06.

5.7K 391 372
                                    


Od kilku dni, właściwie odkąd mama wyjechała, po lekcjach wracam do domu razem z Louisem. W szkole nawet miło nam się rozmawia. Dowiedziałem się o Tomlinsonie dużo rzeczy. Między innymi, w Wigilię, czyli za jakieś dwa miesiące miał skończyć osiemnastkę; od dziecka mieszkał w Doncaster, ale musiał się tu przeprowadzić z powodów rodzinnych. Odkryłem, że jesteśmy kompletnymi przeciwieństwami z mnóstwem podobieństw. Na przykład, on woli spokojniejszą muzykę, ja również. Ale on lubi sport i adrenalinę, ja - ciszę i spokój. Spokojna muzyka i adrenalina? Totalne wariactwo.
Ale też dużo nas łączy. Oboje lubimy czytać, oglądać filmy fantasty oraz każdy z nas opowiada beznadziejne żarty. Można powiedzieć, że między nami tworzyła się nowa więź. To nie była przyjaźń, byliśmy dobrymi kumplami.

W ciągu tych kilku dni dzięki niemu nawet kilka razy się uśmiechnąłem, i to szczerze.

Utkwiłem wzrok w kamieniach i liściach, spadających z drzew. Nagle dobiegł mnie cichy głos szatyna:

- The pieces of us both under every city light. And the shining as we fade into the night... - śpiewał.

Uśmiechnąłem się pod nosem.

- Gdy opowiadałeś mi o sobie, nie mówiłeś, że śpiewasz - odezwałem się cicho, co chyba zszokowało chłopaka.

- Słyszałeś to? - spytał, jakby z przerażeniem w głosie.

- Owszem.

- Boże... - jęknął.

- Wracając do tematu, nie mówiłeś, że śpiewasz.

- Harry, proszę cię - zajęczał.

- Naprawdę masz ładny głos - stwierdziłem.

- Ta...

Zachichotałem cicho. Po niedługim czasie dotarliśmy na nasze osiedle. Skierowałem się w stronę swojego domu, ale zatrzymał mnie Louis, zaciskając palce na moim nadgarstku. Ścisnął akurat w miejscu, gdzie była rana. Syknąłem i wyrwałem mu moją rękę.

- Przepraszam - zdziwił się moją reakcją na jego dotyk.

- W porządku.

- Wiesz, pomyślałem, że może... chciałbyś dziś u mnie... przenocować? - spytał. Zamurowało mnie. - W sumie, moja mama ucieszyłaby się, bo naprawdę cię polubiła.

- L-Louis... - westchnąłem. - Nie wiem.

- Proszę - błagał, robiąc oczy smutnego szczeniaka. Wiedział, że tym mnie przekona.

- Louis, nie patrz tak na mnie - zachichotałem.

- A będziesz u mnie dziś spał?

- Ja... - zastanowiłem się. - No... okay. Wygrałeś.

Szatyn podszedł do mnie i objął mój tors. Zrobiło się niezręcznie.

- L-Louis... - szepnąłem. - Ja... Um... - zmieszałem się. - Pójdę po jakieś swoje rzeczy. Zaraz do was przyjdę.

***

- Harry, zjedz więcej - zachęcała mnie matka Louisa, gdy odsunąłem od siebie talerz ze spaghetti.

Pokręciłem przecząco głową, wytarłem usta serwetką i oparłem się o tył krzesła.

- Harry, proszę - błagała.

- Ja już naprawdę nie zjem - odezwałem się. - Jest bardzo dobre, ale nie mogę.

- Harry, zauważyłam, że ty bardzo mało jesz, prawie wcale tego nie robisz - zwróciła mi uwagę kobieta.

Stop, Honey || Larry Stylinson FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz