Od kilku dni, właściwie odkąd mama wyjechała, po lekcjach wracam do domu razem z Louisem. W szkole nawet miło nam się rozmawia. Dowiedziałem się o Tomlinsonie dużo rzeczy. Między innymi, w Wigilię, czyli za jakieś dwa miesiące miał skończyć osiemnastkę; od dziecka mieszkał w Doncaster, ale musiał się tu przeprowadzić z powodów rodzinnych. Odkryłem, że jesteśmy kompletnymi przeciwieństwami z mnóstwem podobieństw. Na przykład, on woli spokojniejszą muzykę, ja również. Ale on lubi sport i adrenalinę, ja - ciszę i spokój. Spokojna muzyka i adrenalina? Totalne wariactwo.
Ale też dużo nas łączy. Oboje lubimy czytać, oglądać filmy fantasty oraz każdy z nas opowiada beznadziejne żarty. Można powiedzieć, że między nami tworzyła się nowa więź. To nie była przyjaźń, byliśmy dobrymi kumplami.W ciągu tych kilku dni dzięki niemu nawet kilka razy się uśmiechnąłem, i to szczerze.
Utkwiłem wzrok w kamieniach i liściach, spadających z drzew. Nagle dobiegł mnie cichy głos szatyna:
- The pieces of us both under every city light. And the shining as we fade into the night... - śpiewał.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Gdy opowiadałeś mi o sobie, nie mówiłeś, że śpiewasz - odezwałem się cicho, co chyba zszokowało chłopaka.
- Słyszałeś to? - spytał, jakby z przerażeniem w głosie.
- Owszem.
- Boże... - jęknął.
- Wracając do tematu, nie mówiłeś, że śpiewasz.
- Harry, proszę cię - zajęczał.
- Naprawdę masz ładny głos - stwierdziłem.
- Ta...
Zachichotałem cicho. Po niedługim czasie dotarliśmy na nasze osiedle. Skierowałem się w stronę swojego domu, ale zatrzymał mnie Louis, zaciskając palce na moim nadgarstku. Ścisnął akurat w miejscu, gdzie była rana. Syknąłem i wyrwałem mu moją rękę.
- Przepraszam - zdziwił się moją reakcją na jego dotyk.
- W porządku.
- Wiesz, pomyślałem, że może... chciałbyś dziś u mnie... przenocować? - spytał. Zamurowało mnie. - W sumie, moja mama ucieszyłaby się, bo naprawdę cię polubiła.
- L-Louis... - westchnąłem. - Nie wiem.
- Proszę - błagał, robiąc oczy smutnego szczeniaka. Wiedział, że tym mnie przekona.
- Louis, nie patrz tak na mnie - zachichotałem.
- A będziesz u mnie dziś spał?
- Ja... - zastanowiłem się. - No... okay. Wygrałeś.
Szatyn podszedł do mnie i objął mój tors. Zrobiło się niezręcznie.
- L-Louis... - szepnąłem. - Ja... Um... - zmieszałem się. - Pójdę po jakieś swoje rzeczy. Zaraz do was przyjdę.
***
- Harry, zjedz więcej - zachęcała mnie matka Louisa, gdy odsunąłem od siebie talerz ze spaghetti.
Pokręciłem przecząco głową, wytarłem usta serwetką i oparłem się o tył krzesła.
- Harry, proszę - błagała.
- Ja już naprawdę nie zjem - odezwałem się. - Jest bardzo dobre, ale nie mogę.
- Harry, zauważyłam, że ty bardzo mało jesz, prawie wcale tego nie robisz - zwróciła mi uwagę kobieta.
CZYTASZ
Stop, Honey || Larry Stylinson Fanfiction
FanfictionSiedemnastoletni Harry nie miał w życiu łatwo. Wiele razy żartowało sobie z niego i dawało w kość. Wszystko zaczęło się powoli zmieniać, kiedy poznał Louisa. Czyli opowieść o dwójce nastoletnich przyjaciół, ich problemach i powoli rozwijającym się...