Rozdział 1

5.4K 283 7
                                    

Anabel po raz kolejny podskoczyła w uniesieniu. Cały dzisiejszy poranek cieszyła się z powrotu do szkoły. Jako jedna z większości uczniów miała tą szansę, aby wakacje spędzić z rodziną. Jak to zawsze powtarzała rodzina jest tylko jedna. I miała rację. Ja moją straciłam bardzo dawno, ale wciąż czułam ból po utracie bliskich. Kiedyś, co noc śniły mi się ich roześmiane twarze, ale to było dawno. W tej chwili nie byłam nawet pewna czy jestem w stanie sobie ich przypomnieć.

Rzuciłam okiem na An. Pamiętałam, jak na początku naszej znajomości tłumaczyła mi, że nie znosi, gdy ktoś mówi do niej pełnym imieniem. Potrafiła być na mnie obrażona nawet kilka tygodni, gdy czasami się zapominałam. Teraz byśmy najlepszymi przyjaciółkami. Nic nie zbliża do siebie ludzi, jak mieszkanie w jednym pokoju przez cały rok szkolny.

Razem z An i resztą uczniów uczęszczających do tej szkoły mieszkaliśmy w internacie przez dwa semestry roku. Szkoła ta była trochę nie codzienna, bo nauka tu trwała pięć lat. Nie każdy mógł się do niej dostać. Były tu niepisane reguły, jak i pewne wymagania. Chodziły tu dzieciaki z różnych sfer społecznych. Od bogatych do biednych, od normalnych do nastolatków z problemami i ja dzieciak bez rodziny. Nie do końca byłam pewna, czemu mnie przyjęli, ale czy była to jakaś różnica? Jedno, co wiedziałam na pewno to, to, że dom dziecka, w którym się znajdowałam dostał pokaźną ofertę, co do wysyłki swoich wychowanków do elitarnej szkoły. Nie znałam szczegółów, ale oprócz mnie z tej dziury zwanej,, domem " przyjęto jeszcze dwoje uczniów.

Chrisa i jego siostrę przyjęli z otwartymi ramionami. Ja byłam tylko dodatkiem do pakietu. Westchnęłam.
-Miriam......Mirtis słyszysz mnie? - Przyjaciółka darła mi się wprost do ucha, machając przy tym mi przed twarzą. Wybudziłam się z transu.

- Słyszę, słyszę. Nie jestem głucha, a teraz gdybyś mogła tak przestać się drzeć to byłabym bardzo wdzięczna.- An jak zwykle przewróciła oczami i podbiegła do swojej walizki rozpakować się. Nie trwało to długo, gdy blondynka odwróciła się do mnie z rozmarzonym wzrokiem. Prawie bym zapomniała. An jest piękną blondynką o smukłej talii jak osa i nogach, za które niektóre dziewczyny dałyby się zabić. Często wyraz jej twarzy przypomina anioła, który zbłądził gdzieś z nieba. Zazdrościłam jej tego, ale też się cieszyłam, że nie jestem jak ona. Bo przez to też często ludzie nie traktowali jej poważnie. Skupiłam się na knującym jakiś spisek wyrazie twarzy An. W końcu z przebłyskiem triumfu spojrzała na mnie.

- Wiesz, co? Tak sobie myślę, że jutro jest rozpoczęcie roku. A wiesz, co w tym wszystkim jest najlepsze? - Zapytała mnie zaczepnie przyjaciółka. Aż bałam się odpowiedzieć na jej pytanie.

- No, co? - Rzuciłam niby to od niechcenia.

- NKwS po raz kolejny otwiera swoje progi dla wybranych. - Pisnęła zachwycona.

NKwS w skrócie to Najprzystojniejszy Klub w Szkole. Drugi raz, a właściwie trzeci odkąd tu jestem będzie poszukiwał nowych chętnych do swojej paczki. Rok w rok na początku każdego pierwszego semestru ich lider wybiera kolejnych nowych członków. Nic dziwnego, że An była tak podniecona. Pewnie, jak co roku liczyła, że może w końcu ją wybiorą, choć z każdym rokiem jej szanse malały. Chłopak o imieniu Zack zawsze wybierał raczej pierwszoroczniaków na kandydatów. Nigdy nikogo starszego. Ostatnimi, których przyjęli byli to właśnie Chris i jego siostra. Nie wiedziałam, co było w nich innego niż reszta, ale widocznie czymś się wyróżniali.

-Oj dobrze wiesz, że nic z tego... An to nie nasza liga. Nie jesteśmy tacy jak oni. - Przyjaciółka westchnęła zrezygnowana.
- Ale wiesz może w końcu szczęście się do nas uśmiechnie.- Tak. Marzenie ściętej głowy. Patrzyłam, jak upycha walizkę do szafy i zatrzaskuje resztę szuflad. Z zadowolonym mruknięciem umościła się na łóżku i patrzyła głupkowato w sufit. W końcu nie wytrzymałam i zaczęłam się z niej śmiać. Spojrzała na mnie spod byka i też nie wiedzieć, czemu zaczęła się śmiać.

- Brakowało mi ciebie w te wakacje. Szkoda, że nie zgodzili się abyś pojechała ze mną. - Nie chciałam odpowiadać. An dobrze wiedziała, że rozdrapywanie ran tylko bardziej boli. Na koniec roku szkolnego miałam jechać z nią i jej rodziną na wakacje, ale zarząd szkoły i sierociniec nie zgodzili się. Tak, więc całe wakacje spędziłam na zwiedzaniu zakamarków szkoły. Jako jedna z nielicznych miałam tak nieudane ferie letnie. Oprócz mnie w internacie zostało jeszcze troje osób, ale nie wysiliłam się, aby się z nimi zapoznać. Nawet Chris i Beth (bo tak miała na imię siostra Chrisa) wyjechali stąd na dwa miesiące wolnego. Ponoć odnalazła się ich dawno zapomniana krewna, która się nimi teraz prawnie opiekuje. Ja chyba po prostu miałam jak zwykle ogromnego pecha.
Nie przerwałam ciszy pomiędzy nami dopóki An nie podniosła się z łóżka.

- Też mi ciebie brakowało. - Wydukałam onieśmielona jej spojrzeniem. Rzuciła się na mnie przytulając i dając pocieszenie, którego tak bardzo ostatnio potrzebowałam.

- Jutro rozpoczęcie i nie wiem, jak ty, ale ja już jestem trochę zmęczona. Chyba pójdę do łazienki, a potem spać. - Stwierdziła markotnie.

- Tak, masz rację. Też jestem już trochę zmęczona, a jutro wielki dzień.- Uśmiechnęłyśmy się do siebie. Tak, zdecydowanie.

Jutro wielki dzień.




ŻniwiarzeWhere stories live. Discover now