.02

193 26 2
                                    

 - Jak mama i Alice? Dogadujecie się?

Parsknęłam w telefon zamykając kolejne pudełko z pizzą i podając je Evanowi, który był naszym dostawcą. Tradycyjnie puścił mi oczko, kolejny raz próbując uskutecznić swój nieudolny podryw, na co uśmiechnęłam się krzywo. Poprawiłam urządzenie które przytrzymywałam sobie ramieniem i skreśliłam wykonane zamówienie z listy.

- Obawiam się, że nie.

- Na pewno w końcu wasze stosunki się polepszą.

Rzuciłam żółty firmowy długopis gdzieś w kąt i obróciłam się widząc, że ktoś zajął miejsce przy jednym ze stolików.

- Tak, na pewno. Muszę kończyć tato, mam klientów. Pa.

Rozłączyłam się nawet nie czekając na odpowiedź. Szukanie pracy rozpoczęłam już na drugi dzień po przyjeździe, bo miałam dość Caluma spędzającego połowę dnia u Alice. Dodatkowo denerwowała mnie jakakolwiek wzmianka o weselu, więc desperacko przeglądałam ogłoszenia i w końcu doszukałam się czegoś co pozwoliło mi na legalne i bezpretensjonalne spędzanie ośmiu godzin dziennie poza domem.

Praca w pizzerii nie była zbytnio wymagająca i mogłam do niej dojeżdżać rowerem. W kuchni pracował Thomas, który był moim znajomym jeszcze z czasów podstawówki. Teraz był łysym, dobrze zbudowanym mężczyzną który robił najlepszą pizzę w promieniu kilku mil i wesoło umilał mi czas podczas przerw, które miałam pomiędzy poszczególnymi klientami.

Wychodząc na salę zostawiłam telefon pod barem i gdy tylko rozpoznałam jedną z osób przy stoliku miałam ochotę wbiec do kuchni i schować się choćby w piekarniku. Niestety grupka czterech mężczyzn zauważyła mnie, a ja przybierając wyćwiczoną przez ostatni tydzień pozę uśmiechnęłam się do Caluma całkowicie nieszczerze. Nie do wiary, że nie mógł zrozumieć że nie mam ochoty na spotykanie go częściej niż podczas moich wieczornych podróży do lodówki, o ile przebywał z Alice akurat w jadalni lub salonie.

- Witam w The pizza box, co podać? - spytałam wyciągając z fartuszka notatnik i kolejny z firmowych długopisów.

Jeden z kumpli Caluma uśmiechnął się do mnie szeroko, ukazując rządek białych zębów. Miał trochę dłuższe, lekko pokręcone włosy i wyglądał niezwykle znajomo. Po chwili zrozumiałam, że to on pracował w sklepie, w którym kupiłam swój aktualny rower. 

Zauważył, że go skojarzyłam, więc się odezwał:

- Jak sprawuje się sprzęt?

 Było to najbardziej typowe pytanie, jakie młoda dziewczyna może dostać od młodocianego, napalonego sprzedawcy rowerów.

- W porządku, nie najeździłam się nim za dużo przez te dwa dni - opowiedziałam spokojnie.

- Wyglądasz znajomo - odezwał się jeszcze inny, siedzący najbliżej okna.

Ten miał blond włosy i kolczyk w wardze. W żaden sposób nawet go nie kojarzyłam, więc uznałam jego słowa jako marny podryw. Całkowicie zignorowałam jego dołeczki w policzkach i wszelki urok osobisty. Nie myślcie, że jestem aż tak zakochana w sobie, że wydaje mi się że każdy dźwięk wydany przez samca w moją stronę jest podrywem. Po prostu nie lubię zagadujących mnie typów. Calum również patrzył na niego z uniesioną brwią, co oczywiście nie uszło mojej uwadze.

- Nie sądzę. Mogę odebrać zamówienie? - powtórzyłam możliwie jak najbardziej beznamiętnym tonem.

- Boże, jesteś taka ponura że odechciało mi się jeść - wyszeptał ten z czerwonymi włosami, który siedział na przeciwko blondyna z kolczykiem.

Not you again || C.HoodWhere stories live. Discover now