Start

251 20 6
                                    


Jared

Wiedziałem, że działo się coś niedobrego. Shannon był jaki był, ale zawsze dotrzymywał słowa. Gdyby miał się spóźnić, dowiedziałbym się o tym jako pierwszy. Mój braterski instynkt podpowiadał, że zdecydowanie coś nie było okay. Od dobrej godziny, bezskutecznie dobijałem się do drzwi jego domu. Jeśli nie było go w domu to gdzie przepadł? Olewanie mnie przez ostatnie dni czy zbywanie mnie głupimi docinkami mogłem jakoś znieść. Rozumiem, potrzebował chwili przerwy od przebywania w moim towarzystwie. Ludzie mówią, że bywam zbyt intensywny i czasami powinienem przystopować. Shannon był moim przeciwieństwem. Typem człowieka, który cenił niezależność i gdy spędzał za dużo czasu z ludźmi, zamykał się w swoim mieszkaniu, skupiając uwagę wyłącznie na samym sobie. Nie potrafiłem jednak zrozumieć dlaczego za każdym razem gdy udało mi się do nie dodzwonić był taki agresywny. Tak jakby za wszelką cenę chciał się ze mną pokłócić. Zaczynał mi przypominać tego samego Shannona sprzed kilku lat. Nigdy nie sądziłem, że przeszłość tak szybko do nas powróci, ale za każdym razem gdy ta głupia myśl pojawiała się w mojej głowie, starałem się odganiać ją najszybciej jak tylko potrafiłem. Tamtego Shannona nie ma, a ja jestem świadkiem zmian jakie przeszedł mój brat w ciągu ostatnich lat. Nie było szans by wrócił do starego stylu życia. Tamten Shannon już dawno został pogrzebany. Usłyszałem dzwonek swojego telefonu.

-I jak Tomo? Masz jakieś informacje od mojego kochanego braciszka? - przysiadłem na schodach głowiąc się gdzie mógł się udać. Przodem buta kopnąłem mały kamyczek, który pałętał się pod moimi stopami. Spojrzałem w niebo, zanosiło się na burze. Granatowe chmury nie wróżyły niczego dobrego. Byłem już dosłownie wszędzie dlatego znalazłem się raz jeszcze pod jego drzwiami. Chciałem spróbować ostatni raz. W tym momencie straciłem wszelkie nadzieję na odnalezienie go dzisiaj. Czułem, że jestem krok od załamania się. Shannon gdzieś mi się zgubił i chciałem podjąć wszelkich możliwych szans by go odnaleźć, zanim zadzwonię do naszej mamy.

-Niestety nie - odparł Tomo. W jego głosie było słychać zdenerwowanie i roztargnienie. Shannon
w końcu był dla niego jak brat. Rozumiałem przez co przechodził. Jeśli Tomo się martwił to faktycznie coś było na rzeczy - i co teraz?

-Podjadę do Emmy. Czuję, że nie powiedziała mi wszystkiego. Musi coś wiedzieć. Gówno mnie obchodzą jakieś paluszki przyjaźni. W ogóle jak to brzmi? Paluszki przyjaźni, gówno prawda - przekląłem pod nosem - to mój brat i nikt nie wie gdzie jest. Przecież to człowiek a nie jakaś mucha czy balon. Przecież nie wyparował od tak. Będę ją męczył tak długo aż w końcu coś powie - warknąłem zmierzając w stronę swojego samochodu.

-Okey. Spotkajmy się w takim razie pod domem Emmy - zaproponował - Jared.

-Co?

-A co z Lily? - zapytał gdy odjeżdżałem z piskiem opon z podjazdu, mając gdzieś kierowcę, który mnie własnie strąbił. To było doskonałe pytanie. Co z Lily.

***

Lily

-Do cholery jasnej Jared! - krzyczałam do komórki telefonu. Wyobrażałam sobie jak Jared odciąga od ucha telefon i czeka aż się uspokoję by móc ze mną rozmawiać - jeśli zaraz mi nie powiesz co się z wami dzieje i gdzie jest Shannon to jak Boga kocha zadzwonię na policję!

Robiłam wszystko byleby nie podnosić tonu i nie krzyczeć, ale nie byłam w stanie opanować negatywnych emocji. Wszyscy wiedzieli co się działo, jednak nikt nie miał zamiaru ani odwagi powiedzieć mi co się dzieje. Jared musiał wiedzieć gdzie jest Shannon, ale jak zwykle go bronił! Młodszy lojalny kłamliwy braciszek.

-Lily, sto razy tłumaczyłem Ci, że nie mam pojęcia. Będziesz pierwszą osobą, która dostanie ode mnie wszystkie informacje, ale w tej chwili nie mogę Ci powiedzieć nic innego. Jedziemy z Tomo do Emmy, może ona wie co się z nim dzieje.

-I jeszcze musiałeś wplątać w to biedną Emmę. Inteligencja pięciolatka. Spodziewałam się czegoś więcej od Ciebie! Jeżeli nie miałeś odwagi powiedzieć mi prosto w twarz co się z nim dzieje to chociaż teraz przestań mnie okłamywać i mi powiedz...co się do cholery stało!? Jestem człowiekiem, jeśli to jakiś pieprzony żart to obiecuję Ci, że słowem się do was nie odezwę, co ja mówię. Słowem się do WAS nie odezwę - zaakcentowałam. Coś śmierdziało, ale jeszcze nie wiedziałam co.

-Lily muszę kończyć. Jak tylko czegoś się dowiem, zadzwonię do Ciebie - powiedział cicho.

-Ani się waż... - zaczęłam jednak nie zdążyłam dokończyć gdyż Jared się rozłączył - rozłączył się! - wydarłam się po raz kolejny - rozłączył się! - nie wytrzymałam i rzuciłam się w stronę tablicy korkowej, która od kilku miesięcy wisiała dumnie na ścianie, wypełniona fotografiami i pamiątkami, które udało mi się zgromadzić w ciągu mojego dotychczasowego pobytu w Los Angeles. Zerwałam ją ze ściany i rzuciłam o podłogę. Niemal wszystko co na niej było, porozsypywało się po panelach. Dopiero siadając w tym bałaganie zorientowałam się, że płaczę. Łzy spływały po moich zaczerwienionych policzkach, chłodząc trochę moją rozpaloną skórę. Obok mnie leżały zdjęcia, w większości zrobione przeze mnie za pomocą aparatu lomo, który otrzymałam w prezencie od Shannona. Ostatnia fotografia, nieco wygnieciona, przedstawiała uśmiechniętego perkusistę z parą swoich ulubionych okularów przeciwsłonecznych. Nigdy się z nimi nie rozstawał. Chwytając zdjęcie załkałam jeszcze głośniej, przyciągając do ust rękaw wyciągniętego szarego swetra.

To zdjęcie zostało zrobione na plaży, w naszym ulubionym miejscu. Na starym, zapomnianym przez czas molo, na którym przesiadywaliśmy w ciepłe dni, gdy Shannon przyjeżdżał po mnie po ciężkim dniu w pracy.

To ja zrobiłam to zdjęcie a teraz nie wiedziałam gdzie jest Shannon. Nie wiedziałam co się z nim działo, nie wiedziałam kiedy tak bardzo się ode mnie oddalił. Moje uczucia nie miały dla niego znaczenia.

...

Tak, tak, tak!

Tak jak mówiłam, zapowiadałam, obiecałam bla bla bla opowiadanie o przygodach Lily w słonecznym LA wróciło!

Zapraszam wszystkich bardzo serdecznie!


Try and stop meWhere stories live. Discover now