Rozdział 16

6.6K 506 66
                                    

Po powrocie do Seulu zaczął się dla mnie okropnie ciężki okres. Każdy dzień spędzałam w towarzystwie przyszłej teściowej, co w sumie nie było takie straszne, ale zawszę szła z nami moja mama i młodsza siostra. Jako kobiety powinny pomóc mi we wszystkich sprawach związanych ze ślubem i bardzo się w to angażowały. Zdecydowanie bardziej niż ja. Rozmowy o kwiatach, ozdobach w kościele, weselu potrafiły prowadzić przez kilka godzin bez przerwy.

- Może białe lilie?- zaproponowała moja mama kiedy jechałyśmy samochodem pani Kim. Nadszedł dzień wyboru sukienki przez co nie mogłam w nocy spać. Miałam jakąś dziwną tremę.

Kiedy usłyszałam propozycję mamy co do kwiatów o mało co nie zakrztusiłam się powietrzem. Lilie to jedyne kwiaty na które miałam uczulenie. Wystarczył tylko jeden kwiat, jego intensywny zapach, a zaczynałam się dusić i psikać jak opętana.

- Lilie?- zdziwiła się pani Kim.- Ja szczerze mówiąc myślałam o białej Estomie... A ty jak myślisz AhYeon?

Nie chciałam brać w tym udziału. Chciałam aby wszystko załatwiły same nie pytając mnie nawet o zgodę, ale jakoś tak odpowiedź sama wyrwała się z moich ust.

- Białe tulipany wyglądałyby pięknie.

Kątem oka zauważyłam jak moja mama nerwowo poprawia się w fotelu. Nie podobało się jej to, że wybrałam nie to co ona. Mama chciała aby wszystko było wystawne, eleganckie, warte majątek, a ja tak naprawdę marzyłam o skromnej ceremonii, sukience i małym gronie najbliższych. Niestety wiedziałam, że ten ślub będzie wydarzeniem całego Seulu, a może i nawet całej Korei Południowej. Pani Kim rozumiała jakie rzeczy mi się podobają i starała się wpasować w mój gust, moja mama natomiast nie myślała o moim zdaniu tylko swoim.

Weszłyśmy do olbrzymiego salonu sukien ślubnych gdzie z każdej strony otaczały mnie wystawne tiule, satyny, koronki i brylantowe naszyjniki. Od razu z zaplecza wyskoczyły dwie ekspedientki gotowe w każdej chwili nam doradzić. Wszystkim zajęła się pani Kim więc ja miałam chwilę aby rozejrzeć się dookoła. Sklep oczywiście był elegancki i ekskluzywny. Podejrzewałam, że sukienki kosztowały tam mniej więcej tyle co nowe auto, ale nie pozwolono mi pytać o cenę. Sukienka miała być prezentem dla mnie więc miałam ją tylko sobie wybrać i nie pytać o szczegóły. Meble dookoła obite były czerwonymi materiałami, drewniane szafki, kontuary z ciemnego, ciężkiego drewna, wszelkie inne dodatki były pozłacane. Wystrój mnie zbytnio nie zachwycił, ale sukienki wiszące na manekinach robiły pozytywne wrażenie.

Po pewnej, niezbyt długiej chwili zostałam zaprowadzona przez sztucznie uśmiechniętą kobietę do dużej przymierzalni. Kazała mi stanąć na podeście, zasłoniła za mną kotarę przed którą znajdowały się obie kobiety, które ze mną przyszły. Byłam zdziwiona tym, że nie mogłam najpierw przejrzeć katalogu z sukienkami tylko od razu zmusili mnie do przymierzania.

Kiedy zobaczyłam pierwszą sukienkę wiedziałam, że to nie to. Przymierzyłam ją, ale nie czułam się w niej dobrze. Nigdy nie podobały mi się suknie „bezy", a ta właśnie taka była. Jej gorset był bardzo dopasowany, mocno zaciśnięty sprawiając, że lada moment mogłam się przewrócić nieprzytomna na ziemię z powodu braku tlenu. Jej spód składał się chyba z miliona warstw tiulu, który kompletnie nie przepuszczał powietrza, w pasie przepasana była grubą różową wstążką, która nie pasowała do całości.

Kotara oddzielająca mnie od pani Kim i mamy została rozsunięta. Kobiety popijały kawę z porcelanowych filiżanek i przeglądały katalogi z butami i bukietami ślubnymi. Ku mojej wielkiej uldze, obie zgodnie stwierdziły, że sukienka nie leży dobrze. Bałam się, że któraś z nich będzie próbowała mnie namówić na tą sukienkę, a ja nie będę umiała im odmówić i skończę jako ohydna, różowawa beza pokracznie krocząca przez kościół.

Not DeservedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz