5

1.1K 91 0
                                    

Tytuł: Niewłaściwy ruch

Pairing: Larry Stylinson, Hick Gryles

Ilość rozdziałów: 15 + 2 dodatki

Ilość słów: na chwilę obecną 6212

Opis: Louis zakochuje się w chłopaku swojego najlepszego przyjaciela.

Czy znajdzie w sobie dość siły, by zwalczyć tę miłość? A może będzie wolał poświęcić długoletnią przyjaźń?

Jeden niewłaściwy ruch, a straci wszystko.

Ilość słów942

Pamiętam, że czytał jeszcze wiersz "Jeśli są jakieś nieba" i "Godziny wznoszą się". Zasnąłem chyba w połowie tego drugiego.

Kiedy przebudziłem się rano, na nocnym stoliku paliła się lampka. Harry musiał ją zapalić, zanim wyszedł z mojego pokoju.

Przypomniałem sobie jego głos i zrobiło mi się tak przyjemnie, że uśmiechnąłem się, przykryłem głowę kołdrą i już prawie zasypiałem, kiedy przed oczami stanął mi wczorajszy wieczór - wypadek, szpital, lęk o życie siostry.

Obudził się we mnie niepokój o Lottie. Zerwałem się i pobiegłem do sypialni rodziców. Miałem nadzieję, że przynajmniej jedno z nich wróciło do domu, gdy spałem. Ich łóżko było jednak pościelone.

Wracałem się właśnie po telefon, kiedy usłyszałem zajeżdżający przed dom samochód. Podbiegłem do frontowego okna i wyjrzałem na zewnątrz. Zanim zdążyłem cokolwiek zobaczyć, znikł w garażu.

Dwie minuty później matka i ojciec byli już w domu. Oboje wyglądali na zmęczonych, lecz uśmiechali się. Odetchnąłem z ulgą.

- Jak ona się czuje?

- Dobrze - odparła mama.

- Nie wiem nawet, czy nie za dobrze - dodał ojciec. - Roznosi szpital w szwach.

Znając moją siostrę, wiedziałem, że tata przesadza tylko trochę.

- Cała Lottie - powiedziałem i roześmiałem się, po czym podszedłem do niego i przywitałem się. Nie widzieliśmy się od trzech dni.

- A ty? - Mama przyjrzała mi się. - Martwiłam się o ciebie. Wczoraj w szpitalu nie wygladałeś najlepiej.

- Ale, tak jak mi kazałaś, zjadłem kolację i położyłem się spać, a wcześniej łyknąłem tę cholerną aspirynę... nawet dwie cholerne aspiryny i teraz czuję się świetnie.

Ojciec popatrzył na mnie trochę zgorszony moim językiem, ale widząc, że ja i mama mrugamy do siebie porozumiewawczo, machnął ręką.

Zjedliśmy razem śniadanie, a potem ustaliliśmy, że rodzice się prześpią, a ja w tym czasie pojadę do szpitala do Lottie.

Wróciłem do swojego pokoju i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to tomik wierszy Cummingsa. Był taki sam, leżał na nocnym stoliku, w tym samym miejscu co zawsze, a jednak wydawał mi się jakoś inny. Wziąłem go do ręki i trzymałem przez chwilę. Otworzyłem go na chybił trafił i, oczywiście, trafiłem na "Jechała moja miłość...". Nic dziwnego - tak często czytałem ten wiersz, że książka zawsze otwierała się w tym miejscu.

Przypomniałem sobie głos Harry'ego, męski, a jednocześnie miękki i ciepły, i uśmiechnąłem się. Stałem akurat na wprost lustra i zauważyłem ten uśmiech. I w ogóle mi się nie spodobał. Za dużo w nim było rozmarzenia, za dużo jakiejś nieokreślonej tęsknoty.

Zacząłem się zastanawiać, czy kiedykolwiek uśmiechałem się w ten sposób, kiedy myślałem o swoim chłopaku. Bardzo lubiłem Stana, znaliśmy się od trzech lat i nawet nie potrafiłbym dokładnie uchwycić tego momentu, kiedy staliśmy się parą. Wydaje mi się, że to inni zaczęli widzieć w nas parę, a my po prostu zaakceptowaliśmy ten stan rzeczy. Nigdy jednak nie oszukiwałem ani siebie, ani jego, że jestem w nim zakochany, i wiedziałem, że Stan nie będzie tym jedynym w moim życiu.

