- Luna.
- Tak to ja doktorze.
- Luna mógłbym z tobą porozmawiać?
- Tak oczywiście.
- Proszę powiedzieć czy pamiętasz co się zdarzyło przed wypadkiem?
- Była ciemna noc - opowiem wszystko co pamiętam, może to w czymś pomoże - rozmawiałam z jakimś chłopakiem.
- Pamiętasz jak wyglądał?
- Przepraszam, ale w ogóle go nie pamiętam...
- A o czym rozmawialiście?
- Nic...nic nie pamiętam.
- Aha... Dobrze. Mów dalej.
- Później on sobie poszedł więc stwierdziłam, że wrócę do domu i...
- Luna, nie płacz. Nie musisz się zmuszać do mówienia dalej.
- ...
- Dobrze widzę, że na dzisiaj skończymy.

Było bardzo ciemno, bałam się. Słyszałam różne dźwięki. Wtedy nagle wyjechał samochód. Potrącił mnie. Czułam ból. Dwa dni później obudziłam się przerażona w szpitalu. Lekarze powiedzieli mi, że moja prawa ręka została zoperowana, natomiast lewej dzięki Bogu nic się nie stało.
Godzina 21.56
Chłodny wiatr dostaje się do pokoju, przez szparę w oknie. Księżyc w pełni oświetla okolice. W szpitalu zapadła już cisza. Wszyscy poszli spać. Nagle w pokoju zapanował mroźny chłód.
Obudziłam się. Na oknie siedział chłopak. Byłam sparaliżowana, nie mogłam nic powiedzieć ani się ruszyć. Jego włosy były czarne. Nienaturalnie czarne. Czerń przypominająca krucze pióra. Siedział tyłem do mnie.
- Jak się czujesz?
- Nic mi nie jest.
Przypominał mi kogoś.
- Luna, pamiętasz mnie?
- N...nie...chyba...nie.
Jego głos był taki miły dla ucha.
- Przypomnij sobie.
Nic nie pamiętam. Kurde myśl, myśl!
Zaraz... skąd on zna moje imię?!
- Skąd znasz moje imię?
- Głupiutka, sama mi się przedstawiłaś.
- Kiedy ci się przedstawiałam?
Nic nie pamiętam... Może jak zobaczę jego twarz...
- Luna chcesz zobaczyć jak wyglądam?
- Tak.
Wstał z okna i spokojnym krokiem ruszył do mojego łóżka. Był wysokim chłopakiem. Myślę, że miał około 20 lat. Jego twarz była blada. Na szyi wisiał duży krzyż. Czarny krzyż. Ubrany w czarny płaszcz, wysokie kozaki, i obcisłe spodnie. Na koszuli widniał duży napis, ale nie był on w żadnym znajomym mi języku. Miał trzy kolczyki w prawym uchu i dwa w lewym. Najbardziej jednak w jego wyglądzie wyróżniały się oczy. Piękne pawie oczy. Były wyjątkowe. Takie przejrzyste. To one sprawiały poczucie spokoju.
- Może teraz coś pamiętasz Luno?
Widziałam już go! Czekaj...
- Aaaaaaa!!!
- Luno co się dzieje?
Chwycił mnie za rękę. Przysunął mnie do siebie i przytulił. Nagle jakoś przestałam się bać. Wyglądał tak blado, ale był ciepły.
- Chyba już pamiętasz mnie.
- T..t..tak...
To on! On był tego dnia ze mną. On ze mną rozmawiał.
- Przepraszam Luno, muszę już wracać. Jeszcze do ciebie przyjdę.
Jego głos. Ten piękny głos. Jest w nim tyle spokoju. Właśnie ten głos pamiętam. Ten zrównoważony głos, właśnie odszedł. Powinnam położyć się spać.

Miłość DemonaWhere stories live. Discover now