*****



Z zakupami nie mamy najmniejszego problemu. Z pewnością dlatego, że jak i Harry tak i jak bez słowa wrzucamy do wózka co chcemy. Czasami wymieniamy ukradkowe spojrzenia i na tym koniec.

Ale.

Jedna mała rzecz to zmienia.
Szukam akurat w lodówkach z mrożonkami mojej ulubionej pizzy (hawajskiej z podwójnym serem). Harry odszedł dalej w dział z warzywami i przez moment mam wrażenie, że nie wie nawet gdzie jestem.
"Louis?" odwracam się z nadzieją, że Harry nauczył się na nowo używania mowy. Jednak okazuje się, że to nie on, tylko Liam, mój zastępca. "To znaczy, Doktor Tomlinson. Jak miło cię tutaj widzieć!"
"Oszczędź, Liam. Ciebie też miło widzieć." chichoczę i wpadam w jego uścisk. Przysuwa mnie do siebie z szczerą chęcią i śmieje się mi do ucha. "Jak tam moja klinika? Stoi jeszcze w miejscu?"
"Jeszcze tak." pokazuje mi język i opiera ramiona o rączki wózka. "Nic się nie martw, dobrze sobie radzimy jak na razie. Przeprowadziliśmy wczoraj pierwszą operację bez twojego udziału. Wyszło nieźle, pacjent jest zadowolony."
"Czego operację?" dopytuję się.
"Uszu."
"A to łatwa sprawa." uśmiecham się pogodnie. Staram się wymyślić na szybko jakiś temat do rozmowy, by nie zboczyć na powód dlaczego poszedłem na przerwę, ale....
"Jesteś sam na zakupach?" rozgląda się i zerka do mojego pełnego wózka. "Kaszki dla dzieci? Louis, chcesz mi coś powiedzieć?" śmieje się.
Niech cię szlag, Harry.
"Em, nie." przeciągam "Lubię je...jeść...między, no, posiłkami..."
"Spoko." uspokaja. "A tak na serio to potrzebujesz pomocy? Dasz radę wnieść wszystko sam? Dosyć spore te zakupy."
Nim zdołam odpowiedzieć u mojego boku pojawia się Harry i patrzy na Liama nieodgadnionym wzrokiem.
"Przepraszam bardzo?" Pewnym ruchem chwyta mnie w pasie i ostentacyjnie wrzuca do naszego wózka prezerwatywy.
Wywracam oczami.
"Mogę w czymś panu pomóc?" mówi, po czym zniża minimalnie ton głosu. "Kochanie, znasz go?"
"To mój zastępca, Harry." syczę, wyrywając się spod jego objęcia. Co za człowiek, kurwa. Posesywny pojeb.
"Oh, miło mi cię poznać." Harry wyciąga rękę w stronę Liama i wymieniają się sztywnym potrząśnięciem.
"Liam Payne." przedstawia się cicho. "Ty...."
"Harry Tomlinson." odpowiada dumnie.
I to jest moment w którym Liam wydaje się cholernie zmieszany. Marszczy brwi i pociąga szybko nosem.
"Aha. Nie wiedziałem, że..." odchrząkuje i nastaje chwila ciszy w której Harry nie potrafi powstrzymać małego uśmieszku. "Cóż, będę już lecieć, Louis. Do zobaczenia za niedługo w klinice."
"Do zobaczenia, Liam, pozdrów wszystkich!" wołam za nim, ale nie jestem pewien czy cokolwiek jeszcze do niego dochodzi. Kiedy tracę go z oczu odwracam się na pięcie i ciągnę za sobą wózek.
"Jesteś żałosny!" wybucha Harry, a ja zastanawiam się ile razy mi to jeszcze powie? "Płaszczysz się, bo myślisz, że masz u niego szansę? To mój zastępnik, Louis, tak? Jak możesz tak nisko upaść, jak możesz..."
"Gówno ci do tego kto będzie twoim zastępnikiem!"
To nie są słowa, które naprawdę chcę wypowiedzieć, ale targa mną złość i nie potrafię się opanować.
"A więc jakiś będzie, huh? Tak bardzo chciałeś tej pierdolonej terapii, a prawda jest taka, że już kogoś masz na oku. Cudownie. Bardzo logiczne. Może robisz to specjalnie, by się na mnie zemścić?" wyrywa mi wózek i zatrzymuje się w miejscu. "Przejrzałem cię, chcesz mnie zdradzić podczas terapii, tak?"
"Jesteś głupszy niż kurwa myślałem."
"Przyznaj mi rację!" sprawnym ruchem chwyta mnie za rękę, kiedy mam zamiar odejść w inną alejkę. Spoglądam znudzony na jego rozeźloną twarz. "Chociaż raz, przyznaj się...."
"Masz coś z głową, przyrzekam! Wiesz co mnie śmieszy najbardziej?"
"Co?" pyta niby od niechcenia.
"Że się przejmujesz." jego mina rzednie, kiedy dla odmiany na moich ustach formuje się uśmiech. "Zależy ci."
"Nie zależy."
"Zależy. Inaczej miałbyś to wszystko w dupie." wywracam oczami, przejmując na nowo wózek. Harry stoi nieruchomo w miejscu. "Mam nadzieję, że wszystko wziąłeś, bo idę już do kasy."

Harry nie idzie za mną.



10.10.2015- noc
Gotowy do snu przykryłem się kocem, a na to kołdrą. W domu dalej panowała minusowa temperatura, na co Harry wciąż nic sobie z tego nie robił.
Sięgam do lampki i ją wyłączam. Jestem tak zmęczony, że planuję spać jutro jak najdłużej się da, kto mi zabroni? Może nawet cały dzień, dawno już nie....
"Louis." przerywa moje rozmarzenie głos.
"Harry?" dziwię się. To już drugi raz z rzędu, kiedy nachodzi mnie w nocy. Jeśli znowu chodzi mu o zmianę terapeutki to dosłownie nakopię mu do dupy.
"Mia napisała do mnie, że mamy spróbować razem spać." poświecił komórką przed swoją twarzą. Po chwili czuję jak miejsce obok się ugina, a Harry kładzie się i zwija w kłębek. Moje oczy prawdopodobnie przypominają spodki, kiedy zaczyna wpakowywać się pod moją kołdrę.
"Chyba sobie ze mnie żartujesz, idź po swoją..."
"Twoja jest już ciepła, nie chce mi się."
"Chryste, Harry..." przesuwam się jak najdalej od niego, by go nie dotykać tyłkiem ani stopami. "Jest pierwsza w nocy, co ją naszło?"
"Ciągle nas szpieguje." mruczy. "Śpij, nie gadaj."
"Dlaczego miałaby dodawać nam zadanie, skoro ustaliliśmy, że mamy jedno wyzwanie na każde spotkanie..."
"Śpij."
"Harry."
"Dobranoc."
Wzdycham w poduszkę. Może...może to faktycznie jest odpowiedni moment na następny krok.
"Dobranoc." szepczę.
Jeśli wiem, że nie potrafię z nie wiadomych powodów zasnąć, zdecydowanie odrzucam myśl, że to przez ciepły oddech Harry'ego na moim karku.

The bed's getting cold and you're not hereWhere stories live. Discover now