Wierzyłem, że miłość to coś więcej niż tylko kogoś bardzo lubić i spędzać miło czas w jego towarzystwie. Teraz, stojąc przed lustrem, czułem mgliście przedsmak tego, czym może być.

Tylko że ja nie mogłem sobie pozwolić na to uczucie. Musiałem zdusić je w zarodku.

Wczorajszy dzień był szczególny. Po tym, co przeżyłem, po ciągnących się w nieskończoność minutach lęku o życie Lottie, miałem prawo reagować dziwnie, ale to było wczoraj. Dzisiaj sytuacja wróciła do normy i nie powinienem się uśmiechać na myśl o Harrym, nakazałem sobie i kiedy tym razem popatrzyłem w lustro, na mojej twarzy nie było już śladu rozmarzenia.

I nie powinieneś tak czule dotykać tej książki, skarciłem się w duchu, po czym cisnąłem biednym Cummingsem tak gwałtownie, że serce podskoczyło mi w piersi ze strachu, że zniszczyłem mój ukochany stary tomik.

Harry był chłopakiem mojego najlepszego przyjaciela i nie mogłem sobie pozwolić na to, żeby myśleć o nim inaczej. Owszem, miałem prawo go lubić; to nawet dobrze, jeśli lubimy partnerów swoich przyjaciół, ale na tym koniec.

Poszedłem do łazienki, żeby się wreszcie porządnie wykąpać. Kiedy woda leciała do wanny, próbowałem myśleć o różnych rzeczach - o tym, że wieczorem spotkam się z Stanem, i jak zwykle w sobotę, pójdziemy do kina, o tym, że powinienem wziąć ze sobą do szpitala kilka książek z pokoju Lottie, żeby mieć jej co czytać, i o tym, że to dziwne, że Nick znalazł sobie chłopaka, który czyta Cummingsa, skoro on nie znosi poezji.

Kiedy złapałem się na tym, że moje myśli znowu zawędrowały do Harry'ego, postanowiłem wejść do wanny i nie myśleć w ogóle o niczym. Wsadziłem jedną nogę i natychmiast ją cofnąłem. Woda była potwornie gorąca. Co gorsza, wanna była pełna, więc żeby dolać zimnej, należało spuścić trochę tego ukropu. Ale żeby to zrobić, trzeba było wsadzić do niego rękę i wyjąć zatyczkę, a na to nie miałem najmniejszej ochoty.

Postanowiłem poczekać trochę, aż wystygnie, i wróciłem do swojego pokoju.

I co zrobiłem, kiedy się w nim znalazłem? Wziąłem do ręki tomik wierszy. Zastanawiałem się, czy nie postawić go na półce, żeby przynajmniej na jakiś czas uniknąć niepożądanych skojarzeń, ale nie mogłem się na to zdobyć.

Zresztą niby dlaczego miałbym to zrobić, pomyślałem. To bez sensu, żeby Bogu ducha winny Cummings wylądował na półce tylko dlatego, że przypadkiem chłopak mojego przyjaciela też lubi jego wiersze.

Kiedy odkładałem książkę na nocny stolik, uświadomiłem sobie, że przecież Nick nie wie jeszcze, co stało się wczorajszego dnia, chyba że Harry zadzwonił do niego dzisiaj i o wszystkim opowiedział. Nie przypuszczałem, żeby telefonował do niego wczoraj po wyjściu ode mnie; było już zbyt późno. Nie zastanawiając się, chwyciłem telefon i wybrałem jego numer. Dopiero po czwartym sygnale przypomniałem sobie, że Nicka nie ma w domu. Miał w czasie weekendu wyjechać z rodzicami w góry na narty.

Wróciłem do łazienki, zacisnąłem zęby i wsadziłem rękę do ukropu, żeby wyjąć zatyczkę.

Niewłaściwy ruchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz